niedziela, 7 grudnia 2014

REKLAMUJĘ SIĘ

Hejka, jeśli spodoba się wam mój fanart możecie dać RT czy coś haha, tak to reklama https://twitter.com/Polish_Hooligan/status/541321680665460736

wtorek, 2 grudnia 2014

20 - Kilka centrymetrów nad ziemią

- Coś nie tak? - Emily jakby czytała w moich myślach.
- Nie, długa historia... Kiedyś ci opowiem - odpowiedziałam. Tak jakoś czułam, że zaprzyjaźnię się z tą dziewczyną. - A tak zmieniając temat... Kiedy znów przyjdziesz do studio?
- Za tydzień. A co?
- Nie nic, pytam z ciekawości. Mam nadzieję, że będziesz tam u nas jak najczęstszym gościem. Atmosfera jest super, ludzie też.
-  Tak? Sama nie wiem... Nie udało mi się tam nikogo poznać oprócz ciebie... - westchnęła.
- Zobaczysz za tydzień. Zobaczysz ich wszystkich - uśmiechnęłam się.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakie to idiotyczne uczucie jak jedna z najważniejszych dla ciebie osób nagle przestała się do ciebie odzywać. Uwaga, ogłaszam: Bruno ma mnie w dupie.
Dobrze, że jest za to Emily, z którą spotykałam się dzień w dzień przez cały tydzień. Lepiej się poznałyśmy. Była naprawdę ogromną fanką Bruna, znała każdą jego piosenkę, każdy szczegół jego życia... Zupełnie jak Camila. Teraz będąc w LA, ma nadzieję, że w końcu go zobaczy. Tak, dokładnie - nie widziała go nigdy i nie była na żadnym jego koncercie. Tymczasem jutro pozna go osobiście.

Przyszłam do pracy. Tam czekali na mnie chłopacy i powiedzieli mi jaki jest plan powitania Emily.
- Hej - Emily weszła do studio i usiadła na kanapie koło mnie. - Gdzie Ryan?
- Chyba załatwia coś w biurze, poczekasz tu?
- Jasne.
Przeszłam do innego pokoju i patrzyłam przez szybę jak mają się sprawy. Phil właśnie przeszedł koło niej, spokojny i opanowany.
- Tak, tak, jest w biurze, chodź! - przyszłam z powrotem z trudem powstrzymując śmiech.
- Chyba mam jakieś omamy... - powiedziała.
- Co jest?
- Widziałam tu Philipa Lawrence...
- Kogo?
- Przyjaciela Bruna, mówiłam ci o nim.
- Chyba ci się przewidziało. Chodź do biura!
Tam oczywiście czekali wszyscy. Emily zamarła. Bruno wstał z krzesła i uśmiechnął się do niej. Dziewczyna nie mogła się ruszyć.
- To przecież...
- Hej Emily - Bruno podszedł do niej i przytulił ją.
Do niej chyba jeszcze nic nie docierało.
- To się nie dzieje... To ty? Bruno? Nie, przecież... - i nagle popłakała się.
Bruno jedynie zaśmiał się, spojrzał na nią i cicho wyszeptał:
- Nie płacz...
Jego głos był tak idealny, że aż mnie przeszły ciarki. Ale no tak, dziś nawet się ze mną nie przywitał.
Wyjaśniliśmy Emily wszystko. Ona nie odstępowała Bruna ani innych Hooligans na krok. To było dla niej zbyt idealne. Ja stałam z boku, nie zwracając na siebie uwagi. Może teraz to Emily stanie się zauważalną dziewczyną w naszej grupie?
Wszyscy dali dziś sobie trochę luzu i spędzili dzień na rozmowach. Bruno ciągle siedział koło Emily. Po pewnym momencie wyciągnął ręce na szerokość kanapy, na której siedział. Kiedyś to dla mnie tak robił. Byłam zazdrosna jak nikt.
Hoolignans powoli rozchodzili się do domów, nie wiem czemu tam zostałam, może po prostu moje zauroczenie Brunem nie pozwoliło mi sobie pójść? Tak czy siak po kilku godzinach w studio byłam tylko ja, Phil, Bruno i Emily. Ja jedynie co jakiś czas gadałam z Philem. Bruno i Emily natomiast coraz lepiej czuli się w swoim towarzystwie.
- Chyba będę się zbierać.. - Emily wstała z kanapy.
Wiem, że to super dziewczyna, ale od jakiegoś czasu o niczym innym nie marzyłam. Idź, błagam.
- Odprowadzę cię - Bruno poszedł za nią.
- Nie, trafię - zaśmiała się, a Bruno chwycił ją za rękę.
Miałam dość.
- Wszystko w porządku? - Phil zauważył jak po moim poliku spłynęła łza.
- Tak, tak, muszę iść do łazienki... - odparłam i zamknęłam się w toalecie.

