czwartek, 28 sierpnia 2014

13 - Wielka ruina

- Och, Amy, Amy, przyznaj, że po prostu nie mogłaś wytrzymać tego pięknego widoku.
- Chciałbyś - rzuciłam w niego spinaczem.
- Nie, szczerze nie chciałbym. Cieszę się, że poznałem taką Amy jaką poznałem. Nieuległą, nie lecącą na kasę... Hm... Nienawidzącą mnie? Teraz już nie czuję potrzeby przekonywania cię do mnie, bo nie potrzebuję, żebyś była moją fanką. Choć fajnie by było, nie zaprzeczę. Ale dobrze, że jesteś tu z nami... Jako ta Amy, która nie wiem czy mnie lubi, czy nie, ale ja ją uwielbiam i mam nadzieję, że będzie taką damską wersją Phila. - uśmiechnął się.
Czy on to powiedział szczerze? To nie jest Bruno Mars, to Peter Hernandez. Szczerzy Peter Hernandez, któremu na mnie zależy.
- O ile ty będziesz moją męską wersją Meg.
- Dobrze, złotko.

.
Późno wróciłam do domu, bo mieliśmy bardzo dużo pracy w biurze. Zmęczona padłam na łóżko. Na czym ja właściwie stoję? Pokłóciłam się z siostrą, mój były chłopak nie chce mi w nic uwierzyć i ma mnie dość, a ja zaprzyjaźniłam się z cenionym celebrytą. Nikt nie zaprzeczy, że moje życie jest lekko
pokręcone.
Jak ja tęsknię za Louisem. Mówiłam już to? Czemu on musi być taki uparty i w nic nie chce mi uwierzyć? Przecież do niczego z Brunem nie doszło. A może on po prostu znalazł inną dziewczynę, chce się mnie pozbyć pod pretekstem, że to ja wszystko zepsułam? Nie no, nie jest chyba aż tak tragicznie, za dużo myślę. Gdybym tylko się do niego dodzwoniła, gdyby wysłuchał i mnie, i Bruna... Przecież nasza sprawa w mediach już dawno ucichła. Nikt nie wie, że jestem menadżerką Bruna i oby tak zostało, bo znów ludzie pomyślą niestworzone rzeczy.
Dość, pójdę się przejść.
Szłam przez te zatłoczone uliczki Los Angeles, które tak pięknie wyglądały nocą. W tym całym mroku nagle ujrzałam kogoś znajomego. Adam.
- Amy! Jak u ciebie?
- W porządku.
- Nadal menadżerka Bruno Marsa?
Coś do mnie dotarło. Powiedziałam mu przecież o mojej pracy. Przecież on ma swoje show. Co jeśli powie wszystko na wizji, a nasza sprawa znowu się rozpocznie? Jak mogłam być taka głupia?
- Eee, no okej. Ale obiecaj, że to zostanie między nami.
- Spoko, rozumiem, że chcesz mieć trochę spokoju, gdybym to wydał to przecież znowu uznaliby was za parę. Jest okej.
Dziękuję, jak dobrze, że Adam jest normalnym człowiekiem.
- Ale może w zamian za dochowanie tego sekretu... Pójdziemy razem na spacer? - zaśmiał się.
- Jasne, czemu nie. - to przecież tylko zwykły spacer.
- Wiesz, Amy.. Tęskniłem - mówił po drodze.
- Ta, fajnie nam się pracowało
- Ale nie za pracą - Adam zatrzymał się. - Tylko za tobą.
- Adam...
- Podobasz mi się, Amy, co poradzę.
- Mówiłam ci przecież, że ja i Louis...
- Tak, wiem. To było głupie. Zapomnijmy o tym.
- Kumple?
- Kumple. - przytaknął.
Zrobiło mi się strasznie głupio. Adam? Podobałam mu się? To naprawdę dziwne.
- Może będziemy się częściej widywać - zaproponował.
- Jako kumple, tak?
- Jasne, zero randek, kolacji czy czegoś. Może na przykład takie spacery.
Zapadła głupia cisza, nie wiedziałam o czym mam z nim gadać, jak się przy nim zachowywać.
- Widziałem cię jakiś czas temu z Brunem. Tylko menadżerka?
Już chciałam powiedzieć "Adam, przestań, skończ już to", ale w sumie po co?
- Przyjaźnię się z nim.
Wybuchł śmiechem, nie zrozumiałam jego reakcji.
- Nie zrozum mnie źle, ale myślisz, że taki Bruno Mars serio będzie miał dla ciebie czas?
- Peter Hernandez.
- Co?
- Naprawdę nazywa się Peter Hernandez, przy mnie to nie jest ten znany Bruno Mars. Choć i tak mówię do niego Bruno, bo Peter nie pasuje.
- Amy, martwię się o ciebie, nie chcę, żeby cię zranił.
- Adam, to moje życie, zaufałam mu i myślę, że on zaufał mi. Dużo gadałam z nim na tego typu tematy, naprawdę już nie myślę, że jest zapatrzoną w siebie gwiazdeczką.
- Jak uważasz - mruknął. - Ale lepiej zapamiętaj sobie moje słowa.
- Dobra, wracam już do domu - zdenerwowałam się.
- Odprowadzę cię - chwycił mnie za rękę.
- Nie, Adam. - szybko się wyrwałam i poszłam do domu.
Co on sobie myślał? Okej, kiedyś sama uważałam podobnie, no ale to wszystko to nie jego sprawa.

Mijały dni, tygodnie, a ja i Bruno stawaliśmy się coraz lepszymi przyjaciółmi. Zaprzyjaźniłam się też z większością Hooligans, zwłaszcza z Philem. Nastał już rok 2014, Bruno był już w trasie po Ameryce, a ja jeździłam razem z nim. Chłopacy dawali z siebie wszystko, cieszę się, że ich poznałam. Teraz dręczyła mnie myśl jak kiedyś mogłam nie lubić muzyki Bruna? Przecież jego piosenki są naprawdę świetne. Cam ucieszyłaby się na wieść, że go lubię... Ech. Nie wiadomo kiedy my ze sobą pogadamy.
Trwał właśnie ostatni koncert Bruna, po którym na jakiś czas wracamy do domu. Stałam za sceną patrząc jak Mars wczuwa się w całe show. Czasami mnie korciło, żeby wyjść na tą scenę i powiedzieć coś pod koniec... Że Bruno jest wspaniały, że wkłada całe serce w to co robi... Ale przecież nie mogłam. Ludzie nie mogą się o wszystkim dowiedzieć.
- Super ci poszło, Bruno - uśmiechnęłam się jak skończył.
- Jak zawsze - poprawił kołnierzyk swojej koszuli i zrobił minę cenionej gwiazdy.
- Ta, jasne.
- Co mówiłaś?
- Nic, kompletnie.
Uwielbiałam się tak z nim droczyć.
Jak zwykle po koncercie poszliśmy razem z Hooligans do hotelu i razem w jednym pokoju gadaliśmy o wszystkim i niczym. Siedziałam koło Bruna. Jak zawsze zresztą.
Nagle niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Nie uwierzycie... Sama początkowo nie uwierzyłam. Nie, to niemożliwe...
- Wszystko okej? - zapytał Bruno.
- Tak, ale ja... Ja muszę odebrać - wydobyłam z siebie i szybko opuściłam pokój hotelowy. - Halo?
- Cześć - głos Louis'a, którego nie słyszałam tak długo. Czułam tak wielkie podekscytowanie, jeju, kocham go. Kocham go najmocniej na świecie. - Nie jest dobrze - jego głos posmutniał, nigdy nie słyszałam go w takim stanie. Wystraszyłam się jak nigdy.
- Co się stało? - szepnęłam.
- Babcia, ona... - słyszałam tylko jak Louis się rozpłakał. Nigdy nie słyszałam, żeby płakał. NIGDY. Zawsze był silny.
- Co się stało? - powtórzyłam bardziej przerażona.
- Amy, przyjedź tu, proszę. Wiem, że nie dałem ci nic wyjaśnić, przepraszam. Teraz cię potrzebuję. Błagam, przyjedź.
- Ale co się dzieje, Louis, co z babcią?
- Ona... Ona nie żyje.
W tym momencie komórka wypadła mi z rąk. Rozpłakałam się na środku korytarza. Moje życie na nowo stało się wielką ruiną, jakąś wielką zapadnią nieszczęść.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

12 - Wyznanie prawdy.

Popołudnie przeszło w wieczór, a my oglądaliśmy razem jakąś durną komedie w Tv. Bruno co chwile się z czegoś śmiał, co rozbawiało mnie bardziej niż sam film. Po jakimś czasie poszłam do łazienki, umyć włosy. Gdy wróciłam Bruno drzemał na sofie. I co miałam zrobić? Przecież go nie obudzę. Znalazłam jakiś koc i przykryłam go. Potem najzwyczajniej w świecie poszłam do sypialni, nie robiąc wielkiego halo z tego, że sam Bruno Mars śpi w moim domu.

.
Nazajutrz wstałam bardzo wcześnie. Bruno jeszcze spał, jak najciszej postanowiłam zrobić śniadanie. Ta, jak najciszej... Czy ja się spodziewałam, że w jakiś magiczny sposób woda na herbatę będzie wrzeć bezgłośnie? Bruno momentalnie zerwał się z kanapy, rozejrzał się, przy czym jego mina była po prostu przekomiczna.
- Amy! Co ja tutaj robię?
- Zasnąłeś.
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Bo tak słodko spałeś - odparłam po chwili namysłu.
- Bardzo śmieszne. Która godzina!?
- Spokojnie, spokojnie. Dopiero 7.
- Uf... Pamiętaj, że dziś ta sesja dla Billboardu, jakbyśmy się spóźnili...
- Nie spóźnimy się - przerwałam mu. - A teraz choć na śniadanie.
Przez te dwie godziny zanim poszliśmy do studia Bruno zdążył mnie przeprosić za swoje zaśnięcie jakieś 50 razy. Przy śniadaniu gadałam z nim znów zupełnie na luzie, jakbyśmy byli przyjaciółmi. Zauważyłam, że w sumie bardzo chciałabym być jego przyjaciółką. Dobra, Amy, nie rozmarz się, to Bruno Mars, a ty jesteś jego menadżerką. Tylko menadżerką.
Przyjechaliśmy do studia pierwsi, nikogo jeszcze nie było. Poszłam do biura, gdy tymczasem Bruno szykował się na sesję dla Billboardu. Słyszałam tylko jak nuci sobie "Locked out of Heaven".
- Siema Amy! - do biura wpadł Phil. Nigdy nie opuszczało go poczucie humoru, zawsze podchodził do wszystkiego ze swoim luzackim nastawieniem. Wydawał się naprawdę fajnym gościem.
- Hej - uśmiechnęłam się.
- Billboard niedługo będzie dzwonić.
- Jestem pod telefonem.
Phil uśmiechnął się, po czym wyszedł z pokoju.
Zaczęłam się zastanawiać kim ja w ogóle dla nich jestem? Zwykłą pracownicą czy choć trochę ich obchodzę? Nie chcę być dziewczyną, która jest na każde ich zawołanie. Nie wiem co o tym myśleć, chcę się z nimi zaprzyjaźnić, a może oni mają mnie totalnie w dupie. To wszystko jest bez sensu.
Przyjechali ludzie z Billboardu, porobili jakieś zdjęcia Marsowi, nakręcili jakiś krótki filmik. Przypatrywałam się wszystkiemu. Obok mnie stał Phil razem z Jamareo. Nagle poprosili Bruna o zmienienie stroju, ten szybko zdjął czerwoną koszulę, dzięki czemu przez chwilę mogłam pierwszy raz zobaczyć jego klatę... Wytrzeszczyłam oczy, miałam lekko otwarte usta. Wyglądałam zapewne jak podekscytowana nastolatka, co uświadomił mi Phil, który zaśmiał się na mój widok.
- Każda go pragnie, ach, och, to Bruno Mars - wrzasnął w śmiechu, a ja lekko uderzyłam go w ramię. Jednak patrzyłam się na niego dalej, bo nie mogli znaleźć tej koszulki, którą Bruno miał założyć. No tak, oczywiście Mars spojrzał się na mnie, więc i on zauważył moją bezcenną minę.
- No co? - zaśmiał się.
- Nic. - prawie szepnęłam. Odwróciłam wzrok i poszłam do biura, udając, że ktoś dzwoni.
Bruno wszedł do pokoju, w którym byłam. Już ubrany.
- Kto dzwonił?
- A nie, wydawało mi się.
Ten zaśmiał się.
- Och, Amy, Amy, przyznaj, że po prostu nie mogłaś wytrzymać tego pięknego widoku.
- Chciałbyś - rzuciłam w niego spinaczem.
- Nie, szczerze nie chciałbym. Cieszę się, że poznałem taką Amy jaką poznałem. Nieuległą, nie lecącą na kasę... Hm... Nienawidzącą mnie? Teraz już nie czuję potrzeby przekonywania cię do mnie, bo nie potrzebuję, żebyś była moją fanką. Choć fajnie by było, nie zaprzeczę. Ale dobrze, że jesteś tu z nami... Jako ta Amy, która nie wiem czy mnie lubi, czy nie, ale ja ją uwielbiam i mam nadzieję, że będzie taką damską wersją Phila. - uśmiechnął się.
Czy on to powiedział szczerze? To nie jest Bruno Mars, to Peter Hernandez. Szczerzy Peter Hernandez, któremu na mnie zależy.
- O ile ty będziesz moją męską wersją Meg.
- Dobrze, złotko.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo krótki odcinek, bo chciałam o sobie przypomnieć. Tak, wróciłam :)

czwartek, 14 sierpnia 2014

11 - Słodko czy sztucznie?

