czwartek, 30 października 2014

15 - Zakłamany czy chcący jak najlepiej?

- Pędzę już - uśmiechnęłam się.
- Trzymaj się - ucałował mój policzek. - Do niedługo, możesz przyjechać z Louisem - zaśmiał się na pożegnanie.
Wsiadłam do taksówki, potem do samolotu... I zaczęłam sobie myśleć ile się wydarzyło. Kiedyś ten Bruno był mi taki obojętny, kiedyś go nienawidziłam, a teraz?
Tak naprawdę to był dopiero początek wszystkiego.

------------------------------------------------------------------------------------------
Znów te drzwi, które kiedyś z dumą nazywałam swoimi drzwiami. Teraz siedział tam smutny, samotny chłopak. Zadzwoniłam dzwonkiem, cały czas wydawał ten sam dźwięk, jak ja dawno tu nie byłam. Otworzył. Louis. Miał jeszcze łzy w oczach. Delikatnie go objęłam.
- Cześć - szepnęłam.
- Cześć.
Po godzinach przegadanych na temat Louisa i babci postanowiliśmy zmienić temat.
- A co ty w sumie robiłaś tam w Stanach? Przecież już nie masz tego swojego programu.
- Zatrudniłam się jako menadżerka.
- Serio? Kogo?
- A, nie znasz. - nie chciałam, żeby pomyślał sobie nie wiadomo co. Lepiej w ogóle o tym nie mówić. - Ale po jakimś czasie muszę tam wrócić, Lou. Do tej pracy.
- Co? Ale czemu nie zatrudnisz się gdzieś tutaj?
- Potrzebują mnie tam, nie mogę tak po prostu odejść.
Kłamstwo? Może małe. Ale zależy mi na tej pracy. I na tych ludziach. I na Brunie.
Louis nie zaproponował wspólnego wyjazdu, więc ja też go nie proponowałam. Może to lepiej, że nie wie.
Nagle dźwięk smsa. Bruno.
"Hej, mam nadzieję, że szczęśliwie tam doleciałaś, złotko. Odezwij się potem".
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Kto to?
- Co? Nikt. Jakaś głupia reklama.
- Amy, wiesz, że za tobą tęskniłem? Mimo tego wszystkiego co się działo...
- Ale właściwie co się działo? Do niczego nie doszło.
- Wiem właśnie. Przepraszam.
Louis popatrzył mi w oczy i delikatnie ucałował moje usta.
Po tym wszystkim powinnam chyba wykrzyczeć jak bardzo mi tego brakowało. Ale niczego szczególnego nie poczułam... To dziwne. Może to przez ten stres. Przecież go kocham.

Mijały dni spędzone w towarzystwie Louis'a, znów się do siebie zbliżyliśmy.
Mijały dni spędzone bez towarzystwa Bruna, a mimo tego też się do siebie zbliżaliśmy. Przez smsy i rozmowy, może to głupie, ale nie wiem co bym zrobiła bez niego. Zwykle bardziej doceniamy kogoś, gdy nie jest koło nas i tak właśnie było. On zawsze mnie pocieszał, jeju. To wspaniały człowiek.
- Wiesz, że niedługo muszę wrócić z powrotem, prawda?
- Wiem - jakby się tym nie przejął. Ten wyjazd, a mój pierwszy wyjazd i nasze odczucia... To nie było już to samo. Nie byliśmy załamani aż tak rozłąką. Ale przecież go kocham.

* * *
- Stary, ciągle z nią piszesz. - Phil usiadł na kanapie koło Bruna.
- Nie przesadzaj, jedynie tylko wieczorem. Poza tym musi wiedzieć co się dzieje wokół mnie skoro jest moją menadżerką, prawda?
- Już to widzę jak piszecie tylko i wyłącznie o pracy - zaśmiał się. - Amy wróci na Superbowl?
- Jasne, że tak.
- Ale wiesz, że to już za dwa tygodnie? Bruno, oni są w sobie zakochani i boję się, że ona jednak tam zostanie...
- Nie zostanie, wie, że to ważne.
- Jesteś jej szefem, a tam jest jej chłopak. Przemyśl to. Może nie powinieneś kazać jej wracać. Może lepsze byłoby poszukanie innej menadżerki? Ona ma tam swoje życie.
- Ale przecież... - Bruno zaczął pewnie. - My się przyjaźnimy. Tak? Przyjaźnimy się? - i zaczął się wahać.
Phil wstał z kanapy i zostawił Bruna z tymi dziwnymi myślami.