* * *
Ta cała Emily była naprawdę super. No, może ona pozwoli mu jakoś zapomnieć o Amy? Ech, niech Amy wie, że ze spokojem przyjmuje do wiadomości jej związek. Co z tego, że tak nie jest.
Bruno postanowił odprowadzić Emily do domu.
- Ej, Bruno, pozwolisz na chwilę? - Phil zawołał go. - Co ty wyprawiasz? - szepnął.
- No co?
- To ja się pytam. Zlewasz Amy jak tylko możesz... Wytłumaczysz mi o co chodzi?
- Jest z Adamem, więc co, mam ją podrywać?
- Nie, ale przecież nadal się przyjaźnicie... Chyba, że... - Phil uniósł jedną brew. - Ktoś tu jest zazdrosny.
Bruno nie odpowiedział.
- Stary, podoba ci się?
- Przestaniesz mnie w końcu pytać o Amy?
Phil zaśmiał się.
- Bo co? Bo masz sekrety przed swoim najlepszym kumplem?
- Jestem w niej zakochany, pocałowaliśmy się, myślę o niej codziennie, zadowolony?
- Chyba zbyt dużo mnie ominęło - Phil poprawił okulary. - Powiedz jej.
- Po co?
- Racja, lepiej podrywać inne laski.
- No a co mogę zrobić? Jest zakochana w tamtym...
- Nie byłbym tego taki pewien. Wiesz gdzie ona właściwie jest?
- Nie wiem, pewnie poszła do domu...
- A właśnie, że nie. Widziałem jak ciągle udawała, że nic ją nie rusza. Ale nie wytrzymała, popłakała się, Bruno. Teraz siedzi zamknięta w łazience. Chyba wiesz co powinieneś zrobić? Ja odprowadzę Emily... Idź do Amy, Bruno.

* * *
Pobeczałam się. Naprawdę się pobeczałam. Nagle ktoś zapukał w drzwi łazienki.
- Zajęte - odparłam.
- Amy, otwórz - głos Bruna?
Otworzyłam. Wyglądałam co prawda koszmarnie, miałam rozmazany makijaż i załzawione oczy, ale nie bardzo mnie to teraz obchodziło.
Bruno oparł rękę o ścianę, a drugą ręką delikatnie dotknął mojej dłoni. Niezależnie od sytuacji - zawsze były te ciarki na mojej skórze.
- Możemy pogadać?
- O czym? O tym, że masz mnie w dupie? O tym, że byłam jedną z milionów dziewczyn pocałowanych przez ciebie? Teraz już szukasz innej... No tak, gwiazdy przecież mają do tego prawo.
- Słucham? - Bruno skrzywił się.
- Nic dla ciebie nie znaczyło to, co się stało. Zaliczyłeś kolejną dziewczynę, gratulacje, twój plan się powiódł.
- Amy, co ty wygadujesz..
- To co słyszysz. Od początku tak miało być? Nie byliśmy nawet żadnymi przyjaciółmi czy co? Jesteś typową gwiazdeczką, jak już przedtem mówiłam... Rozkochujesz w sobie dziewczyny, a potem je olewasz. Nienawidzę cię!
Chciałam zatrzasnąć drzwi, ale on przytrzymał je nogą.
- Przecież ty nawet nie byłabyś mną zainteresowana. Jesteś z Adamem...
- Słucham?
- Widziałem was, Amy. Jak się przytulacie, całujecie i trzymacie za ręce... A potem sam mi o was powiedział. I wiesz co? - przerwał na chwilę i zaśmiał się. - Jestem cholernie zazdrosny.
- Adam ci to powiedział? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - My nie jesteśmy razem, Bruno... Przysięgam. Wtedy w parku gadaliśmy o nas, o mnie i o tobie, że ciągle się przytulamy, trzymamy za ręce i przez to wyglądamy jak para... Przysięgam, Bruno.
- A ja nie jestem typową gwiazdeczką. Stwierdziłem, że chyba muszę wybić sobie ciebie z głowy - uśmiechnął się.
- Byłam pewna, że gdy tylko się tobą zauroczyłam to szukałeś kolejnej...
- Zauroczyłaś się mną? - spojrzał na mnie i przygryzł wargę.
- A ty chciałeś sobie wybić mnie z głowy? - zaśmiałam się.
Bruno odgarnął moje włosy z twarzy i uśmiechnął się.
- Chciałem, ale już nie chcę. - szepnął. - A wiesz dlaczego? Bo jestem w tobie zakochany.
- Co takiego?
- To co słyszysz. Kocham cię, złotko. - powiedział i delikatnie ucałował moją dłoń.
W tym momencie czułam się, jakbym unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Było najlepiej na świecie.

poniedziałek, 24 listopada 2014

19 - Nie ma teraz Bruna, jest za to Emily.

- O, Adam. Amy nic mi o tobie nie mówiła. Jesteście parą? Od kiedy?
- Od pewnego czasu - zmyślał chłopak. - Spotkaliśmy się parę razy po jej zerwaniu z Louisem i samo jakoś wyszło.
- Pójdę już... - odpowiedział cicho Bruno.
- Tylko się do niej za bardzo nie zbliżaj - krzyknął na koniec Adam.
Bruno nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Życie najwidoczniej nie jest komedią romantyczną.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Zaczął się nowy tydzień, z czym wiązał się mój powrót do pracy. Podzieliliśmy się obowiązkami z Ryanem i stwierdziłam, że bardzo dobrze będzie nam się pracowało. Myślałam, że ogólnie będzie super jak już wrócę do pracy - że może tamten pocałunek rzeczywiście coś znaczył dla Bruna, że może rzeczywiście mu się podobam i będzie mi poświęcał jeszcze więcej czasu niż zwykle. Ale nie robił tego.
- Ja lecę, chłopaki! Pa! - pożegnałam się z nadzieją, że może choć wtedy Bruno sobie o mnie przypomni.
- Do jutra! - odpowiedzieli Hooligans. Wszyscy oprócz Bruna.
Phil od razu to zauważył i lekko go szturchnął.
- Co jest? - zdziwił się i spojrzał w moją stronę. - A tak, do jutra Amy.
O co chodzi? Może ma gorszy dzień.