- Nie powinnaś już spać? - powiedział zaspanym głosem. - Zaraz, zaraz. Czy u ciebie leci "Locked out of Heaven"? - zdziwił się.
- Bruno, nie mogę się uwolnić od twoich piosenek - ten zaśmiał się szczerze.
- W takim razie jutro zaśpiewam jakiś utwór specjalnie dla ciebie. Teraz już to wyłącz i idź spać, złotko. - rozłączył się.
Bruno działał na mnie w jakiś dziwny sposób. Profesjonalny piosenkarz, a zachowywał się jak mój najlepszy przyjaciel. Przyjaciel? Czy mnie i Bruno Marsa serio może połączyć coś takiego jak najprawdziwsza przyjaźń? Czy może on pragnie mnie sobie zwyczajnie owinąć wokół palca? To był temat moich wieczornych rozmyśleń, którym towarzyszyła muzyka z płyty "Unorthodox Jukebox".

.
Następnego dnia znów poszłam do studia. Nie zastałam tam nikogo oprócz Bruna.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
Ten jak głupi zaczął się śmiać.
- Do której godziny słuchałaś sobie wczoraj mojej płyty? - wstał z miejsca.
- Wyłączyłam od razu jak mnie prosiłeś - skłamałam, żeby nie wyjść na jego fankę. Może jednak o to od początku mu chodziło?
- Jasne - zbliżył się do mnie. - A teraz czekasz tylko, aż zaśpiewam ci coś na żywo, prawda? - puścił oczko.
- Tak, to moje marzenie, Bruno - powiedziałam z ironią w głosie.
Ten jakby wziął to na poważnie, usiadł z gitarą w ręku. Usiadłam naprzeciwko niego.
- Serio będziesz dla mnie śpiewał? - zaśmiałam się.
- Jasne.
Oh, her eyes, her eyes
Make the stars look like they're not shining.
Her hair, her hair..
- Śpiewasz to każdej? - zapytałam nagle.
- Przerywasz każdemu? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Chcesz coś innego rozumiem? - popatrzył na mnie i przez chwilę nasze spojrzenia się zetknęły. Oboje tak na siebie patrzyliśmy w ciszy, sama nie wiem po co, sama nie wiem jak długo, dopiero sygnał telefonu to przerwał.
- Odbiorę, to pewnie ktoś o ciebie już pyta - odwróciłam w końcu wzrok. - Halo?
- Dzień dobry, menadżerka Bruno Marsa?
- Przy telefonie.
- Świetnie. Czy Bruno zgodziłby się na wywiad w...
- Przepraszamy, Bruno nie bierze teraz udziału w wywiadach.
- A to dlaczego?
- Jest zajęty - skłamałam.
- Dobrze, rozumiem.. Ma pani bardzo podobny głos do niejakiej Amy Evans.
- Amy Evans?
- Tak, prowadziła kiedyś show, potem zaistniały jakieś sytuacje pomiędzy nią a Bruno Marsem... Właśnie chcieliśmy porozmawiać z nim na ten temat.
- Do widzenia - rozłączyłam się.
Weszłam z powrotem do pokoju, gdzie był Bruno, tym razem w towarzystwie innych Hooligans.
- Amy! Siadaj!- zawołał Phil.
Chłopacy ustalali coś na temat trasy, która już niedługo miała zacząć się na nowo, na szczęście tylko w rejonach Ameryki. Bycie menadżerem łączy się też z wieloma podróżami, wszędzie będę jeździć z tymi chłopakami. Ciekawe jak to będzie.
- Bruno, pamiętaj, że w sobotę sesja zdjęciowa dla Billboardu - wtrąciłam nagle.
Mogę się pochwalić, iż mój klient został mianowany przez Billboard "Artystą 2013 roku".
- Jasne, przecież takich rzeczy się nie zapomina. Artysta roku - westchnął. - Niesamowite uczucie.
Popołudniu wszyscy zaczęli się rozchodzić do domu, ja odpisywałam na ostatnie maile i odbierałam ostatnie telefony.
- Zostaw już tą pracę - ktoś wszedł do środka. Bruno.
- Już, już - mówiłam, a ten chwycił mnie za rękę.
- Miałem ci zaśpiewać piosenkę, prawda? - uśmiechnął się.
- Prawda - zaśmiałam się, a Bruno pociągnął mnie za sobą do pokoju, w którym były wszystkie instrumenty.
Skończyło się na tym, że prześpiewaliśmy sobie całe "Unorthodox Jukebox".
- Masz śliczny głos - wyjawił nagle.
- Co ty gadasz, nie - skrzywiłam się.
- Serio. Może to ty powinnaś mi coś śpiewać? - usiadł na kanapie i skinieniem głowy chciał pokazać, że obok niego jest miejsce dla mnie. Przysiadłam więc na sofie, a Bruno w tym czasie rozłożył ręce na szerokość kanapy. Czułam się... Co najmniej dziwnie. Tym bardziej, gdy nasze spojrzenia znów się zetknęły. Nagle ktoś wszedł do pokoju.
- Amy? Bruno?
- Co ty tu robisz, Phil? - Bruno położył ręce z powrotem wzdłuż ciała.
- Zapomniałem kurtki. A wy co tu robicie?
- Pokazywałem Amy jak... - próbował się tłumaczyć, jakbyśmy robili coś złego.
- No, no. Dobra, do jutra - Phil szybko wyszedł.
- Też będę się już zbierać - nieco się speszyłam. Czemu nasze spojrzenia się znów zetknęły? Boję się, że Bruno po prostu chce, żebym mu w jakiś sposób uległa, chce mnie mieć wokół palca... Znów zaczynałam myśleć, że gwiazdy to nie do końca normalni ludzie. Może to głupie, ale może prawdziwe.
- Odprowadzę cię - Bruno założył na siebie płaszcz.
Szliśmy w milczeniu. Na dworze było dziś wyjątkowo zimno, a ja głupia nie wzięłam nawet żadnego swetra. Bruno bez krępacji zdjął swój płaszcz i założył go na mnie.
- Co ty robisz? Nie, weź ten płaszcz z powrotem, zmarzniesz. - zaprzeczałam.
- Jest mi całkiem ciepło - kłamał, czułam to. Ale nie mogłam w żaden sposób przekonać szanownego Marsa, więc poszłam w tym płaszczu do domu. To co zrobił było serio słodkie.
- Dzięki - oddałam mu płaszcz, gdy byliśmy przy moim mieszkaniu. - Może wejdziesz do środka?
- Skoro nalegasz - zaśmiał się.
Bruno przemarznięty usiadł na mojej kanapie, zrobiłam nam herbatę.
- Jesteś tu sama?
- No tak, a z kim?
- Nie wiem, może pogodziliście się z...
- Nie zaczynajmy jego tematu - poprosiłam. Wiedziałam, że mogłabym się rozbeczeć.
Popołudnie przeszło w wieczór, a my oglądaliśmy razem jakąś durną komedie w Tv. Bruno co chwile się z czegoś śmiał, co rozbawiało mnie bardziej niż sam film. Po jakimś czasie poszłam do łazienki, umyć włosy. Gdy wróciłam Bruno drzemał na sofie. I co miałam zrobić? Przecież go nie obudzę. Znalazłam jakiś koc i przykryłam go. Potem najzwyczajniej w świecie poszłam do sypialni, nie robiąc wielkiego halo z tego, że sam Bruno Mars śpi w moim domu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć, jeśli jest tu ktoś kto mnie czyta to bardzo się cieszę. Jutro wyjeżdżam, a więc nie będzie żadnych nowych odcinków przez co najmniej tydzień. Jeśli czytasz zostaw po sobie komentarz z opinią: byłoby mi bardzo miło.

10 - Witaj, praco menadżerki!

Od Amy:
"Za moim ideałem nawet na koniec świata! Będę w Los Angeles za dwa tygodnie, oczekuj mnie złotko".
Uśmiechnął się mimo woli, oboje sobie z tego żartowali, ale jednak to całe stwierdzenie "złotko" i gdy ta druga osoba go używała sprawiało takie ciepło w środku.
Do Amy
"Złotko jest moje i tylko moje, złotko. Jak będziemy używać tego oboje to pomyślą, że coś nas łączy!!!"
Znów się uśmiechnął, ona pewnie też. Amy przyjeżdża.

.
Meg uśmiechnęła się, widząc jak zadowolona odczytuję sms od Bruna.
- Złotko - parsknęła śmiechem.
- Przestań, co? - zaśmiałam się.
- To co? Przyjeżdżasz tam?
- Na to wygląda. - zamyśliłam się. - Meg...
- Hm?
- Poleć tam ze mną.
- Amy, wiesz, że nie mogę.
- Ale nie będę tam miała zupełnie nikogo, Meg - przytuliłam się do niej.
- Masz Bruna.
- Bruna? My się nawet dobrze nie znamy.
- Ale dogadujecie się, jakbyście się znali kilka lat. - stwierdziła. - Amy, obiecuję ci, że będzie dobrze - uśmiechnęła się, a ja zastanawiałam się jak to wszystko będzie.
Louis nadal nie odbiera, zresztą czemu ja się nadal staram? Ma mnie dość, muszę to jakoś zaakceptować, choć nadal kocham go jak nikogo innego. Parę razy udało mi się dodzwonić do rodziców, ale Cam zawsze unikała rozmowy ze mną. Miałam już dosyć wszystkiego, czułam jak wszyscy oprócz Meg odwracają się ode mnie. Dwa tygodnie później i z nią musiałam się pożegnać zostawiając ją na nie wiadomo jak długo.
Znów wylądowałam w Los Angeles, czasem zastanawiałam się jak wiele razy wrócę do Polski i jak wiele razy jeszcze ją opuszczę. Wychodząc zauważyłam Bruna, który szczerzył się w moim kierunku. Dziwne, że jeszcze nie został zaatakowany przez tabun fanek.
- Dzień dobry, panie Mars! - zaczęłam z nim rozmowę, wcielając się w rolę przyszłej menadżerki, po czym wyciągnęłam do niego rękę.
- Dzień dobry, panno Evans! - powiedział z jak największą powagą, wziął moją rękę i pocałował jak najprawdziwszy dżentelmen. Po chwili jednak zaśmiał się. - Dziwne.
- Co jest dziwne? - spojrzałam na niego.
- Że jeszcze jakiś czas temu tej ręki byś sobie nie dała za nic pocałować, bo jako Bruno Mars miałbym sobie darować - zachichotał, a ja zrobiłam to samo. - Przejdziemy się?
- Jasne.
I choć zabrzmi to najdziwniej na świecie to spacerowałam sobie z Bruno Marsem po Los Angeles. Znów zachowując się jak dżentelmen, wziął moją walizkę i niósł ją całą drogę.
- Zauważyłeś, że choć tyle się ze sobą widzimy, gadamy codziennie to tak naprawdę się nie znamy? - mruknęłam. - I coraz częściej zastanawiam się czy to nie lepiej. Jesteś Bruno Mars, kiedy znalazłbyś czas dla takiej Amy? Czy my w ogóle powinniśmy się poznawać?
Bruno zatrzymał się i włożył ręce w kieszenie. Popatrzył na mnie, a ja poczułam się jakoś dziwnie.
- Czemu uważasz każdą gwiazdę za osobę szlachecką, która nie powinna się zadawać z ludźmi? - powiedział po chwili głosem naprawdę poważnym. - Na serio chcę cię poznać, co jest w tym złego?
- Nie wiem, to wydaje się takie niemożliwe.
- Jestem człowiekiem, Amy. I chcę cię poznać.
- Ale jak? Ty jesteś Bruno Mars, prędzej czy później będziesz miał trasy i...
- Nie - przerwał mi. - Przy tobie jestem Peter Hernandez. - podał mi rękę. - Peter.
- Ale Peter do ciebie nie pasuje - zaśmiałam się, a on zrobił to samo.
- No dobra, więc Bruno. Ale Bruno Hernandez, okej?
- Okej - uścisnęłam jego rękę.
Przez chwilę czułam się jakbym gadała z męską wersją Meg. Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy, co mnie zaskoczyło. Nagle Bruno skręcił w jakąś uliczkę i wyszliśmy obok mojego starego mieszkania. Spojrzałam na to miejsce, przypominając sobie jak byłam tu z Cam. Tak bardzo brakowało mi siostry. Całe szczęście, że mieszkanie nadal było wolne i mogłam je na nowo wynająć na czas bliżej nieokreślony.
- Dziękuję - odebrałam od niego walizkę.
- Nic takiego - pokazał szereg swoich bielutkich zębów. - Masz tu adres naszego studia, wpadnij jutro. - wręczył mi kartkę. - Do zobaczenia Amy.
- Pa Bruno.
Po wejściu do mieszkania uśmiechnęłam się mimo woli. To jest naprawdę fajny gość...