* * *
- Halo? - uśmiechnęłam się do słuchawki. Louis był w łazience, a ja gadałam lekko ściszonym głosem.
- Hej, Amy. Jest sprawa.
- Sprawa? Jaka?
- Może ty powinnaś tam zostać. Masz swoje życie i ogólnie to nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś pracowała tu z nami i...
- Co? Zwalniasz mnie?
- Nie, Amy. To nie tak. Ja wiem, że ty nie chcesz tu wracać. Zostań tam.
- Przecież tu nie chodzi tylko o pracę. Przecież my się... Przyjaźnimy? Tak? Tak mi się zdawało.
- Przemyśl to.
- Czekaj. Rozumiem. Gwiazda się mną znudziła i znalazła kogoś lepszego?
- Słucham?
- Spokojnie, nie muszę tam wracać - w tym momencie z łazienki wyszedł Louis. - Do widzenia, szefie!
Schowałam komórkę do kieszeni i popatrzyłam na Louisa.
- O czym rozmawialiście?
- A wiesz, szef, on... On znalazł kogoś na moje miejsce i stwierdził, że...
- Zostałaś zwolniona? - uniósł jedną brew.
- Tak. Tak właśnie.
- Znajdziemy ci tu coś lepszego, nie martw się, kochanie. - delikatnie mnie objął.
A ja pocałowałam go i wtedy znów poczułam jak ważną osobą jest dla mnie Louis. Zakłamany świat gwiazd to jednak nie moja bajka. Louis był szczery.

* * *
- Jesteś idiotą - wrzasnął na Phila. - Zrozumiała przez to, że ją zwalniam. Że jestem zakłamany i że mam ją w dupie. Jesteś.. Jesteś idiotą, Phil!
- Bruno, spokojnie. Nie chciałem tego. Nie wiem co jej nagadałeś...
- Przyjaźniliśmy się! Dobrze o tym wiedziałeś!
- Ale ona ma swoje życie.
- Sugerujesz, że nie byłem jej częścią?
- Skąd mam to wiedzieć jak od pewnego czasu nic mi nie mówisz? Nie wiem jak jest między wami, Bruno. Też myślałem, że się przyjaźnimy.
- Ej no, stary, bo się przyjaźnimy. Nie, ja już nie wiem co robić. Nie odbiera już ode mnie. Proszę, pomóż mi jakoś.
- Dobra, może mój plan był głupi. Jutro coś wymyślę. Idź spać, Bruno.

* * *
Była 7 rano. Ja smacznie spałam, gdy poczułam dotyk Louisa.
- Złotko - zaczął, a ja od razu skojarzyłam to słowo z Brunem. - Wstajesz?
- Tak, tak, już.
Weszłam do kuchni, gdzie czekało pyszne śniadanie. Louis włączył radio. Oczywiście. Leciało "Treasure".
- Mógłbyś ściszyć? - poprosiłam.
- A faktycznie. Nie lubisz tej piosenki - zaśmiał się Lou. - Wychodzę dziś wcześniej do pracy. Będziesz na mnie czekać?
- Tak, jak zawsze, kochanie. - uśmiechnęłam się. - Miłego dnia.
Po wyjściu Louisa wzięłam do ręki telefon. 10 nieodebranych połączeń, wszystkie od Bruna. A może miał mi coś do powiedzenia? Może coś da się... Nie no. Już nie dzwoni. Może chciał po prostu udawać miłego. To już nieważne, nie mogę o nim myśleć. Bruno Mars znów jest obcą mi gwiazdą.