Pod wieczór zadzwonił do mnie, przez co od razu się uśmiechnęłam. Jednak nie na długo pozostałam uśmiechnięta.
- Amy, zostawiłaś w pracy swoją bluzę - powiedział bez przejęcia. - Mam ją wziąć?
- Jeśli możesz. A może przyszedłbyś do mnie? Obejrzelibyśmy jakiś film, ewentualnie mecz czy co ty tam chcesz i przy okazji przyniósłbyś bluzę?
- Nie, nie mam czasu.
- Yhm.
- Pa, Amy.
Aż dziwne, że przy takiej wymianie zdań ani razu nie padło słowo "złotko".
A potem w nocy dziwnie było zasypiać bez jego "dobranoc".

* * *
Przyszła rano do pracy, a on nie wiedział jak ma się zachować. Może się nie wtrącać w jej życie? Ten cały Adam nie kazał się do niej za bardzo zbliżać. Ale w sumie chyba nadal są Z Amy przyjaciółmi... Choć trudno będzie udawać tego przyjaciela. I jeszcze będzie się spotykała z tym tamtym typem? Co ona w nim widzi? Coś na pewno i to on jest teraz od przytulania jej i trzymania za rękę.
- Ej, stary - wyrwał go z zamyśleń Phil. O, Amy idzie.
- A tak, do jutra Amy - bo co mógł powiedzieć?

* * *
Dni mijały jakoś tak głupio, nudno. Bruno nie był ciągle koło mnie, oddalał się. Może czeka, aż ja sama coś zrobię?
- Hej, Bruno! - przywitałam się pogodnie i usiadłam koło niego.
- Cześć - przeglądał jakieś kartki, nawet na mnie nie spojrzał.
- Pracujecie teraz nad czymś konkretnym? Czy po Superbowl daliście sobie trochę luzu?
- A wiesz, trasa jeszcze trwa i te sprawy. A potem będzie trzeba się wziąć za pisanie trzeciego albumu.
- To super - uśmiechnęłam się i położyłam swoją rękę na jego.
Cofnął ją. Zwyczajnie ją cofnął.
- Muszę przedyskutować coś z chłopakami, przepraszam cię - i wyszedł.
"Jasne" - pomyślałam. Dlaczego wszystko tak bardzo zmieniło się po tym pocałunku? Co było nie tak?
Weszłam do pokoju, gdzie aktualnie siedział Ryan i załatwiał jakieś sprawy. Siedziała koło niego jakaś dziewczyna, mniej więcej w moim wieku.
- To ja nie przeszkadzam - szybko cofnęłam się.
- Nie, Amy, wejdź. - polecił mi Ryan. - To moja kuzynka, Emily.
- Miło mi, Amy - uśmiechnęłam się.
Emily była niziutką blondynką o ślicznych, dużych, niebieskich oczach. Biło od niej pozytywną energią, czułam, że była przepełniona optymizmem. Uśmiechnęła się pogodnie.
- Emily będzie tu do nas przychodzić co jakiś czas, może nawet i pomagać mi w niektórych sprawach. Jeśli to nie sprawia ci kłopotu - rzekł Ryan, a potem zabrał mnie na stronę. - Ona jeszcze nie wie, że pracujemy dla Bruna, Amy. Nie widziała go. A ja? Nigdy nic nie mówiłem jej o mojej pracy. Tak naprawdę rzadko kiedy się widywaliśmy. Teraz przyleciała do Los Angeles zupełnie sama i rozumiesz... Tak czy siak chcę jej zrobić niespodziankę, bo jest wielką fanką Bruna. Ale jeszcze nie teraz. Pewnie zastanawiasz się po co ci o tym mówię. Chcę po prostu, żebyś dopilnowała, żeby chłopacy nie wychodzili z pokoju nagrań, póki Emily nie wyjdzie. Przy następnym spotkaniu wszystkiego się dowie - uśmiechnął się.
Pomyślałam sobie jak bardzo to kochane. Jest fanką Bruna, a kuzyn, z którym nigdy nie miała dobrych relacji, chcę zrobić jej taką niespodziankę. Aż przypomniało mi się jak to ja zaprosiłam swoją siostrę Camilę na mój wywiad z Brunem. Jak bardzo była wtedy ucieszona. Tęsknię za nią.
- Jesteś kochany z tą całą niespodzianką. Jasne, że dopilnuję chłopaków - zaśmiałam się i poszłam do nich.
Hooligans śmiali się, o czymś gadali. A Bruno siedział jakby zmartwiony w kącie. Coś było nie tak. Może po prostu spytam?
- Co się dzieje?
- Nic się nie dzieje - wow, uśmiechnął się do mnie, pierwszy raz od tygodnia. Jednak zbyt sztuczny był ten uśmiech.
- Przecież widzę. - delikatnie go objęłam. Ten chwycił moją rękę i zdjął ją ze swojego ramienia.
- E tak, mam jakieś takie gorsze dni...
- Gorsze dni? - zaśmiałam się z ironią. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale dostałam smsa od Ryana, że Emily już wyszła. Ja także postanowiłam wyjść.
Stwierdziłam, że przejdę się pieszo do domu. Po drodze spotkałam Emily, wyglądała na zagubioną w tym wielkim mieście.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Hej... Nie wiesz przypadkiem gdzie znajdę tę ulicę? Znów się pogubiłam. Mam się tam dziś wprowadzić...
- Ej, ale to moja ulica! Dom zupełnie koło mnie - zdziwiłam się.
- W takim razie chyba zostaniemy sąsiadkami - uśmiechnęła się.
Potem razem postanowiłyśmy się przejść, trochę pogadałyśmy. Ale ja cały czas myślałam o zachowaniu Bruna.
- Coś nie tak? - Emily jakby czytała w moich myślach.
- Nie, długa historia... Kiedyś ci opowiem - odpowiedziałam. Tak jakoś czułam, że zaprzyjaźnię się z tą dziewczyną. - A tak zmieniając temat... Kiedy znów przyjdziesz do studio?
- Za tydzień. A co?
- Nie nic, pytam z ciekawości. Mam nadzieję, że będziesz tam u nas jak najczęstszym gościem. Atmosfera jest super, ludzie też.
-  Tak? Sama nie wiem... Nie udało mi się tam nikogo poznać oprócz ciebie... - westchnęła.
- Zobaczysz za tydzień. Zobaczysz ich wszystkich - uśmiechnęłam się.