Następnego dnia. Przyszłam do tego studia, bojąc się tego pierwszego dnia w pracy. Jak w ogóle wygląda praca menadżerki?
Weszłam do środka, tam pełno nieznajomych twarzy. Nigdzie nie mogłam dostrzec Bruna.
- Cześć, jestem Amy i będę... - zaczęłam nieco speszona.
- Amy! - przerwał mi nieco łysawy, ciemniejszej karnacji mężczyzna. - Jestem Phil Lawrence, dobry kumpel Bruna. Nawet nie wiesz, ile on czasem o tobie nawija - zaśmiał się szczerze, a ja już wiedziałam, że na ogół panuje tu luźna atmosfera.
Nagle ktoś zakrył moje oczy rękoma i miałam zgadnąć kto to niby jest. Nie zastanawiałam się długo.
- Bruno - zachichotałam.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - wziął ręce z powrotem, a ja odwróciłam się i zobaczyłam jego promienną twarz.
- Bo chyba nikt nie ma takich małych rąk jak ty - żartowałam z niego. - Poza tym znam tu tylko ciebie.
- Tu są moi kumple, Hooligans - przedstawił nas sobie nawzajem. Ci jego kumple wydają się naprawdę spoko, on sam też. Żałuję, że na początku miałam o nim aż tak kiepskie zdanie.
Poszłam do swojego biura, tak, mojego osobistego biura, gdzie miałam odbierać różne telefony dotyczące wywiadów, sesji oraz innych takich. Bruno nie był chętny na żadne wywiady, nie dziwiłam mu się zresztą. Musiałam więc wszystko odwoływać. Nagle zadzwonił telefon w sprawie jakiejś sesji zdjęciowej. Weszłam do pomieszczenia, gdzie Bruno zamknął się z Hooliganami, by ich o tym poinformować.
- Zatwierdziłam właśnie sesję zdjęciową do magazy... - ucichłam. To wyglądało tak pięknie jak wszyscy siedzieli, grali na instrumentach, śmiali się. Pokój był zapełniony plakatami, biletami, wejściówkami, złotymi, platynowymi płytami oraz innymi wspaniałymi rzeczami. Było tam też pełno zdjęć.
- Jasne, spoko - Bruno odłożył gitarę. - Co tak się zdziwiłaś? - zaśmiał się.
- Ten pokój jest niesamowity - podeszłam do jakiejś półki, gdzie mogło być ze sto egzemplarzy obu płyt Bruna.
- Zostawiliśmy część dla siebie. Tak na wszelki wypadek.
- Mogłabym od was je kupić? - zapytałam.
Bruno uśmiechnął się kpiąco.
- A ja myślałem, że moja muzyka to zupełnie nie twoja bajka.
- Nie wiem, dlatego chciałabym tego przesłuchać.
- Przyznaj, Amy - podszedł do mnie bardzo blisko. - Po prostu nie umiałabyś zasnąć bez mojego głosu. Znasz pewnie z dwie piosenki, które ci się niezbyt spodobały, a tak naprawdę - stanął ze mną twarzą w twarz - nic o mnie nie wiesz.
- To może się dowiem - odsunęłam się i wzięłam dwie płyty do rąk. - A więc jak? Mogę?
- Jasne - zaśmiał się.
- Ile płacę?
- Żartujesz sobie? Weź je po prostu.
Nieco zdziwiła mnie reakcja Bruna. No dobra, z chęcią wezmę je za darmo. Bruno mnie przejrzał, nie znałam jego piosenek, a już oceniałam. Naprawdę miałam ochotę tego przesłuchać.
Wracałam zadowolona do mieszkania, gdy nagle ujrzałam znajomą twarz.
- Amy? - Adam podbiegł do mnie, nieco zdziwiony.
- Adam, jak tam? - uśmiechnęłam się. Był z niego naprawdę spoko gość, żałuję, że przez moje działanie pod presją nasz kontakt zupełnie się urwał i musiałam zostać zwolniona z pracy.
- W porządku. Co ty tu robisz?
- Pracuję.
- Nowe show?
- Nie, praca menadżera.
- Czyjego menadżera?
- Bruno Marsa.
Ten zaśmiał się.
- No tak, jak mogłoby być inaczej.
- O co ci chodzi? - zdziwiłam się.
- Tak miałaś dosyć tego Bruna, a teraz nagle jego menadżerka. Może ktoś więcej?
- Adam, proszę cię, nie zaczynajmy tego tematu.
- Więc nie jesteś z nim? - uniósł brwi do góry.
- Nie.
- W takim razie chętnie zaproszę cię na kolację.
- Kolację? - nie wierzyłam jego słowom. Nie myślałam, że Adam może coś do mnie czuć, że w ogóle miałby ochotę się ze mną umówić. Byliśmy takimi zwykłymi kumplami, nie za bliskimi.
- Czy jest jakiś problem, Amy Evans? Po prostu chciałbym się z tobą umówić.
- Czy ja wiem... - Co mogłoby nas połączyć? Ja nadal kocham Louis'a. I tęsknię za nim, myśląc o nim każdego dnia. - Nie jestem gotowa na randki, niedawno zerwałam z chłopakiem.
- Przepraszam - speszył się. - To do kiedyś - zawołał uśmiechnięty, a ja wróciłam do domu.
Dziwna sytuacja. Położyłam się na łóżko i zaczęłam słuchać pierwszej płyty Bruna. Co mamy pierwsze? "Grenade". Gdzieś o tym słyszałam, całkiem niezły utwór... I w ten oto sposób każda piosenka wydawała mi się coraz lepsza i lepsza. Naprawdę. Nie wiem co się stało, ale od tego momentu zaczęłam go słuchać. Nałogowo każdego dnia. Bruno, wytłumacz mi jak ty to zrobiłeś? Zaczynałam właśnie słuchać jego drugiej płyty, gdy nagle dostałam smsa.
"Dobranoc, złotko".
Nie muszę chyba tłumaczyć od kogo. Zdziwiona, że już napisał mi 'dobranoc' spojrzałam na zegarek. Już po północy? Przy jego piosenkach zupełnie straciłam poczucie czasu. Zadzwoniłam do niego.
- Nie powinnaś już spać? - powiedział zaspanym głosem. - Zaraz, zaraz. Czy u ciebie leci "Locked out of Heaven"? - zdziwił się.
- Bruno, nie mogę się uwolnić od twoich piosenek - ten zaśmiał się szczerze.
- W takim razie jutro zaśpiewam jakiś utwór specjalnie dla ciebie. Teraz już to wyłącz i idź spać, złotko. - rozłączył się.
Bruno działał na mnie w jakiś dziwny sposób. Profesjonalny piosenkarz, a zachowywał się jak mój najlepszy przyjaciel. Przyjaciel? Czy mnie i Bruno Marsa serio może połączyć coś takiego jak najprawdziwsza przyjaźń? Czy może on pragnie mnie sobie zwyczajnie owinąć wokół palca? To był temat moich wieczornych rozmyśleń, którym towarzyszyła muzyka z płyty "Unorthodox Jukebox".

wtorek, 12 sierpnia 2014

A może te głosy będą spełnieniem naszych marzeń? :)

http://www.gloswielkopolski.pl/plebiscyt/karta/833,bruno-mars,24273,id,t,kid.html głosujemy, mamy naprawdę bardzo dobry start, zobaczcie jak jesteśmy wysoko! można głosować codziennie na każdego kandydata! postarajmy się!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

9 - Coś nas łączy

- Nie zrozum mnie źle, ale przez to, że jestem kojarzona z tobą nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - spoważniałam. - Nie wiem co teraz, ale zastanawiałam się czy po prostu raz na zawsze nie urwać kontaktu, Bruno.
Ten się nie odzywał, dla mnie też byłoby to masakrycznie trudne i miałam nadzieję, że w głowie świta mu jakiś pomysł, przez który nie będzie tak musiało być.
- Ale ludzie nie wiedzą, że się kontaktujemy ze sobą...
- Ale się dowiedzą, wiesz jakie jest to całe paparazzi i te media...
- Mówi dziewczyna, która sama w nich pracowała - zachichotał. - Ale dobra, jak wolisz. Do kiedyś, Amy - po czym rozłączył się.
Nie powiedział już 'złotko', powiedział 'Amy'... Głupi detal, a mi już było gorzej. Do tego nie spałam całą noc bez zwykłego 'dobranoc' od Ideała.

.
Nie gadaliśmy ze sobą tydzień i powoli zaczęłam się do tego przyzwyczajać. To przecież Bruno Mars, wątpię, żeby znalazł do końca swej kariery tak dużo czasu dla zwykłej Amy Evans. Zresztą nawet go nie znam, widzieliśmy się tylko kilka razy. Choć w sumie nawet trochę za nim tęsknię... Nie, co ja gadam!? Amy, ogarnij się!
Z pracą szło bardzo kiepsko, nieraz naszła mnie myśl, by jednak do Bruna zadzwonić, poprosić o tą pracę, no ale jakby to wyglądało? Dałam sobie spokój. Zaczęłam pracować w jakimś butiku, praca mało ambitna z niewielką wypłatą, ale lepsze to niż nic. Byłam właśnie w pracy, gdy nagle weszła dobrze znana mi osoba.
- Amy? Ty tu pracujesz? - Meg była serio bardzo zdziwiona.
- Nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - posmutniałam.
- Dobrze, że cię widzę... Słuchaj, powinnam cię przeprosić.
- Pewnie dostaliście za to dużo kasy.
- Może i coś tam dostałam, ale też coś straciłam - Meg zrobiła skwaszoną minę. - Przyjaciółkę.
Na chwilę zapadła cisza, zaczęłam składać jakieś porozrzucane ciuchy.
- Amy, proszę, wybaczysz mi?
Podbiegłam do niej i ją przytuliłam. Nie mogłam zrobić inaczej. Zależało jej na mnie, a mi zależało na niej, nie miałam teraz nikogo i tak bardzo potrzebowałam kogoś w pobliżu.
Po skończonej pracy razem z Meg poszłyśmy na spacer, ta postanowiła się jeszcze tłumaczyć, przepraszać, ale ja powiedziałam, że to niepotrzebne. Brakowało mi jej i brakowało mi tego wspólnie spędzanego czasu.
- Swoją drogą ten cały Bruno to niezłe ciacho - zagadnęła przyjaciółka, a ja oplułam się zakupionym wcześniej sokiem pomarańczowym.
- Meg, czy coś cię z nim łączy? - zaczęłam się z niej nabijać, udając jej głos podczas wywiadu.
- Bardzo śmieszne - zachichotała. - No ale nie powiesz, że nie.
- To będzie artykuł do jakiegoś czasopisma?
- Amy...
- Dobra, dobra - zaśmiałam się. - Prawda, jest przystojny.
- I do tego nie ma dziewczyny - Meg dalej w to brnęła, oczywiście z dystansem, ale mi nie było wtedy już do śmiechu.
- Współczuję mu. Zerwali na wizji, teraz wszędzie o nim piszą... Życie gwiazdy jest jednak porąbane. - mruknęłam i dopiłam resztkę soku.
- W sumie racja. A jak z tobą i Louisem?
- Nijak, nie odzywa się. Kocham go, ale nie będę wchodzić na siłę w jego życie - chciało mi się płakać. Głupia sytuacja, pierwszy raz w mediach i już psuje się moje życie. A więc tak wygląda codzienność gwiazd? Coś potwornego.
Razem z Meg poszłyśmy na jakiś obiad, zjadłyśmy deser. Na chwilę odreagowałam od tych wszystkich złych rzeczy.
- Pewnie już słyszałaś, że podczas wywiadu wstawiliśmy ukrytą kamerę - zaczęła Meg.
- Musimy znów o tym gadać?
- Tak, to ważne. Słuchaj, Bruno proponował ci tam pracę menadżerki. Może to?
- Nie, Meg. Nie mogę, wtedy jeszcze bardziej byłabym kojarzona z Brunem, nie chcę pogarszać sytuacji.
- Idiotko, czy ty nie widzisz, że mu na tobie w jakiś tam dziwny sposób zależy? I nie mów, że tobie na nim nie - przejrzała mnie, menda.
- O co ci chodzi?
- Tęsknisz za nim?
Dobre pytanie. Czy ja naprawdę mogłam za nim tęsknić?
- Nie wiem, to takie dziwne uczucie. Osoba, która pojawiła się w moim życiu tak nagle, trochę w nim nabroiła, zmieniła je, ale w sumie to się cieszę, że go poznałam...
- Amy, błagam cię, zadzwoń do niego - nalegała Meg.
- Zwariowałaś? Nie! - a przyjaciółka wzięła mój telefon.
- Więc ja zadzwonię.

* * *
Trzymał telefon w ręku, jakby czekając, może jeszcze napisze.
- Stary, leżysz na tej kanapie kilka dni, weź przejdź się czy coś - Phil jak zwykle służył pomocą.
- Wiesz co? Chyba za nią tęsknię.
- Za Jess? - Phil trafił w tak dziwny czuły punkt Bruna.
- Za nią też. Ale w inny sposób niż zwykle. Po tej kłótni czuję się dziwacznie, już sam nie wiem co do niej czuję. Ale w tym momencie chodziło mi o Amy.
- O Amy? Może ty się serio zakochałeś? Coś was łączy - powiedział głosem pełnym ekscytacji.
- Zabawne. Serio, to w sumie jak mogę za nią tęsknić? Nie znam jej. Ale... Polubiłem ją. Wciąż chcę ją lepiej poznać, to wszystko.
- Do czasu, mój mały przyjacielu - zaśmiał się Lawrence czochrając włosy Bruna.
- To może ja się lepiej serio przejdę.
Bruno szedł przez niezaludnioną uliczkę Los Angeles, nagle natykając się na niby to znajomą twarz.
- Proszę, proszę, szanowny Bruno Mars - zaśmiał się mężczyzna.
- Znamy się?
- Adam Johnson - wyciągnął rękę - można powiedzieć, że były menadżer Amy Evans. W sumie przejąłem po niej to show, takie coś nie mogło się zmarnować. Z chęcią zaprosiłbym cię to "Johnson's show", zmieniłem nazwę.
- Sorry, stary, nie przyjmuję wywiadów. - mruknął.
- A to dlaczego?
- Po prostu nie i tyle.
- A Amy? Zgodziłaby się na wywiad?
- Wątpię.
- Tak myślałem - Adam zaśmiał się. - Ze względu na ciebie.. Na was, cokolwiek was łączy.
- Nic nas nie łączy - powiedział to monotonnym głosem.
- Dobra, jakbyście ze sobą kiedyś gadali to powiedz jej, że tęsknię.
- Ale my ze sobą nie gadamy. - w tym momencie zadzwonił telefon, Adam wyrwał go Brunowi.
- Rzeczywiście - uśmiechnął się i poszedł. Bruno z zaskoczeniem zobaczył wyświetlający się napis "Amy dzwoni".
- Proszę, proszę, witam cię, złotko - sam nie wie czemu to powiedział.
- Słuchaj, Bruno, nie wiem jak wy tam do siebie gadacie, ale z tej strony Meg - Mars lekko się speszył. - Proponowałeś jej pracę menadżerki, co nie?
- No tak...
- Nadal aktualne?
- Jak najbardziej. - zaśmiał się i usłyszał szumy i wyrywaną komuś słuchawkę.
- Bruno, nie wiem co ona ci nagadała, no i chyba nawet nie chcę wiedzieć - zaśmiała się Amy. Brakowało mu tego głosu.
- Złotko - uśmiechnął się na samą myśl i czuł, że ona też się uśmiecha. - To przyjeżdżasz do mnie?
- Co?
- Praca menadżera czeka, zadzwoń jak już będziesz na lotnisku, pa! - rozłączył się z satysfakcją.
Nagle dostał sms'a.
Od Amy:
"Za moim ideałem nawet na koniec świata! Będę w Los Angeles za dwa tygodnie, oczekuj mnie złotko".
Uśmiechnął się mimo woli, oboje sobie z tego żartowali, ale jednak to całe stwierdzenie "złotko" i gdy ta druga osoba go używała sprawiało takie ciepło w środku.
Do Amy
"Złotko jest moje i tylko moje, złotko. Jak będziemy używać tego oboje to pomyślą, że coś nas łączy!!!"
Znów się uśmiechnął, ona pewnie też. Amy przyjeżdża.

niedziela, 10 sierpnia 2014

8 - Bramy, Bruno + Amy

- A teraz powitajcie tą dwójkę gorąco... Bruno Mars razem z Amy Evans! - krzyknęła dziewczyna. Spojrzałam w zakłopotaniu na przyjaciółkę.
- Jak mogłaś to zrobić!? - wrzasnęłam. - To ustawione, tak? Specjalnie będę siedzieć obok niego, a ty co? Będziesz nam zadawać pytania!?
- Amy, wychodź tam, proszę, inaczej cię zwolnię...
- Ale Meg - nie wierzyłam w jej słowa.
- Wychodź tam, słyszysz?

.
Widziałam jego zakłopotanie, ja nie czułam się lepiej.
- Usiądźcie, proszę - powiedziała Meg najzwyczajniej w świecie.
- Co ty tu robisz? - szepnął Bruno.
- A co ty tu robisz?
- Czemu zgodziłaś się na ten wywiad?
- Nie musicie już szeptać, gołąbeczki - zaśmiała się Meg, a my już wiedzieliśmy, że to nie skończy się dobrze.
- Meg, czemu mnie tu przyprowadziłaś? - zapytałam.
- Przecież przyprowadziłam was tu obu!
- A to nie ja miałam prowadzić ten wywiad?
- Ty tu pracujesz? - Bruno nic nie rozumiał, ale ja powoli ogarniałam sprawę. Pewnie każde show chciałoby, żeby do ich programu przyszły takie osoby jak my, które są razem w gazetach, a w świecie show-biznesu jest wokół nich niezłe zamieszanie. Mówiąc krótko Meg zaprosiła nas tu potajemnie, by zarobić sporo kasy.
- Wiem, że to głupie pytanie, ale czy coś was łączy?
- Meg, daj spokój, to pytanie było zadawane już tyle razy, a odpowiedź na nie wciąż brzmi 'nie' - odparłam.
Meg zadawała coraz dziwniejsze pytania, ale my zwykle je zbywaliśmy. Z pewnością oboje odliczaliśmy czas do zakończenia show. Ludzie nigdy nie robili takiego zamieszania przez coś tak głupiego, dlaczego teraz jest inaczej? Byłam już u kresu mojej wytrzymałości psychicznej i coś ten kres musiało przekroczyć.
- W sumie bylibyście naprawdę świetną parą - zaczęła Meg. - Więc może tak 'symbolicznie' pocałujecie się w policzek?
- Jesteście wszyscy żałośni, Meg, odchodzę z tej pracy raz na zawsze - wstałam z miejsca.
- Jesteście naprawdę śmieszni. Dziękuję, że przez takie newsy straciłem dziewczynę, a Amy chłopaka.
Oboje wyszliśmy.
- Nigdy więcej, co to miało być - powiedziałam.
- Po co zgodziłaś się na ten wywiad? - Bruno nie rozumiał.
- Bo Meg powiedziała, że mam poprowadzić jakiś ważny wywiad, słowa mi nawet o tobie nie powiedziała. Ale co ty tu robisz?
- Złotko, ja jestem Bruno Mars, muszę się zgadzać na te wywiady. Ja nawet nie wiedziałem, że tu pracujesz - westchnął.
- Pracowałam, już nigdy tu nie wrócę. Ale gdzie ja mam teraz niby iść?
- Słuchaj, wiem, że propozycja będzie głupia, może pogorszy nawet sytuację, ale straciłem ostatnio menadżera i...
- Nie, Bruno, co to to nie. - przerwałam mu.
- Dobra, jak coś to dzwoń, mam nadzieję, że nadal masz mnie zapisanego jako "Ideał" - zaśmiał się. Tak bardzo brakowało mi tego jego poczucia humoru. Gość już od pewnego czasu nie był mi obojętny, był spoko i był ostatnio jedyną osobą, która potrafiła mnie pocieszyć. W sumie gdyby nie ta sytuacja, że niby jesteśmy parą to pewnie bym się zgodziła na pracę jako jego menadżerka.
- Dobra, to może 'symbolicznie' na pożegnanie pocałujemy się w policzek? - Bruno zaczął przedrzeźniać Meg.
Bez wahania podeszłam do niego i zrobiłam co prosił, a ten lekko się zdziwił.
- Do kiedyś, panie Mars - uśmiechnęłam się.
- Do kiedyś, złotko - podkreślił ostatnie słowo.

* * *
The Hooligans właśnie lecieli samolotem do Los Angeles. Phil cały czas zachowywał się dziwacznie, jakby coś mu leżało na sercu, jednocześnie wiedząc, że nie powinien z siebie tego wyrzucać.
- Phil, mów co jest grane - Bruno od razu wszystko wyczuł.
- Ale nie zabij mnie ani nikogo w swoim otoczeniu, zrozumiano? - oboje się zaśmiali, choć Marsa jednocześnie ogarnął strach. - Po tym wywiadzie w "View with you" ty poszedłeś gdzieś z Amy, co nie?
- No można tak powiedzieć, po prostu nie chcieliśmy już tam być, a potem czekałem na was na zapleczu...
- Ty wiesz, bo tam były... - Phil przełknął ślinę.
- Co tam było, no mów.
- Tam gdzie byliście były ukryte kamery. Można powiedzieć, że wywiad trwał dalej, bo było puszczane nagranie z zaplecza, Bruno.
Mars spuścił głowę i wziął głęboki wdech.
- Słyszeli wszystko?
- I widzieli - Philowi chodziło pewnie o to buzi w policzek.
- Super.
- Stary, czujesz coś do niej?
- No nie mów, że ty też zaczynasz. Z tym całym ideałem, złotko... My sobie żartujemy, nabijając się z tej całej mojej sławy.
- Ale było buzi - zaśmiał się.
- Wielkie mi halo - mówił, choć sam nieźle się przy tym zdziwił. - Czyli co teraz będzie? Nie dadzą nam spokoju, tak? Phil, słuchaj, musimy odwołać wszystkie wywiady w ciągu najbliższych miesięcy, ja się tam nie pojawię, słyszysz?
- Jasne, stary, zrobię co mogę.
- Dzięki wielkie.

* * *
Tak się złożyło, że po tym wywiadzie pisaliśmy i dzwoniliśmy do siebie codziennie, sama nie wiem czemu. Teraz pewnie nie umiałabym zasnąć bez jego 'dobranoc'. Zwykle nasze rozmowy prędzej czy później obracały się w żart, śmialiśmy się z tego, co nas ponoć "łączy", a łączyło nas jedynie to samo poczucie humoru. Co z Louisem? Nie odzywa się, nie daje znaków życia, chyba po prostu ma mnie dość. A praca? Do dziś nie mogę jej znaleźć, przychodziłam do różnych innych programów, ale gdy byłam kojarzona jako 'ta laska co była w gazecie/TV z Bruno Marsem' od razu się wycofywałam. Nie umiałam znaleźć niczego do czego bym się nadawała zakańczając te studia dziennikarskie. Już w zupełności nie wiedziałam co robić.
"Ideał dzwoni".
- Halo?
- Amy, jest bardzo źle, jest wręcz tragicznie.
- Też się cieszę, że cię słyszę Bruno - zaśmiałam się.
- Amy, mówię serio, po tej ukrytej kamerze co ci opowiadałem ludzie zaczęli sobie myśleć nie wiadomo co, zaczęli tworzyć jakieś fanpage z nami, to jest chore.
- Fanpage?
- Ta, Bramy, Bruno + Amy - zaczął się śmiać na cały głos, z nadzieją, że zrobię to samo, jednak tego nie zrobiłam.
- Nie zrozum mnie źle, ale przez to, że jestem kojarzona z tobą nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - spoważniałam. - Nie wiem co teraz, ale zastanawiałam się czy po prostu raz na zawsze nie urwać kontaktu, Bruno.
Ten się nie odzywał, dla mnie też byłoby to masakrycznie trudne i miałam nadzieję, że w głowie świta mu jakiś pomysł, przez który nie będzie tak musiało być.
- Ale ludzie nie wiedzą, że się kontaktujemy ze sobą...
- Ale się dowiedzą, wiesz jakie jest to całe paparazzi i te media...
- Mówi dziewczyna, która sama w nich pracowała - zachichotał. - Ale dobra, jak wolisz. Do kiedyś, Amy - po czym rozłączył się.
Nie powiedział już 'złotko', powiedział 'Amy'... Głupi detal, a mi już było gorzej. Do tego nie spałam całą noc bez zwykłego 'dobranoc' od Ideała.

sobota, 9 sierpnia 2014

7 - Gdzie żyją normalni ludzie?

Chwilę z nim tam zostałam, a potem wróciłam do domu. Dziwnie się czułam, znów gadaliśmy na luzie, miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągnęło pierwszy raz, nie chciałam iść z jego domu. Nie zastanawiałam się nad tym jednak zbyt długo, niedługo później wróciłam do Polski, do Meg. Próbowałam na nowo ułożyć sobie życie.

.
Długi lot samolotem na szczęście zakończył się szczęśliwie. Wróciłam do swojego starego jak świat mieszkania, znów byłam tam sama. Jeszcze jedna próba dodzwonienia się do Louisa - no tak, jak zwykle na marne. Bez namysłu poszłam pod jego domu.
- Ty tutaj? - i już nie było tego "kochanie"...
- Lou, pogadajmy.
Ten jak głupi zaczął się rozglądać dookoła.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Szukam Bruno Marsa, schował się gdzieś czy coś?
- Bardzo śmieszne, słuchaj, mogę wejść?
- Wchodź, wchodź - odparł po chwili. - Więc jak mi to wyjaśnisz?
- Po prostu się zobaczyliśmy, prowadziłam z nim wywiad, chciał mnie poznać, pogadaliśmy, koniec.
- A całus w policzek daje każdej?
- Pewnie tak, mi nie dał, odsunęłam się - wspominałam. Osobiście teraz bym już chyba dała sobie pocałować ten policzek, rękę też... Dobra, nie pogarszajmy sytuacji.
- Nie wierzę ci jakoś. Ale hm... Zobaczmy co myśli o tym druga strona, zaraz wywiad z Brunem na jakimś tam programie - Louis pospiesznie włączył TV.
- Bruno, czy coś łączy cię z Amy Evans? - zapytała kobieta siedząca naprzeciwko niego.
Ten zaśmiał się szczerze, tak jak to zawsze robił w wywiadach.
- Powiem, że przez jakiś czas łączyła nas nienawiść - zaśmiał się.
- Nienawidziłeś jej?
- To ona nienawidziła mnie!
Louis spojrzał dziwnie w moją stronę. Ja byłam pełna satysfakcji.
- A co z tobą, Bruno? Ty jakim uczuciem ją darzyłeś, a może nadal darzysz?
- Uczuciem? Proszę was, chciałem ją poznać, robicie z tego wielkie zamieszanie.
- Wielkie zamieszanie? Tu wyraźnie widać jak całujesz ją w policzek - wyświetliło się to zdjęcie z kafejki.
- Próbowałem pocałować. Nie dała się.
- Ach, czyli próbowałeś... Dlaczego?
Bruno zamilkł. Wtedy jakaś dziewczyna wstała z widowni. Domyślałam się, że była to Jessica - dziewczyna Bruna.
- Nie wiesz czemu chciałeś ją pocałować!? Może powinieneś od razu w usta, co?
- Jessica, robisz problem z niczego - Bruno wstał z miejsca.
- Ja robię problem z niczego!?
- Nie no, to już jest śmieszne, darujcie sobie - Bruno kierował się do wyjścia.
- No nieźle - powiedziałam cicho.
- A on nie wyjaśnił czemu chciał cię pocałować - Lou od razu szukał tylko negatywów.
- Przypomnę, że to był durny policzek i wiesz? Jeśli taka sytuacja się powtórzy to się opierać nie będę, mój drogi - czemu ja to powiedziałam?
- Fantastycznie! Wyjdź, Amy! - krzyknął Louis i wyprosił mnie ze swojego mieszkania.