sobota, 22 listopada 2014

18 - Komedie romantyczne są idiotyczne.

Miałam dłuższą przerwę, ale ogólnie to powracam! :)) Napiszcie czy w ogóle wam się podoba, od teraz zacznie się naprawdę rozkręcać, bo mam już pomysł! Odcinek z dedykacją dla Klaudii.

I przesiedziałam z nimi cały wieczór, gadając o wszystkim. O Louisie przestaliśmy już po chwili. Chyba rzeczywiście nie było warto. A Bruno? Gdy tylko Phil wychodził albo się odwracał, to chwycił mnie za rękę, to mnie przytulił.
- W sumie masz rację - zaczął nagle. - Faceci to idioci.
A ja uśmiechnęłam się.
- No, może nie wszyscy.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mijały dni. Wszystko niby było po staremu, normalnie. Dopiero pewnego dnia coś się zmieniło. Poszłam do studia, niby dzień jak co dzień. Niespodziewanie ktoś nowy pojawił się tam z chłopakami.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej, Amy - powiedział Bruno. - To jest Ryan. Mój dawny menadżer, miał jednak długą przerwę, wyjazdy i te sprawy. Ale wrócił.
- Ale to znaczy, że...
- Amy, dalej tu pracujesz, złotko - przerwał mi i zaśmiał się. - Po prostu będziesz dzielić swoje obowiązki z Ryanem.
- Hej, miło mi. Bruno opowiadał mi o tobie. W sumie to dużo gadał - uśmiechnął się Ryan i podał mi rękę - Możesz wrócić do domu, jeśli chcesz. Muszę na nowo wkręcić się w pracę.
- Tak, weź sobie wolne, Amy.
W sumie pomyślałam: dlaczego nie? Wróciłam do domu, trochę pospałam, trochę pooglądałam telewizję, zupełny dzień odpoczynku. A potem postanowiłam się przejść. O, znajoma twarz. Zauważyliście, że zawsze spotykam go na spacerach?
- Hej, Amy. - Adam uśmiechnął się,
- Cześć.
- Przejdziemy się?
Ten cały Adam był naprawdę spoko. Pochodziliśmy, pośmialiśmy się. Często zaczynał temat Bruna, mówił, że boi się, że woda sodowa uderzy mu do głowy od tej sławy i że to wszystko, ta nasza przyjaźń, może nie przetrwać. Nie przejmowałam się jednak tym, co mówił.
- Co się stało przy naszym ostatnim spotkaniu? O ile mogę wiedzieć.
- Ech, mój chłopak, znaczy no, były chłopak, nieważne. - nie umiałam się nawet wysłowić.
- Dobra, rozumiem - uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę.
- Co robisz?
- Nic. Myślałem, że to nie kłopot.
- Chyba za mało się znamy.
Umilkliśmy. Adam był przystojny, fakt, ale jakoś... Nie wiem. Nie chciałam tego wszystkiego.
Po jakimś czasie wróciłam do domu. Wzięłam do ręki komórkę. Co to? 2 nieodebrane połączenia. Louis. Czy oddzwoniłam? Oczywiście!
- Cześć, słońce. - że nie było mu wstyd.
- No cześć.
- Co u ciebie, dzwoniłaś.
- Parę dni temu, nie zauważyłeś?
- Przepraszam, Mam teraz dużo pracy
- Pracy, mówisz? - zaśmiałam się. - To może ja też popracuję i będę się zajmować zdradzaniem mojej drugiej połówki.
- Słucham?
- Louis, chociaż bądź szczery, bo mam dowody. Zresztą o czym my tu rozmawiamy, do widzenia!
Nie miał chyba wymyślonej historyjki, bo już nie oddzwonił. W sumie dobrze.
Najpierw Adam, potem Louis, z jakim jeszcze chłopakiem zamienię parę zdań?
Dzwonek do drzwi. Bruno.
- Mogę wejść?
- Jasne - uśmiechnęłam się. - Jak w pracy?
- Normalnie, Nudno bez ciebie.
- Wiem to przecież - zaśmiałam się. - Może obejrzymy jakiś film? Zrobię popcorn.
Włączyliśmy jakąś komedię romantyczną, aż dziwne, że Bruno się na to zgodził, w końcu jest facetem.
Nagle dostałam smsa. Adam?
"Cześć, może spotkamy się jutro?"
Nie miałam nic do roboty, bo moje wszystkie obowiązki chciał przejąć Ryan na cały tydzień. Potem miałam wrócić. Odpisałam, że się zgadzam.
- Z kim tak piszesz?