* * *
- Stary, niezła kłótnia - Phil podrapał się po głowie.
- Szukają tylko jakichś newsów - westchnął Bruno.
- Co to miało być? - przyszła wkurzona Jess.
- A co miało być?
- Podoba ci się ta laska, tak!?
- Zostawię was samych... - oprzytomniał Phil.
- Nie, po prostu miałem ochotę pocałować ją w policzek, ale i tak nic z tego...
- Przyznaj, że po prostu chciałeś ją pocałować - Jess przewróciła oczami.
- Jesteś śmieszna. - włożył ręce w kieszenie.
- Ciekawe komu będzie bardziej do śmiechu jak z tobą zerwę, kochany! Buziaki! - Jessica szybko opuściła studio.
Bruno w złości kopnął stojące krzesło.
- Gdzie żyją normalni ludzie... - powiedział sam do siebie, po czym wyciągnął telefon.

* * *
"Ideał dzwoni". Zaśmiałam się sama do siebie.
- Witaj, ideale!
- Mógłbym teraz powiedzieć, że to ty zrujnowałaś moje życie i się na ciebie obrazić, powiedzieć coś w stylu, że cię nienawidzę, ale nie zrobię tego, złotko.
- Kłopoty z Jess? - zapytałam.
- Skąd wiesz?
- Oglądałam wywiad.
- Ta, super...
- Jeśli cię to pocieszy Louis właśnie wywalił mnie z mieszkania.
- Przykro mi, Amy.
- Dobra, może jakoś to wszystko naprawimy... - westchnęłam. - Muszę kończyć.
- Jasne, do kiedyś.
- A i jeszcze jedno, nie mów do mnie 'złotko'. - zaśmiałam się.
- Kiedy będę, złotko - podkreślił ostatnie słowo.
- Dobra, pa - zachichotałam i rozłączyłam się. Teraz już przestałam się śmiać, wróciłam do domu i nie zamierzałam nic robić do końca dnia. Co to za życiowa tragedia.
Mijały dni, naprawdę wiele dni, ja wróciłam do "View with you" prowadząc poszczególne wywiady. Jeden dzień był jednak dziwny, Meg zachowywała się najsłodziej jak umie, robiła dla mnie wszystko co chciałam.
- O co chodzi, Meg?
- O co ma chodzić, przyjaciółko? - przytuliła mnie.
- Dobra, dobra, mów - zaśmiałam się.
- Yyy... No... Poprowadzisz taki jeden ważny wywiad, ok?
- Jasne, kiedy?
- Za tydzień.
- Spoko, a co to za ważny wywiad?
- Ym, no... Dowiesz się później, idź już do domu, zmęczona jesteś pewnie.
Nie wiedziałam o co chodzi Meg i osobiście się bałam. Ona jest naprawdę nieprzewidywalna. Jednak to? To było jakieś okropieństwo, ustawiona sprawa, akurat JA musiałam wziąć udział w tym wywiadzie... Gdybym wiedziała jak to się potoczy nigdy bym się na to nie zgodziła.
Tydzień później.
- No dobra, z kim ten wywiad? - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Z takim jednym, wiesz, idź już na scenę.
- Czemu są 3 krzesła? - zdziwiłam się.
- Bo będę tam ja, wiesz w sumie to... - przerwałam jej. Usłyszałam tylko jak nasza pomocnica, Lily, zapowiada gwiazdę.
- A teraz powitajcie tą dwójkę gorąco... Bruno Mars razem z Amy Evans! - krzyknęła dziewczyna. Spojrzałam w zakłopotaniu na przyjaciółkę.
- Jak mogłaś to zrobić!? - wrzasnęłam. - To ustawione, tak? Specjalnie będę siedzieć obok niego, a ty co? Będziesz nam zadawać pytania!?
- Amy, wychodź tam, proszę, inaczej cię zwolnię...
- Ale Meg - nie wierzyłam w jej słowa.
- Wychodź tam, słyszysz?

piątek, 8 sierpnia 2014

6 - Układając życie na nowo

Brak komentarzy jest naprawdę dla mnie niezadowalający :/ Macie tutaj jeszcze jeden odcinek, ale nowych nie będzie, jeśli ktoś tu się nie pojawi i nie skomentuje, zrozumiano? :D
__________________________________________________________________________
- Co się stało, Amy? - skrzywił się widząc mój stan.
- Co się stało pytasz? Zrujnowałeś całe moje życie idioto!
- O co ci chodzi?
- Od rana nie gadam z Cam, właśnie zerwałam z chłopakiem i zwolnili mnie z pracy, wiesz czemu? Bo wszyscy widzieli tą zasraną gazetę z nami na okładce!
- Słońce... - zaczął Bruno.
- Nie mów do mnie słońce, nienawidzę cię! - krzyknęłam w płaczu i szybko wróciłam do domu.

.
Wściekła wróciłam do domu i padłam na łóżko. Cam nawet nie raczyła wyjść ze swojego pokoju, była wkurzona, nie dziwię jej się. Nie nadaję się do roli matki... Znów próbowałam skontaktować się z Louisem, ale nic z tego. Postanowiłam, że jak najszybciej muszę wrócić z powrotem do Polski, pogadać z moim chłopakiem, prawdopodobnie byłym chłopakiem, pozbierać się do kupy i znów zacząć pracować w "View with you". Ale czy stać mnie na powrót dla nas dwóch? Teraz nie miałam jednak siły nad tym myśleć, po prostu położyłam się spać i wstałam rano następnego dnia.
Cam miała uchylone drzwi do pokoju, widziałam tylko jak pakowała rzeczy do walizki.
- Co ty robisz? - mruknęłam zaspana.
- Takie podróże po świecie chyba będą moją codziennością... Jeszcze niedawno Anglia, potem Polska, USA, a teraz... Hiszpania.
- Co? Nie lecimy przecież do Hiszpanii...
- Ja lecę - odparła. - Już dzwoniłam do rodziców. Skoro nie potrafisz mnie zrozumieć i nasz kontakt będzie taki, a nie inny to już wolę uczyć się nowego języka i zacząć wszystko na nowo.
- Camila, no co ty... A co z Brunem? - próbowałam być teraz miła. Znienawidziłam go za to wszystko, ale wiedziałam, że Cam ma prawo go poznać.
- Z Brunem? W sensie ty i Bruno? Ja już nie wiem co jest pomiędzy wami - musiała to powiedzieć!
- Chodzi mi o ciebie i Bruna... Nie chcesz go poznać?
- I tak ciągle byś mnie od niego odsuwała. Muszę dojrzeć, Amy, sama mówiłaś! - krzyknęła i pojechała z walizką przed dom. Widziałam tylko jak wsiada do taksówki. - Rodzice już na mnie pewnie czekają na lotnisku, pa siostra! - zawołała na pożegnanie i odjechała.
Schowałam twarz w dłonie, nie zdążyłam z nią nawet na spokojnie pogadać. Kazałam jej dojrzeć, a w tym momencie zachowywała się dojrzalej ode mnie... Załatwiła wszystko sama, najzwyczajniej w świecie nie chciała ze mną mieszkać...
Czym prędzej pojechałam na lotnisko, ale nigdzie nie znalazłam Cam... Zresztą co miałabym powiedzieć jej i rodzicom? Sama nie wiem. Przy okazji chciałam zobaczyć, kiedy odlatuje jakiś samolot do Polski... Za tydzień? Mam nadzieję, że wyrobię z kasą przez ten czas, bo aktualnie jestem bez pracy... Kupiłam bilet i wróciłam do domu.

Za 3 dni wylot. Bałam się wychodzić na ulicę, bałam się go spotkać, bałam się spotkać kogokolwiek kto widział tą gazetę... Przechodziłam jakieś załamanie nerwowe. W międzyczasie udało mi się dodzwonić do Meg, której opowiedziałam o wszystkim. Też widziała tą gazetę... Niestety. Mimo wszystko przyjęła mnie z powrotem do "View with you".
Nieoczekiwanie ktoś zadzwonił do drzwi. Musiał tam stać, nie mógł mi dać spokoju.
- Amy... - zaczął Mars, a ja zamknęłam mu drzwi przed nosem. - Pogadajmy!
- Przepraszam, nie znam pana - udawałam.
Ten jak jakiś głupi wlazł do środka przez otwarte okno.
- Zwariowałeś? Dzwonię na policję! - wzięłam telefon do ręki.
- Pogadajmy! - wyrwał mi komórkę.
- O czym chcesz gadać? Wszystko się popsuło! Chcesz jeszcze bardziej zrujnować moje życie, na tym ci zależy?
- Skąd mogłem wiedzieć, że pojawi się paparazzi, że będziemy w gazecie? Nie jestem święty, fakt, ale nie możesz mnie obwiniać za to wszystko.
- Mogę, mogłeś za mną nie łazić! - burknęłam.
- Chciałem cię poznać, nadal chcę.
- Ale dlaczego, wytłumacz mi czemu mnie? Cały ten czas byłeś mi obojętny, a ty na siłę próbowałeś to zmienić!
- Zaraz, zaraz... Byłem? W czasie przeszłym, tak? - uśmiechnął się.
- Tak, teraz cię nienawidzę.
Bruno spuścił głowę.
- Wyjdź, proszę - a ten najzwyczajniej w świecie wyszedł.
Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam go już nigdy więcej widzieć. Choć jakby się tak bardziej zastanowić to może rzeczywiście... Skąd mógł wiedzieć, że wszystko się tak ułoży? Dopiero teraz zaczęłam myśleć, ale słowo się rzekło. Moje życie to totalna ruina. Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do Louisa, ale... Gdzie mój telefon? Przeszukałam wszystko, każdy zakamarek, a tej głupiej komórki nigdzie nie było! Chwila, przecież...
- Mars, zabiję cię! - krzyknęłam na cały głos. Kiedy zagroziłam policją, ten wyrwał mi komórkę! Nie oddał jej, idiota. Zadzwoniłam na swój numer z telefonu stacjonarnego.
- Halo? - usłyszałam jego rozbawiony głos.
- Oddawaj ten telefon! Wróć, słyszysz?
- Znów chcesz mnie w swoim domu? - próbował wszystko obrócić w żart i wtedy dziwnie przestałam się na niego złościć. - Może tym razem to ty zawitasz u mnie? Czekaj, podam ci adres.
Od razu wybiegłam z domu. Wariat, który nie wiadomo czemu chciał mnie poznać, może wariat, ale zabawny wariat. Byłam już pod jego domem, jeśli tak można to nazwać. Raczej była to ogromna villa.
- O, Amy! W jakim celu do mnie przychodzisz? - otworzył mi drzwi.
- Bardzo śmieszne, mogę mój telefon?
- Najpierw pogadamy, usiądź - polecił mi.
Jego dom był cudny! W większości pomalowany na biało, z ogromnym ogrodem! Szczęściarz.
- Przepraszam, jeśli nadal sądzisz, że wszystko przeze mnie... Po co miałbym psuć życie bardzo fajnej kobiecie?
- Nie wiem, myślałam nad wszystkim, w sumie to... Może to nie twoja wina, Bruno.
- Nadal jestem znienawidzony przez Amy Evans? - uniósł jedną brew.
- Nie, to było pod presją... Ostatnio wszystko robię pod presją. Pokłóciłam się z Cam i wyjechała do rodziców, straciłam pracę, bo gdy tylko zaczął się twój temat to wybuchłam... Czy oni naprawdę nie mogą zrozumieć, że nic nas nie łączy?
- A co z twoim chłopakiem?
- Louis, on... Nie odbiera moich telefonów. Jeszcze jego babcia zachorowała, naprawdę wszystko się wali, Bruno - zaczęłam płakać.
- Nie płacz co - objął mnie delikatnie ramieniem.
- Nie obejmuj mnie, bo jeszcze przyjdzie paparazzi - powiedziałam pół żartem, pół serio. Ten cofnął rękę.
- Czuję się głupio, wiesz? Nie chciałem jakkolwiek przysłużyć się temu co się stało...
- Dobra, Bruno, rozumiem. I tak wylatuje za 3 dni, zapomnimy o sobie i może się wszystko ułoży.
- Przepraszam bardzo, ale gdzie wylatujesz?
- Do domu, do Polski...
- Nie jesteś stąd? - zdziwił się.
- Nie, Bruno... Pracowałam w "View with you" w Polsce, teraz tam wracam.
- Rozumiem, ale nadal mam ochotę cię poznać - zaśmiał się.
- To chyba nie będzie możliwe.
- Już zapisałem w twoim telefonie mój numer, nie martw się. - teraz i ja zaczęłam się śmiać. - Szukaj pod 'I' jak 'Ideał'.
Chwilę z nim tam zostałam, a potem wróciłam do domu. Dziwnie się czułam, znów gadaliśmy na luzie, miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągnęło pierwszy raz, nie chciałam iść z jego domu. Nie zastanawiałam się nad tym jednak zbyt długo, niedługo później wróciłam do Polski, do Meg. Próbowałam na nowo ułożyć sobie życie.

czwartek, 7 sierpnia 2014

5 - Wszystko się wali...

Byłam już pod moją wynajętą chatką, zatrzymałam się.
- Zadowolony? Tak, tutaj mieszkam!
- Więc dobranoc, przyszła fanko Bruno Marsa!
- Jesteś serio głupi, wiesz? - zaśmiałam się.
- Może i jestem, ale - Bruno przerwał. Blask fleszy... Paparazzi.
- Bruno, kim jest ta dziewczyna? Co cię z nią łączy? - zaczęły padać pytania, które sprawiły hałas w całej okolicy.
- Idź do środka Amy! - zawołał tylko Bruno, a ja pospiesznie wykonałam polecenie. Jeszcze tego mi brakowało...

.
Nazajutrz. O niczym nie mówiłam Cam, wiem, że jako siostra fanki Bruna powinnam się już dawno wygadać, ale nie miałam jakoś czasu. Pobyt w Los Angeles był naprawdę wspaniały, poznałam niezwykłych ludzi, jakieś gwiazdy w moim klimacie, z którymi gadałam w zupełności na luzie, nie to co w Polsce. Tak, to dość duża zasługa Bruna, gdyby się tak zastanowić. Było naprawdę pięknie, byłam już nawet kojarzona jako 'ta Amy Evans z programu', co było naprawdę spoko... Do czasu. Coś w końcu musiało się zepsuć.
Cam wróciła wkurzona do domu.
- Co jest siostra? - zapytałam, widząc jej skwaszoną minę.
- Jak mogłaś mi o niczym nie powiedzieć!? - Camila rzuciła jakąś młodzieżową gazetę na stół. Szybko wzięłam ją do rąk, po czym zatkało mnie tak, że nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego słowa. Na okładce byłam ja i Bruno - jedno zdjęcie przedstawiało akurat ten moment, gdy Bruno próbował pocałować mnie w policzek, a drugie, gdy byliśmy już razem pod moim domem.
- "Czy coś łączy Bruno Marsa i Amy Evans? Co na to dziewczyna Bruna?" - czytałam z niedowierzaniem nagłówek artykułu.
- Jak mi to wyjaśnisz?
- Cam, nie umawiam się z nim, spotkaliśmy się jak poszłam wieczorem na spacer i nagle musiało się pojawić to głupie paparazzi.
- Jakoś ci nie wierzę - założyła ręce na klatkę piersiową.
- Dobra, słuchaj Cam - byłam wkurzona, że pomyślano, że coś może mnie łączyć z tym gościem - Jestem już dorosła, wyrosłam z zakochiwania się w piosenkarzach i radzę to samo zrobić tobie. Nie jestem z żadnym Bruno Marsem, nigdy nie będę, ty też nie będziesz Cam, czas dojrzeć! - wykrzyczałam jej wszystko w twarz z nadmiaru emocji.
Ta nic nie odpowiedziała, poszła do swojego pokoju, w którym się zamknęła. Wiem, że może przegięłam, ale powiedziałam co myślę, miałam dosyć słuchania o tym Brunie. Zdenerwowałam się i postanowiłam wyjść z domu.

* Z PERSPEKTYWY BRUNA*
- Stary, piszą o tobie w gazecie - zawołał Phil wymachując jakimś magazynem.
- Co piszą? - zdziwił się Bruno i wyrwał przyjacielowi czasopismo. - Co? - zaczął się śmiać. - Tego chyba jeszcze nie było.
- Czy to nie jest ta dziewczyna z programu "Evans's show"?
- Owszem, jest.
- Co z nią robiłeś?
- Spotkałem ją, pogadaliśmy.
- Pogadaliśmy - powiedział Phil z ironią w głosie, wskazując na zdjęcie, gdzie Bruno próbował mnie pocałować.
- Pf... Nawet tego całusa nie było, nie dała się.
- Nie dała się pocałować jedynemu w swoim rodzaju Bruno Marsowi? OMG! - krzyknął Phil, przedrzeźniając głos nastolatki.
- Dobra, zamknij się Phil - warknął Bruno.
- Co ci się w niej tak spodobało, że chciałeś ją pocałować, hę?
- To, że nie jest moją fanką.
- Czekaj, nie czaję - zaśmiał się przyjaciel.
- To proste. Nie leci na kasę, którą mają celebryci, nie jest wobec mnie 'uległa', że tak to nazwę. To mi trochę zaimponowało.
- Stary, przypomnę, że masz laskę.
- Wiem, Phil, nie jestem durniem. Kocham Jessicę, a z tą Amy chciałem się jedynie zaprzyjaźnić. Nie odpuszczę póki co. Ach, właśnie! Muszę spadać, umówiłem się z Jessicą, nara Phil! - powiedział i szybko wybiegł z wytwórni.

*Z PERSPEKTYWY AMY*
Chodziłam zakłopotana po tym Los Angeles, gdy nagle zadzwonił Louis. Uśmiechnęłam się do telefonu jak głupia.
- Cześć skarbie! - krzyknęłam.
- Skarbie, skarbie... Może od razu włącz sobie piosenkę Bruno Marsa "Treasure"
- O co ci chodzi? - zgłupiałam.
- Media wyłapią wszystko, słonko.
- Nadal nie rozumiem.
- Eghem - odchrząknął, próbując udawać osobę na jakimś przedstawieniu, która właśnie miała zacząć swoją rolę - "Co łączy Amy Evans prowadzącą wywiady z Bruno Marsem? Czy to może być coś więcej?"
- Louis, to nie tak - zaczęłam się śmiać, ale mu chyba do śmiechu nie było.
- Wiesz co ślicznotko? Chyba muszę się nauczyć żyć samotnie.
- Samotnie?
- No tak, straciłem ciebie, babcia jest w szpitalu... Super życie.
- Babcia jest w szpitalu!? - wrzasnęłam.
- Zasłabła dziś rano. Ale co cię to obchodzi, Amy? Powodzenia w show-bizie! - rozłączył się.
Próbowałam oddzwonić, ale nic z tego - nie odbierał. Łzy napłynęły mi do oczu. Spojrzałam na zegarek - 15:30!? Za pół godziny zaczyna się "Evans's show"! Otarłam łezki i szybko pobiegłam do domu uszykować się. Wiedziałam, że dziś dość ważny, nietypowy dzień w pracy.
Całą drogę do studia myślałam o Louisie. Co teraz? Czułam jak wszystko się wali!
Miałam dziś niecodzienny odcinek w "Evans's show". Jak się okazało, miałam swoich fanów przez co poprosili mnie o jeden dzień, w którym to ja będę odpowiadać na ich pytania. Tak też właśnie było, wyszłam do nich, a ci powitali mnie gromkimi brawami.
- Cześć Los Angeles! - krzyknęłam.
Na początku było bardzo miło. Czułam się wspaniale odpowiadając na ich pytania, coś dla nich znaczyłam, co było dla mnie dziwne - przecież tylko udzielałam wywiadów! Jednak w pewnym momencie musiało paść to pytanie...
- Amy, czy coś cię łączy z Bruno Marsem? - zapytał jakiś fan.
- Co miałoby mnie łączyć?
- Byliście w gazecie.
- Same plotki.
- Czyżby?
- Możecie przestać się pytać o moje życie prywatne, proszę - miałam dość, powoli nie wytrzymywałam. Byłam dodatkowo osłabiona kłótnią z Cam i Louisem.
- Ale...
- Dość - wybuchłam. - Jeśli jeszcze raz ktoś mnie o niego zapyta to odetnę mu łeb!
- Amy, spokojnie! - Adam wyszedł na scenę, próbując mnie uspokoić.
- Spokojnie? Co spokojnie? Mam dość, wychodzę! - krzyknęłam.
- Amy Evans! - powiedział stanowczym głosem Adam i chwycił mnie za rękę. Przywaliłam mu.
- Koniec! - szybko opuściłam scenę, Adam szedł za mną.
- Co ty wyprawiasz?
- Mam dosyć, nie rozumiesz? Ciągle ten cały Bruno, Bruno i Bruno! Zniszczył moje życie!
- Amy, przykro mi, ale nie będziesz prowadziła już odcinków, nie w takim stanie...
- Zwalniasz mnie? - krzyknęłam z niedowierzaniem.
- Przykro mi...
Opuściłam studio. Co się dzieje? Jeden dzień zmienił całe moje życie... W sumie to zmieniło je jedno spotkanie... To wszystko przez tego...
Zaraz... O wilku mowa. Bruno przechodził właśnie koło mnie.
- Co się stało, Amy? - skrzywił się widząc mój stan.
- Co się stało pytasz? Zrujnowałeś całe moje życie idioto!
- O co ci chodzi?
- Od rana nie gadam z Cam, właśnie zerwałam z chłopakiem i zwolnili mnie z pracy, wiesz czemu? Bo wszyscy widzieli tą zasraną gazetę z nami na okładce!
- Słońce... - zaczął Bruno.
- Nie mów do mnie słońce, nienawidzę cię! - krzyknęłam w płaczu i szybko wróciłam do domu.

wtorek, 5 sierpnia 2014

4 - Dziwny zbieg okoliczności?

Chłopak przybliżył się do mnie, wziął moją rękę, chcąc ją pocałować. Szybko wyrwałam dłoń.
- Daruj sobie - mruknęłam, wzięłam torbę i kierowałam się do wyjścia.
Usłyszałam tylko śmiech Bruna.
- Do zobaczenia, bo zobaczymy się jeszcze nieraz. I następnym razem pewnie już będziesz moją fanką - krzyknął i zachichotał. - Pamiętaj, na luzie i będzie dobrze!
To były ostatnie jego słowa, które usłyszałam. Odnalazłam Cam i razem z nią wróciłam do domu.

.
- Amy!!! Bruno Mars pocałował mnie w rękę! Właśnie tu, patrz! - Cam wskazała mi miejsce na dłoni.
- Ehe, nieźle co? - uśmiechnęłam się, nie patrząc na siostrę, ponieważ właśnie prowadziłam samochód.
Wiedziałam, że dopiero potem się zacznie. Zaparkowałam pod naszym wynajętym mieszkaniem, po czym weszłyśmy z Cam do środka.
- I wiesz? Szepnął mi do ucha, że mnie kocha i że mi dziękuję, że jestem, rozumiesz to, Amy? - Camila mówiła to prawie że przez płacz. Widać było po niej, że była masakrycznie wzruszona.
- Cieszysz się, że był w studiu? - uśmiechnęłam się, obejmując siostrę ramieniem.
- Czy się cieszę? Spełniły się moje marzenia, idiotko! Mogę już umierać! - zaśmiała się dziewczyna.
Byłam pewna, że to koniec przygody z Brunem, może jeszcze kiedyś wywiad. Nie zastanawiałam się nad tym w sumie, myślałam bardziej o tym jakie gwiazdy jeszcze spotkam. Może kogoś kogo ja sama uwielbiam?

- Cam, idziemy na spacer? - zapytałam następnego dnia rano.
- Jasne, możemy. Po Los Angeles mogę chodzić ile tylko zapragniesz! - zachichotała.
Och, właśnie, czy wspominałam w ogóle, że jesteśmy w Los Angeles? Mieście gwiazd? Chyba nie, ale powiem wam jedynie, że jest tu przepięknie. Nie da się tego opisać, więc sama tego nie zrobię.
Nawet zwykły park cieszył. Po prawej stronie zajęcia z jogi, obok plac zabaw - nie był on zwykły, w sumie jego wielkość można byłoby przyrównać do wielkości sporego domu w Polsce. Obok jakaś ścieżka zdrowia, tu fontanna... No i masa ludzi, nie mogłoby być inaczej w to śliczne sobotnie popołudnie.
- Usiądziemy? - zapytała Cam, której nogi, po przebiegnięciu ścieżki zdrowia, odmawiały posłuszeństwa.
- Jasne - powiedziałam, gdy nagle dostałam czymś w głowę. To chyba frisbee czy coś w tym stylu. - Au!
To serio bolało. Złapałam się za głowę i zobaczyłam tam mały ślad krwi. Moja głowa chyba nie była zbyt mocna.
- Strasznie panią przepraszam! - usłyszałam niby znajomy głos.
- Bruno? - odwróciłam głowę w jego kierunku. Był nieźle przebrany, kapelusz, okulary, jakiś płaszcz... Jednak wcale nie był nie do poznania.
- Bruno! - moja siostra w ostatnim momencie opanowała się, żeby nie krzyknąć tego na cały głos.
- Proszę, proszę, siostry Evans tutaj? - Bruno uniósł jedną brew. - Nie uważacie, że to przeznaczenie? Osobiście wierzę w takie rzeczy...
- Tak, to z pewnością przeznaczenie, panie Mars - po części trochę z niego kpiłam. Jeśli myślał, że mu w jakiś sposób ulegnę jak każda laska to się mylił.
- Może pójdziemy w takim razie na kawę? Ciastko? Cokolwiek - zaśmiał się uroczo.
- Nie, dzięki - odpowiedziałam. - Wolę wrócić do domu, opatrzyć tę ranę.
Chwyciłam się za głowę - krew nadal leciała.
- Może pójdziemy do szpitala? Jest niedaleko, szybko to załatwią - nalegał Bruno, który pewnie miał poczucie winy, że trafił mnie tym głupim frisbee. Naprawdę, powinien sobie darować i zająć się swoim gwiazdorskim życiem.
- Sama pójdę, a szanowny Bruno Mars może już wrócić z powrotem i o mnie zapomnieć - powiedziałam bez większego przejęcia i chwyciłam Cam za rękę - Chodź siostra, idziemy!
- Czy ktoś powiedział Bruno Mars? - krzyknęła jakaś dziewczyna i momentalnie zlecieli się do niego ludzie. Wciąż szłam z siostrą przed siebie, odwracając się co jakiś czas, widząc przy tym Bruna ciągle patrzącego w naszą stronę... Co mu zależało? Ach, byłam taka nieuległa, że pan Mars, czy jak się wczoraj nazwał 'pan Ideał' miał ochotę zrobić mnie swoją faneczką? Ok, niech próbuje dalej albo po prostu niech zajmie się czymś innym. To nie dla mnie.