- Z nikim.
- Mam się czuć zazdrosny? - uśmiechnął się.
- Nie, spokojnie.
W filmie właśnie główni bohaterowie wyznali sobie miłość, ja skakałam z radości, a Bruno dziwnie na mnie spojrzał.
- Następnym razem oglądamy jakiś mecz.
- Jak wolisz.
W tym momencie w filmie pocałowali się.
- To bez sensu. Przecież znają się tydzień.
- I co z tego? Zakochali się w sobie!
- Nie, nie, nie. To nie może być jeszcze miłość. To jest jakieś idiotyczne.
- Sam jesteś idiotyczny!
- Ale przedtem nic do siebie nie czuli! Poznali się przed chwilą i już się w sobie kochają? W sumie jakiś obcy facet pocałował ją, choć nie umawiali się ze sobą ani nic. Nigdy nawet nie pomyśleli o sobie jako para! Dobra, facet facetem, ale dlaczego ta dziewczyna nie zareagowała? To tak, jakbym ja cię teraz pocałował!
Na chwilę zapadła cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Uważasz, że to identyczna sytuacja?
- Prawie, bo my znamy się o wiele dłużej. Czyli wyglądałoby to tak - Bruno wstał z kanapy - że ty położyłabyś się na kanapie...
- O tak? - położyłam się i się zaśmiałam.
- Dokładnie. A ja stanąłbym nad tobą - Bruno wszedł na kanapę, oparł ręce i pochylił się nade mną ze śmiechem. - I byśmy się pocałowali.
Zaczęliśmy się do siebie przybliżać ze śmiechem. Nasze usta były już blisko siebie, gdy nagle Bruno odsunął się.
- Przecież to zupełnie idiotyczne! - zawołał.
- Racja.
Ale poczułam jakiś dziwny niedosyt. Chciałam w tym momencie, żeby mnie pocałował, naprawdę chciałam. To dziwne? Nie wiem. Ale Bruno też chyba nie wiedział co robić. Spojrzał się na mnie, wciąż pochylając się nade mną. Ja jedynie się uśmiechnęłam. Zarzuciłam swoje ręce na jego szyję, a on przybliżył się. A nasze usta rzeczywiście złączyły się w pocałunek, zupełnie jak w tej "idiotycznej" komedii romantycznej. Na chwilę zapomniałam o całym świecie.
- Nie, przepraszam, to było głupie. - Bruno podniósł się. - Pójdę już.
I nie zdążyłam nic powiedzieć, a on wyszedł. Znów miałam te ciarki.

Następnego dnia rzeczywiście spotkałam się z Adamem. Chłopak był niesamowicie miły, uroczy. Czasem zarzucał jakimś podrywem, z którego oboje się śmialiśmy. Ja jednak cały czas myślałam o wczorajszym wieczorze. Czy to coś dla niego znaczyło? A co to dla mnie znaczyło?
- W sumie to czasem z Brunem wyglądacie jak para - akurat zaczął o tym mówić.
- Dlaczego? - zaśmiałam się.
- No nie wiem. - nagle Adam spojrzał w jakieś konkretne miejsce i uśmiechnął się. - Trzymacie się za ręce, o tak - i chwycił moją dłoń - śmiejecie się ze wszystkiego - w tym momencie zaśmiał się i tym śmiechem zaraził i mnie - no i też czasem się obejmujecie - objął mnie. - W tym momencie my też wyglądamy jak para.
- Racja... - zaczęłam się nad tym zastanawiać.
- Jeszcze niedługo zaczniecie się całować - musiał to powiedzieć?
- Nie no, jesteśmy przyjaciółmi... - byłam taka zamyślona, że nawet nie za bardzo zwracałam uwagę na to co robi Adam: że mnie obejmuje, że ciągle na mnie patrzy.
- Ale dla mnie ty nie jesteś żadną przyjaciółką, znajomą. Podobasz mi się Amy. - ucałował mój policzek.
- Adam, ale.. Ja przepraszam, ja chyba muszę już iść - wszystko zaczynało do mnie docierać. Podobam mu się. Bardzo mu się podobam.
- Dobrze, no to pa - przytulił mnie. - Do następnego razu!
Adam zachowywał się jakoś dziwacznie. Podobałam mu się, okej, ale coś mi tu nie pasowało. A tak właściwie to czemu ja się dawałam? Aż tak się zamyśliłam? Nie mogę się już z nim spotykać, nie chcę... Jest ktoś ważniejszy, naprawdę jest ktoś ważniejszy... Bruno.

* * *
Wczoraj rzeczywiście pocałował Amy. Myślał o tym cały dzień. Po wyjściu z pracy postanowił się przejść i zastanowić się nad wszystkim. Ej, zaraz... To chyba ten Adam. Z Amy? Co oni robią?
Adam spojrzał się na niego i patrzył tak przez dłuższy czas. Bruno wciąż ich obserwował. Chwycili się za ręce? Nawet się objęli. Pocałował ją w policzek, przytulił i się rozeszli... Czemu Amy nic nie mówiła o Adamie? Są parą? Tak to wygląda.
Bruno poszedł dalej, a po poliku spłynęła mu jedna mała łza. Był zazdrosny. Chyba cholernie mu na niej zależy. Czuje coś do niej. Naprawdę coś czuje. A ten pocałunek znaczył dla niego wszystko.
- Czemu tak z niedowierzaniem patrzyłeś w naszą stronę? - odezwał się znajomy głos. Za nim stał Adam, z wielki uśmiechem na twarzy.
- O, Adam. Amy nic mi o tobie nie mówiła. Jesteście parą? Od kiedy?
- Od pewnego czasu - zmyślał chłopak. - Spotkaliśmy się parę razy po jej zerwaniu z Louisem i samo jakoś wyszło.
- Pójdę już... - odpowiedział cicho Bruno.
- Tylko się do niej za bardzo nie zbliżaj - krzyknął na koniec Adam.
Bruno nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Życie najwidoczniej nie jest komedią romantyczną.

17 - Faceci to idioci. No, może nie wszyscy.

- Było genialnie! - zawołałam i chciałam do niego podbiec, ale... Poślizgnęłam się. Tak, było tak blisko upadku, ale... On mnie złapał. Podbiegł i złapał mnie. Odgarnął włosy z mojej twarzy i zaśmiał się.
- Uważaj na siebie, złotko. - powiedział, po czym poszedł się przebrać.
Przy nim zapominałam o wszystkim. O wszystkich. O Louisie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Znów mijały dni w jego towarzystwie. A Louis się nie odzywał. Dzwoniłam, a ten nie odbierał. Zaczęłam się martwić. Może coś się stało? A może nie chce utrzymywać już ze mną kontaktu? Czemu tu ze mną nie wyjechał? Może zadzwonię jeszcze raz? Nie, wyjdę na głupią.
- Co jest? - przysiadł się Bruno.
- Nic.
- Siedzisz i co chwilę sprawdzasz telefon. No powiedz.
- No bo Louis... Nie odzywa się.
- To sama do niego zadzwoń!
- Już dzwoniłam, nie odbiera.
- Może jest zajęty - Bruno poklepał mnie po ramieniu.
- Może.
- Ej. Nie będziesz tak siedzieć cały dzień w domu. Może się przejdziemy?
Poszliśmy na spacer. Bruno co chwilę się uśmiechał, czasami chwytał mnie za rękę, od tak. Wtedy też się uśmiechałam.
Nagle z daleka ujrzałam znajomą twarz. Adam.
- No proszę, widzę, że wy coś razem... - zaczął.
- Przyjaźnimy się, jeśli o to ci chodzi. - przewróciłam oczami.
Nagle zadzwonił mój telefon. Meg? Jak ja dawno jej nie słyszałam. Tęsknię za nią.
- Hej, Meg! Czemu dopiero teraz? Smutno tu bez ciebie.
- Hej... Wiem, może powinnam była częściej dzwonić. Ale teraz mam konkretny powód. - wyczułam w jej głosie niepokój.
- Coś się stało?
- Tak... Dużo się stało. Nie będę owijać w bawełnę, chodzi o Louisa.
- Coś mu się stało? Miał wypadek? Może dlatego się nie odzywał! Meg, co z nim!?
- Nie, nie. Jest zdrowy. Tylko po prostu durny.
- Co jest, Meg?

* * *
Zadzwoniła do niej Meg. To była ta jej przyjaciółka. A ten Adam? Też chyba jakiś znajomy z dawnej pracy, kojarzył go. Amy wydawała się być zaniepokojona rozmową. Coś się stało, coś nie było okej.
- Amy, jest wszystko w porządku? - spytał, gdy się rozłączyła.
Nie odpowiedziała. Chyba nawet po jej policzku spłynęła łza.
- Amy?
Patrzyła chwilę na ekran telefonu, a potem bez słowa gdzieś pobiegła.
- Amy! - chciał za nią pobiec, ale ten cały Adam go zatrzymał.
- Chyba nic ci teraz nie powie. Ale za to ja ci coś powiem, gwiazdeczko. Udajesz jej przyjaciela, a może chcesz rozkochać w sobie kolejną laskę? Jeśli jakkolwiek chcesz ją wykorzystać...
- Stary, też jestem człowiekiem. Zostaw mnie w spokoju.
Widział tylko jak Adam patrzy na niego ze złością. Co to za koleś? A co go w sumie łączy z Amy? Czy on też uważa, że każda gwiazda to pewna siebie, zarozumiała osoba?
Nieważne. Teraz czas znaleźć Amy.