* * *
Razem z siostrą wróciłyśmy ze szpitala. Cam była na mnie zła, widziałam to po niej, zresztą co się dziwić, z mojego egoistycznego podejścia wynikło to, że nie mogła sobie na spokojnie z nim pogadać.
- Przepraszam, Cam... Zachowałam się niedojrzale - wycisnęłam to jakoś z siebie.
- Czemu tak bardzo go nie lubisz? Chciał być miły, chciał pogadać... Uwierz, że nie każda gwiazda tak robi...
- Próbuje mnie zrobić swoją fanką, niech wie, że niektórzy są mu obojętni - prychnęłam.
- Może po prostu robi sobie żarty? Uwielbia udawać zarozumiałą gwiazdkę, tak właśnie, udawać... - Cam podkreśliła ostatnie słowo.
Camila to taka inteligentna dziewczyna... Czułam się, jakbym gadała z kimś w moim wieku, naprawdę.
- Pójdę się przejść... Jeszcze raz przepraszam
Wyszłam na dwór. Było już ciemno, a ja, Amy Evans, postanowiłam pospacerować po okolicy. Oczywiście ten spacer nie mógł być zwyczajny, jak nic w tym mieście...
- Amy! Amy, poczekaj!
Już było to chyba oczywiste, że tym głupim zbiegiem okoliczności znów trafiłam na niego. Bruno Mars w całej okazałości.
- Hm?
- Nie lubisz mnie, co? - zaśmiał się Bruno, choć ten śmiech nie był już tak szczery jak reszta.
- Nie przepadam, nie mój klimat muzyczny - odparłam. - Aczkolwiek jesteś dobry.
- Jestem dobry - westchnął. - Zapytam jeszcze raz... Nie lubisz mnie? - wywarł taki nacisk na ostatnie słowo, że nie dało się nie zrozumieć o co mu chodzi.
- Nie znam cię, Bruno.
- Możemy się poznać. Jestem Ideał, a ty? - podał mi rękę na powitanie przedstawiając się tak jak podczas wywiadu.
Nie mogłam wytrzymać, zaśmiałam się. Nie chciałam mu dawać tej satysfakcji, ale nie udało mi się powstrzymać.
- Pójdziemy do jakiejś kawiarni? Całkiem zimno się zrobiło... - zmieniłam temat.
Weszliśmy do jakiegoś baru. Na szczęście mało zaludnionego, bo przecież Bruno Mars w lokalnych pubach pokazywać się nie może.
- Na co masz ochotę? - Bruno złożył ręce i uśmiechnął się.
- Nie wiem, nie jestem głodna - mruknęłam obojętnie.
Bruno zaśmiał się, jego chyba poczucie humoru nie opuszczało.
- Daj na luz. - ile razy on jeszcze powtórzy te słowa? Przecież jestem całkiem wyluzowana.
- Hm.. No dobra. W takim razie z chęcią zjadłabym jakieś wykwintne danie, zaproponowane przez szanownego Bruno Marsa. - zachichotałam.
Pogadaliśmy, pośmialiśmy się... Nawet fajny z niego koleś. Wcinałam jakieś żarcie, nie mając pojęcia co jem. Było naprawdę fajnie. Nieoczekiwanie zadzwonił Louis.
- Halo? - odezwałam się.
- Amy... Twój głos, tęskniłem za nim jak za niczym innym.
- Oooo. Przyjedziesz tu do Los Angeles niedługo, prawda?
- Pytanie brzmi, kiedy ty wrócisz do Polski, ślicznotko.
- Wrócę, wrócę niedługo, zobaczysz. - uśmiechnęłam się, choć dobrze wiedziałam, że Louis tego nie widzi.
- Kto to był? - zapytał ciekawski Bruno.
- Mój chłopak, Louis.
- Masz chłopaka? - Mars wydawał się nieco zaskoczony.
-  Ta, a ty masz dziewczynę.
- Tak, Jessicę. - uśmiechnął się mimo woli. - Jest taka piękna...
- Dobra, panie Mars - przerwałam mu rozmyślenia nad ukochaną - Po co właściwie tu jesteśmy? Czemu za mną łazisz i próbujesz zagadać?
- Popełniłem jakąś zbrodnie, jak rozumiem? - skrzywił się.
- Nie, ale... Czemu tu jesteś? Jest tyle twoich fanek, które marzą o tym, żeby się z tobą zobaczyć, a ty przekonujesz do siebie obojętną Amy Evans.
- Tak, tak to właśnie wygląda. - zaśmiał się. - I jeszcze cię do siebie przekonam, złotko. - Bruno wstał od stołu usiłując pocałować mój polik.
- Bruno, daj spokój - odsunęłam się. - I nie mów do mnie 'złotko'.
Wyszłam z baru, Bruno za mną.
- Poczekaj, co zrobiłem nie tak? - zdziwił się.
- Nie musisz mnie do siebie przekonywać, serio. - odparłam, kierując się w stronę mieszkania. Bruno cały czas podążał za mną.
Byłam już pod moją wynajętą chatką, zatrzymałam się.
- Zadowolony? Tak, tutaj mieszkam!
- Więc dobranoc, przyszła fanko Bruno Marsa!
- Jesteś serio głupi, wiesz? - zaśmiałam się.
- Może i jestem, ale - Bruno przerwał. Blask fleszy... Paparazzi.
- Bruno, kim jest ta dziewczyna? Co cię z nią łączy? - zaczęły padać pytania, które sprawiły hałas w całej okolicy.
- Idź do środka Amy! - zawołał tylko Bruno, a ja pospiesznie wykonałam polecenie. Jeszcze tego mi brakowało...

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

3 - "Na luzie"

- Ok, więc długo zastanawiałem się kogo zaprosić do nas pierwszego - mówił Adam, gdy siedzieliśmy nad stosem kartek, jakichś zapisków, dokumentów. Takie własne show to sporo pracy. - I stwierdziłem, że musi być to ktoś popularny, ale.. Nie aż tak bardzo. Nie zaprosimy tu Biebera na sam początek, choć to pewnie marzenie wielu nastolatek - zaśmiał się chłopak - To musi być ktoś, kto wprowadzi jakiś charakter w to show... Ktoś kto uwielbia wywiady... Wiesz kto to?
- Kto? - serio nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Bruno Mars.
Zakrztusiłam się kanapką.

.
- Bruno Mars? - wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Dobrze wiedziałam, że ta wiadomość może być spełnieniem marzeń mojej młodszej siostry.
- Tak, jakiś problem? - zdziwił się Adam.
- Nie, jest wręcz wspaniale. Moja siostra go uwielbia - zaśmiałam się.
Byłam serio szczęśliwa... Bruno nadal był mi obojętny, ale no halo? Wiem jak to kiedyś było - miłość do wokalisty, myślenie o nim 24 godziny na dobę! Postanowiłam jednak nie mówić o tym Camili, zajmę jej miejsce na widowni mojego show w pierwszym rzędzie i się dopiero zdziwi!

* * *
- Cam? Chodź szybko, nie mogę się spóźnić na show! - byłam mega zestresowana. Pierwszy raz sama, zupełnie sama na wizji. No tak, z tym całym Bruno Marsem, ale przecież on mi tam w żaden sposób nie pomoże. Obym nie zapomniała o nic spytać, gdzie ja przygotowałam te kartki!? A, tu są!
- Dobra, już idę - siostra nie okazywała większego zainteresowania.
Dojechaliśmy na miejsce. Masakrycznie się stresowałam. Ludzie siedzieli na tej ala widowni, a ja czekałam za tą ala sceną powtarzając sobie jakieś info o tym Marsie. W sumie to gość miał nawet ciekawe życie, powiązane z muzyką od małego. Nie powiem, zaimponował mi tym.
- Hej, jestem Amy Evans... A ty? Słyszałam, że tak naprawdę nie masz na imię Bruno - powtarzałam sobie kwestie jak na jakimś przedstawieniu.
W tym momencie usłyszałam za sobą nieznany mi śmiech.
- Przepraszam panią, bo ja chyba nie dostałem mojej roli do przeczytania - odwróciłam się. Ten cały Bruno! Czemu on tu przyszedł!?
- Mógłbyś stąd wyjść? - poprosiłam łaskawie. Stresowałam się, a nagle przychodzi ta gwiazdeczka i ze wszystkiego żartuje.
- Trochę luzu - odparł Bruno i zrobił skwaszoną minę. - Mogę zobaczyć te kartki?
- Nie - odpowiedziałam stanowczo i odwróciłam się do niego tyłem. Ale ten oczywiście postanowił je bezczelnie zabrać - Oddawaj! - warknęłam.
Bruno wybuchł śmiechem.
- Prowadzisz ustawione wywiady? Nie możemy tam po prostu wyjść i pogadać?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nigdy tak nie robiłam, miałam wszystko ustawione, trudno byłoby mi to zmieniać... Żadna gwiazda się też o tym nie dowiedziała, a nawet gdyby to nie sądziłam, żeby miała z tym jakiś problem.
Bruno podarł karki na szczątki.
- Co ty zrobiłeś!? - krzyknęłam.
- Po prostu pogadajmy, okej? Chodź, chyba już czas zacząć - pociągnął mnie za rękę. Byłam kłębkiem nerwów.
Show się zaczęło. Kamery, reflektory i ludzie na widowni. Powiedziałam parę słów od siebie. Po chwili zaprosiłam... Bruno Marsa. W tym momencie moja siostra zamarła, widziałam to, co chwilę spoglądałam w jej stronę. Bruno wyszedł, założył na siebie okulary przeciwsłoneczne (zupełnie nie wiem po co), obejrzał się w jedną stronę, potem w drugą, zachowując się przy tym jak największa gwiazda, lecz po chwili sam nie wytrzymał natłoku tej sytuacji i zaczął się śmiać sam z siebie. Podobnie zrobiła widownia, a także i ja.
- Hej, Amy - uśmiechnął się pokazując szereg białych zębów, po czym podał mi rękę.
- Hej, Bruno... - czułam się niepewnie. Nie miałam jak zerknąć na te kartki, które przygotowałam. Oboje usiedliśmy w fotelach - A więc... - sama nie wiedziałam o co mam pytać. Spojrzałam na niego z jakimś płomyczkiem nadziei, ten uśmiechnął się i rozłożył w fotelu co miało chyba oznaczać "Daj na luz". - Bruno? Bruno Mars? To chyba nie jest twoje prawdziwe nazwisko!
- Przejrzałaś mnie - zaśmiał się uroczo. - Jestem Peter, ale ty możesz na mnie mówić Ideał - znów zgrywał gwiazdę, za którą każda miała się spojrzeć. Wiem jednak, że bawiło go to tak samo jak mnie.

Naprawdę miło się z nim gadało. Po chwili przebywania z nim byłam wyluzowana jak nigdy na wywiadach! Tak, w pewnym sensie pomógł mi... Mój pierwszy wywiad, w którym szczerze zaśmiałam się nieraz. Co jakiś czas patrzyłam na siostrę i na jej zachwyt w oczach. Bruno szybko to wyczuł.
- Ciągle tam patrzysz, o co chodzi - zaśmiał się.
Zachichotałam.
- To tylko moja siostra, Cam. Twoja fanka - uśmiechnęłam się szczerze do wokalisty.
- Moja fanka!? - Bruno zerwał się z fotela. - Ta ładna, podobna do ciebie? - zapytał w pełni nadziei, po czym, nie czekając na odpowiedź, ruszył w kierunku Camili.
Na widowni rozległy się piski dziewczyn, w tym również mojej siostry. Bruno podszedł do niej i pocałował jej dłoń. Szepnął coś do ucha... I jakby nigdy nic wrócił z powrotem.
Wywiad niedługo po tym dobiegł końca. Poszłam na nasze 'zaplecze' czy jakkolwiek się to nazywa.
- Przepraszam, czy ja miałem dodać coś na koniec, bo moja kartka się zgubiła - usłyszałam za sobą ironiczny głos. Bruno poszedł za mną.
- Co ty tu robisz?
- Ładna ta twoja siostra - zmienił nagle temat - Tak jak ty.
Przewróciłam oczami. Tak, gadało się z nim miło, fajne i na luzie, ale podrywy 'ala wokalista' już mnie nie zachwycają.
- I jest moją fanką... Pewnie ty teraz też - choć wiedziałam, że Bruno zgrywa tą gwiazdunie to teraz już nie miałam ochoty na te jego dowcipy. Chłopak przybliżył się do mnie, wziął moją rękę, chcąc ją pocałować. Szybko wyrwałam dłoń.
- Daruj sobie - mruknęłam, wzięłam torbę i kierowałam się do wyjścia.
Usłyszałam tylko śmiech Bruna.
- Do zobaczenia, bo zobaczymy się jeszcze nieraz. I następnym razem pewnie już będziesz moją fanką - krzyknął i zachichotał. - Pamiętaj, na luzie i będzie dobrze!
To były ostatnie jego słowa, które usłyszałam. Odnalazłam Cam i razem z nią wróciłam do domu.

niedziela, 3 sierpnia 2014

2 - Życie dziennikarki

Za dnia Cam siedziała sama w domu, z niecierpliwością czekając aż wrócę. To raczej smutek przeważał na jej twarzy w pierwszych dniach pobytu w Polsce. Nic dziwnego - nie miała tu nikogo, oprócz mnie i Louisa. Jednego dnia zaczęłam się o nią jednak poważnie martwić.
- Cam, chodź na obiad! - krzyknęłam z kuchni. Zero reakcji. - Caaam?
Po cichu weszłam do jej pokoju. Siedziała zapłakana na łóżku, w uszach słuchawki. Na mój widok szybko odwróciła głowę.
- Camila, coś się stało? - objęłam siostrę ramieniem.
- Powiedz mi czemu ja mam takiego pecha? - ocierała łzy, co skutkowało rozmazaniem się pomalowanych rzęs. Zupełnie zapomniałam, że Cam jest teraz w okresie dojrzewania, częstych załamań i pierwszych prób stania się makijażystką.
Wiedziałam, że teraz będzie czas, w którym postara mi się ze wszystkiego wyżalić, w tym momencie musiałam zachowywać się jak nasza kochana mamusia. Bycie rodzicem to jednak nieco trudny zawód.
- Bruno miał już koncerty w Anglii, zanim stałam się jego fanką, wiesz? Czemu na nie nie jechałam, czemu wcześniej nie mogłam go pokochać, Amy?
- Wiesz, że będzie jeszcze dużo okazji... - dla mnie temat zakochania się w wokalistach, aktorach czy w innych celebrytach był już zamknięty i odrobinę mnie bawił. Lubię wielu artystów, ale nie mam tak widocznej obsesji na punkcie jednego jak moja siostra... Starałam się to jednak zrozumieć, bo to 'ten wiek'.
- Tak, właśnie jest kolejna okazja. Bruno występuje w Anglii za 2 tygodnie. A mnie tam nie ma, Amy. - łza spłynęła po jej policzku.
- Bruno na pewno przyjedzie też do Polski - starałam się 'szczerze' uśmiechnąć. W sumie nie znałam go za bardzo i niekoniecznie obchodziło mnie co robi. Był mi w stu procentach obojętny, ale próbowałam nie ukazywać tego Camili.
- Do Polski? Kogo chcesz oszukać, Amy... Polećmy do Anglii, proszę!
- Zwariowałaś? Nie mam pieniędzy. A i wyprzedzając kolejne pytanie: Nie, nie poproszę rodziców o kasę. Kiedyś go zobaczysz, a teraz nie marudź i chodź jeść.
Nie, zdecydowanie nie sprawdzałam się w roli matki.