* * *
Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Co za dupek. On miał czelność zapraszać mnie do siebie. Byłam w jego domu, a on nic sobie z tego nie robił.
- Amy, jesteś! - znalazł mnie w studio. - Powiesz, co się stało?
- Czemu faceci to idioci?
- Dziękuję bardzo - uśmiechnął się i przysiadł się koło mnie.
- Meg widziała go z inną. - przerwałam na chwilę, żeby zebrać w sobie myśli - W sensie Louisa. Nawet przesłała mi zdjęcie jak się całuje z jakąś dziewczyną. Jest świnią! Jeszcze z nim mieszkałam. - mówiąc to, udawałam, że jestem twarda, że to nic, ale gdy tylko mogłam odwracałam głowę, żeby nie widział moich łez.
Nagle Bruno dotknął swoją ręką mojej głowy i obrócił ją delikatnie w swoją stronę. Przeszły mnie ciarki, jak to zawsze bywało z Brunem, ale teraz jeszcze większe niż kiedykolwiek. Był tak blisko, patrzył się na mnie. Przetarł swoją ręką moje łzy.
- Pewnie myślał, że związek z tak piękną kobietą to tylko sen i że na ciebie nie zasługuje. - Bruno obrócił wszystko w żart. Ale mówił wszystko powoli i ciągle patrzył w moje oczy. Odgarnął moje włosy, które opadły mi na twarz. - Nie płacz.
Przysunął się bliżej.
- Kochasz go?
- Nie wiem. Ja już od dłuższego czasu nie wiem, kim on jest dla mnie. Nie wiem, kim są dla mnie niektórzy ludzie.
- A ja kim jestem?
Nagle do środka wszedł Phil. Nie wiem co by się stało, gdyby wtedy się nie pojawił. Nie wiem co odpowiedziałabym Brunowi. Bo ja nie wiem, kim on dla mnie jest.
- Co wy tu robicie?
- Nic, siedzimy, gadamy. - powiedział Bruno i delikatnie mnie objął.
- Płakałaś? - przykucnął koło mnie Phil
- Bo faceci są idiotami - zaśmiał się Bruno.
- Ach, no i są wszyscy tacy sami!
- I czasem nawet nie wiemy kim oni właściwie są i co robią w naszym życiu - Bruno spojrzał na mnie i przygryzł dolną wargę.
- Ale faceci chyba też tak mają z dziewczynami - uniosłam jedną brew.
- Może niektórzy. - uśmiechnął się.
I przesiedziałam z nimi cały wieczór, gadając o wszystkim. O Louisie przestaliśmy już po chwili. Chyba rzeczywiście nie było warto. A Bruno? Gdy tylko Phil wychodził albo się odwracał, to chwycił mnie za rękę, to mnie przytulił.
- W sumie masz rację - zaczął nagle. - Faceci to idioci.
A ja uśmiechnęłam się.
- No, może nie wszyscy.

piątek, 21 listopada 2014

16 - Superbowl

Po wyjściu Louisa wzięłam do ręki telefon. 10 nieodebranych połączeń, wszystkie od Bruna. A może miał mi coś do powiedzenia? Może coś da się... Nie no. Już nie dzwoni. Może chciał po prostu udawać miłego. To już nieważne, nie mogę o nim myśleć. Bruno Mars znów jest obcą mi gwiazdą.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Wymyśliłeś coś, Phil? - zapytał Bruno, gdy ten wszedł do studio.
- Co miałby wymyślić? - spytał Jamareo.
- Wiesz, Amy i Bruno... Trochę się pokłócili.
- Po prostu Phil wpadł na durny pomysł.
- A teraz mam chyba mniej durny.
- Jaki? - Bruno wstał z fotela.
- Jedź do niej.
- Co?
- Do Polski. Jak najszybciej.
- Proszę cię, jak jej chłopak mnie zobaczy... No a poza tym za dwa tygodnie Superbowl...
- Jak chcesz - uśmiechnął się Phil i razem z resztą Hooligans weszli do pokoju, gdzie były wszystkie instrumenty.
Bruno z powrotem usiadł na fotel. Może warto zadzwonić jeszcze raz? Może odbierze? Musiał jej coś powiedzieć. Musiała wiedzieć, że jest dla niego ważna.