***
Mijały dni, tygodnie, a Cam próbowała się tu jakoś zaklimatyzować. Nie chodziła już smętnie po domu, często wychodziła gdzieś ze mną... Tym bardziej, gdy skończyły się studia. Codziennie gdzieś wychodziłyśmy. Ja jednak nie zaprzestawałam starań o wymarzoną pracę dziennikarki. Nieskromnie powiem, że byłam jedną z najlepszych na uczelni. Większość drzwi szeroko stało otworem, a więc warto spróbować!
- Dzień dobry! - przywitałam się z wyglądającą na sympatyczną, młodą kobietą.
- Cześć. Jestem Meg. Przychodzisz do nas w sprawie pracy dziennikarki, o ile się nie mylę?
- Tak, tak. W sumie najbardziej interesuje mnie udzielanie wywiadów...
- Na pewno coś znajdziemy - kobieta uśmiechnęła się. - Amy Evans? Studiowałaś na tej uczelni dziennikarskiej, tak? Dało się słyszeć o twoich sukcesach.
- Naprawdę? Bardzo się cieszę - czułam jak spełniają się moje marzenia.
- Zadzwonimy, z pewnością.
- Dziękuję! Szczerze dziękuję, do widzenia! - uradowana wybiegłam z budynku.
Przed wejściem czekał Louis razem z Cam. Widząc moją uśmiechniętą buzię chyba sami domyślali się co się święci.
- Zadzwonią - wtuliłam się w Louisa, a ten pocałował moje czoło.
- Będziesz dziennikarką, będziesz udzielać wywiadów? - Cam była bardzo podekscytowana. W sumie istnieje coś takiego jak geny, więc może niektóre moje zainteresowania przeszły również na nią?
- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się szeroko.

Moja praca zaczęła się w wakacje. To odrobinę dziwnie brzmi. Zatrudniłam się u Meg, która stała się moją szefową, a przy okazji bliską przyjaciółką. Spełniały się moje marzenia, z dnia na dzień czułam się lepiej w tej pracy! Rozmawiałam na wizji z najsławniejszymi polskimi gwiazdami, a także niektórymi zagranicznymi. Nigdy nie zapomnę tych wspaniałych chwil w programie "View with you".
- Kolejny świetny wywiad, Amy - pochwaliła mnie Meg. Zauważyłam jak wiele ludzi docenia moją pracę, moją zawziętość w wywiadach oraz pomysły na kreatywne pytania... Byłam ponoć 'niezła'.
- Dzięki!
Czasami czułam się jak jakaś gwiazda na planie naszego programu. Gdziekolwiek poszłam ludzie patrzyli się na mnie i dorzucali jakieś miłe komentarze. To naprawdę było coś niezwykłego. Właśnie miałam zamiar iść do naszego osobistego bufetu.
- Ej, Am - bo taki skrót wymyśliła sobie Meg - Poczekaj!
- Co jest? - zdziwiłam się.
- Marnujesz się tu, dziewczyno... - wyszeptała przyjaciółka.
- Co ty gadasz.. To program z wywiadami, a nie słaba uczelnia - zaśmiałam się szczerze.
- Ja mówię serio, Am. Powinnaś wyjechać, podbić świat.. Być sławna czy co - w tym momencie również Meg zachichotała. - Mieć własne show.
- Niby jak, Meggy... - zastanawiałam się nad jej słowami. Własne show? To musi być coś, no ale gdzie mam niby wyjechać, jak zacząć?
- Ja wszystko załatwiłam. Adam, pozwolisz? - dziewczyna zawołała młodego, przystojnego chłopaka.
- Cześć Amy, miło mi. Jestem Adam Johnson, przyjechałem tu z USA.
Nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko działo się tak szybko jak tu opisuje. Przepraszam, że nie zagłębiam was w żadne szczegóły, bo ich po prostu nie było.
Adam opowiedział mi o pracy w USA, o tym, że mogę założyć własny program, początkowo z jego pomocą. Miał być moim prywatnym menadżerem czy kimś w tym stylu. Ale USA? Cam i kolejna podróż? Czy to aby na pewno dobry pomysł?
- USA!? To genialny pomysł! - krzyknęła uradowana jak nigdy Cam, słysząc o ofercie nowej pracy. - Za ile jedziemy?
- Za... Za tydzień, ale Cam... To odpowiedzialna decyzja..
- Wiem to.
- Ale co z Louisem?
I wtedy nawet Cam nie miała dobrego wytłumaczenia. Louis na pewno zostanie z babcią. Była to jego najbliższa rodzina, po tym, gdy pokłócił się z ojcem, a jego mama wyjechała. Postanowił się usamodzielnić i przyjechał do staruszki, do Polski, by być z nią już do końca. Nie byłabym w stanie ich rozdzielić.
Tak też się stało, że następnego dnia przyjechałam do Louisa i opowiedziałam mu o wszystkim. Ten, oszołomiony, nie wiedział początkowo co powiedzieć. Jakoś wykrztusił z siebie jedno bardzo znaczące słowo.
- Jedź...
I miał się zacząć nasz związek na odległość, przedzielony tysiącami kilometrów. Wiedziałam, że przyjadę do niego jeszcze nieraz, on do mnie też... To było najtrudniejsze ze wszystkiego... Rozstać się z nim... Jak to będzie? Kocham go...
Louis odwiózł nas na lotnisko, gdzie rzuciłam mu się na szyję.
- Przepraszam... - wymamrotałam w płaczu.
Podjęłam tą decyzję, bo wiedziałam, że to jedyna okazja, by spełnić moje marzenia. Moje własne show "Evans's show"... Tak, już niedługo miało się zacząć... Nie wiedziałam jak to będzie.
- Ok, więc długo zastanawiałem się kogo zaprosić do nas pierwszego - mówił Adam, gdy siedzieliśmy nad stosem kartek, jakichś zapisków, dokumentów. Takie własne show to sporo pracy. - I stwierdziłem, że musi być to ktoś popularny, ale.. Nie aż tak bardzo. Nie zaprosimy tu Biebera na sam początek, choć to pewnie marzenie wielu nastolatek - zaśmiał się chłopak - To musi być ktoś, kto wprowadził jakiś charakter w to show... Ktoś kto uwielbia wywiady... Wiesz kto to?
- Kto? - serio nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Bruno Mars.
Zakrztusiłam się kanapką.

sobota, 2 sierpnia 2014

1 - Życie wywrócone o 180 stopni

Kończył się już ostatni rok moich studiów dziennikarskich. Z przyjemnością przychodziłam na większość wykładów co nie jest chyba zbyt popularne wśród studentów. Od dziecka pragnęłam być kimś w rodzaju dziennikarki, pisać artykuły w gazetach, udzielać wywiadów lub mieć jakikolwiek kontakt z mediami. Interesowało mnie życie innych ludzi. Oczami wyobraźni widzę już te wielkie zapowiedzi wywiadów z gwiazdami udzielane przez niejaką Amy Evans - moją osobę.
- Do jutra, Amy - uśmiechnął się Louis, najwspanialszy na świecie chłopak.
Ludzie patrzyli na nas dziwnie, słysząc nasze zagraniczne imiona i nazwiska. Oboje urodziliśmy się w Anglii, ale przyjechaliśmy do Polski parę lat temu. Tak, już jako para. Były rozstania i były powroty, ale co to ma teraz do rzeczy, jeśli od 3 lat jesteśmy razem bez żadnych sprzeczek? Chłopak idealny.
Dlaczego przyjechaliśmy do Polski? Mieszka tu babcia Louisa, z którą chłopak chce spędzać bardzo dużo czasu. Nie umiałabym być jednak zazdrosna o tą kochaną staruszkę.  W końcu i tak z Louisem widzimy się po kilka godzin dziennie na studiach.
- Do jutra - moja twarz rozpromieniła się widząc jego cudowny uśmiech.
Wracałam pieszo do mojego skromnego mieszkania w Poznaniu. Polubiłam to miasto, sama nie wiem czemu, miało jakiś urok. Nie dorówna jednak londyńskim alejom, parkom i wszystkiemu co wiązało się z moim rodzinnym miastem. Trochę za tym tęsknię. 

Padłam na łóżko po wyczerpującym dniu studiów. Nie poleżałam sobie jednak za długo, bo po chwili zadzwonił telefon. Mama?
- Halo?
- Amy, nawet nie wiesz jak się cieszę słysząc twój głos! Jak w Polsce? - mama jak zwykle starała się wprowadzić w rozmowę szczyptę optymizmu.
- Świetnie, niedługo koniec studiów. A jak toczy się życie w Anglii? - tak dawno nie widziałam rodziny... Przyjechałam do nich ostatnio rok temu. Czuję się z tym strasznie!
- Ech.. Amy... Jest sprawa.
- Sprawa? Jaka sprawa?
Nagle usłyszałam w słuchawce jakieś szumy. Ktoś wyraźnie próbował odebrać mojej mamie słuchawkę.
- Amy! Amy! - usłyszałam wesoły jak zawsze głos Camili, mojej 14-stoletniej siostry.
- Cam, tęsknię - przypomniało mi się jak kiedyś spędzałyśmy razem każdą wolną chwilę. Momentami traktowałam ją jak córkę... To może trochę dziwne, ale w sumie to Cam była ode mnie młodsza o 9 lat.
- Ja też, ale niedługo się zobaczymy!
- Zobaczymy się?
- Mama i tata dostali posadę gdzieś daleko stąd... W Hiszpanii, jeśli dobrze pamiętam. Amy, błagam, pozwól mi zamieszkać z tobą w Polsce...
- Co ty wygadujesz? - nie mogłam uwierzyć. Moje życie wywróci się przecież o 180 stopni po przyjeździe Cam.
- Błagam, wiesz dobrze, że znam język polski znakomicie, bo zanim tam zamieszkałaś często przyjeżdżaliśmy do babci Louisa... Zdążyłam to ogarnąć.
- Daj mamę. - nie wiedziałam kompletnie co o tym myśleć. Skąd wytrzasnę dla niej szkołę, skąd pieniądze? - Mamo, to prawda?
- Nie chce z nami jechać do Hiszpanii, córuś. Zabierz ją ze sobą.
Po tej skomplikowanej rozmowie, na którą nie miałam już siły i przedyskutowaniu z mamą sprawy pieniędzy, wyżywienia i wszystkiego okazało się, że Cam przyleci sobie do mnie za tydzień, zmieniając resztę mojego życia. Choć jak już mówiłam kochałam siostrę jak córkę to nie wyobrażałam sobie życia z nią sam na sam pod jednym dachem. Było już jednak za późno na odwoływanie sprawy.

***
Louis wszedł pewnie do mojego mieszkania, ponieważ był nauczony, że nie musi do mnie pukać. Pocałował w policzek, co miało chyba oznaczać "Cześć kochanie, jak fajnie, że jesteś".
- Dziękuję, że odwozisz mnie na lotnisko!
- Nie ma sprawy, sam dawno nie widziałem Cam - zaśmiał się ukazując szereg swoich ślicznych białych ząbków.
- Niedługo będzie twoją i moją codziennością - mówiłam wchodząc już powoli do auta Louisa.
Dojechaliśmy na to lotnisko. Cam momentalnie rzuciła mi się na szyję. Nie myślcie sobie, że pozwolono lecieć 14-latce samej samolotem. Razem z nią przyleciał mój tata, który pragnął przekazać mi istotne informacje na temat życia Cam z nami.
Po pierwsze - będą przelewać mi pieniądze na wyżywienie i inne takie.
Po drugie - Cam zacznie naukę od nowego roku szkolnego niedaleko mojej uczelni.
Mówił coś jeszcze, jednak to uznałam za najcenniejsze.

Mój tata zatrzymał się na kilka dni w jakimś hotelu, z celem "pozwiedzania Polski". Nie miałam z nim jednak ogromnego kontaktu. Wracaliśmy z Cam z lotniska do mojego domu, gdy nagle los nakazał mi dowiedzieć się czegoś nowego o mojej siostrze.
- Zróbcie głośniej radio! - krzyknęła na cały głos, jakby wydarzyło się coś wielkiego.
- Bruno Mars? "Treasure"? - popatrzyłam na nią skwaszona.
- Tak! Nie mów mi, że tego nie lubisz!
- Nie będę komentować ani piosenki, ani wokalisty.
- Jak można go nie lubić? - Camila zrobiła smutną minę i uderzyła mnie w ramię.
- Auć. Dobra, przepraszam. Co się dzieje, Cam?
- Pokochałam go.
- Ach, miłostki z wokalistą, przeżywałam to - powiedziałam zupełnie niezaskoczonym głosem.
- Ty nic nie rozumiesz - Cam przewróciła oczami i postanowiła nie odzywać się do mnie do końca drogi. Super.
Weszliśmy do mojego mieszkania. Popatrzyłam na siostrę. Z nadzieją chciałam zaplanować wszystko tak, by niewiele zmieniło się w moim życiu - a przyszłość jednak tak lubi zaskakiwać.