* * *
Wahałam się. Co miał mi do powiedzenia?
- Halo?
- Amy, kobieto, nareszcie odebrałaś! Nie zrozumiałaś mnie. Zastanawiałem się po prostu czy może nie wolisz zostać tam, ze swoim chłopakiem. Może ty nie chcesz tej pracy? Bez względu na odpowiedź, pamiętaj, jesteś dla mnie bardzo ważną osobą i nie chcę, żeby nasz kontakt się urwał.
- Jestem? Jestem ważną osobą? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak, a jeśli mi nie wierzysz, to mogę nawet przylecieć tam do Polski, żeby ci to udowodnić.
- Nie. Nie. Ja... Ja chciałabym wrócić. Bardzo. Bruno. Przecież Superbowl niedługo. O wszystkim zupełnie zapomniałam... Ale nie mam teraz pieniędzy na bilet.
- Spokojnie, złotko. - uśmiechnęłam się do słuchawki po tych słowach. Wszystko czego teraz pragnęłam to przytulić go. - Masz czas. Wykombinujesz coś. A jeśli nie, to może ja jakoś pomogę.
W tym momencie do domu wrócił Louis.
- Muszę iść - rozłączyłam się.
- Hej, kotku.
- Hej... - powiedziałam niepewnie. Znów bardzo zbliżyłam się do Louisa i w sumie to nie chciałam go opuszczać.
- Jednak jestem potrzebna w tej pracy... Tej, co ci mówiłam.
- Co to za zmiana? - Louis zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak.
- To długa historia. Ale ja nie chcę naszej rozłąki.
Może naprawdę powinnam pojechać tam z nim? Przecież nie wkurzyłby się chyba, że moim szefem jest Bruno.
- Ja też nie, kochanie, ale chyba musimy to przeboleć. Będziemy się odwiedzać.
- Ale w sumie... Dlaczego nie wyjedziesz ze mną? Przecież nic cię tu nie trzyma!
Louis wydał mi się wtedy lekko zakłopotany.
- Nie, nie. Ja zostanę tutaj. Nie umiałbym tam funkcjonować i...
- Louis, co się dzieje?
- Dobrze mi tutaj.
Nie zamierzałam kontynuować tej rozmowy. Louis powiedział jedynie, że może pożyczyć mi pieniądze na bilet. Jakby zupełnie się tym nie przejął. Nie rozumiałam tego.
Tydzień później znów leciałam do tego USA, które tak odmieniło moje życie. Z Louisem nie pożegnałam się tak czule, jak poprzednio. Czasem był dla mnie wszystkim, czasem zwykłą osobą. Zmieniało się to z dnia na dzień.
A po przylocie znów zobaczyłam tą pogodną twarz Bruna. Objął mnie na powitanie. Na chwilę oparłam głowę o jego ramię. Bruno spojrzał mi w oczy i splótł nasze ręce.
- Jak było? - zapytał.
- Nie wiem. Momentami dziwnie.
- Wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi?
- Wiem.

Znów było świetnie. Dzień w dzień z tymi chłopakami. Aż tu nagle zbliżało się Superbowl. Nie byłam na żadnych próbach, ponieważ Bruno mi zabraniał. Mówił, że zobaczę wszystko tego dnia.
No i nadszedł ten dzień.
Mecz się już zaczął, pierwsza połowa. Bruno przygotowywał się do występu. Stanął przed lustrem i próbował zawiązać swój krawat.
- Daj, widzę, że sobie nie radzisz - zaśmiałam się, po czym założyłam mu krawat i poprawiłam jego koszulę.
On niespodziewanie chwycił moje ręce. Od mojego powrotu stał się jakiś... Jeszcze bardziej przejmujący się mną. Był po prostu uroczy. Uśmiechnął się i na jego twarzy pojawiły się dołeczki.
- Będzie świetnie, nie stresuj się! - chciałam pocałować jego policzek, ale ten nagle, słysząc gdzieś swoje imię, obrócił głowę, przez co mój buziak wylądował częściowo na ustach.
Bruno zaśmiał się.
- Nie rozpędzaj się tak, masz chyba chłopaka - po czym puścił do mnie oczko i poszedł.
Przeszły mnie ciarki. To było... To było takie dziwne. On przyjął to z taką łatwością i jeszcze śmiał się z tego. Był taki, taki... Nie umiałam tego opisać. Po prostu się uśmiechnęłam.

Występ się zaczął. Było genialnie, nie umiem tego opisać. Tak świetnie się go słuchało. Szczególnie, gdy zaczął śpiewać Just The Way You Are. Wszystko inne się zatrzymało. Był on, tylko on, co chwilę spoglądający na mnie.

Zaczęła się druga połowa meczu. Widzowie na stadionie i miliony innych przed telewizorami. I jedna ja - Amy Evans, na którą Bruno ciągle spoglądał.
- Było genialnie! - zawołałam i chciałam do niego podbiec, ale... Poślizgnęłam się. Tak, było tak blisko upadku, ale... On mnie złapał. Podbiegł i złapał mnie. Odgarnął włosy z mojej twarzy i zaśmiał się.
- Uważaj na siebie, złotko. - powiedział, po czym poszedł się przebrać.
Przy nim zapominałam o wszystkim. O wszystkich. O Louisie.

czwartek, 30 października 2014

15 - Zakłamany czy chcący jak najlepiej?

- Pędzę już - uśmiechnęłam się.
- Trzymaj się - ucałował mój policzek. - Do niedługo, możesz przyjechać z Louisem - zaśmiał się na pożegnanie.
Wsiadłam do taksówki, potem do samolotu... I zaczęłam sobie myśleć ile się wydarzyło. Kiedyś ten Bruno był mi taki obojętny, kiedyś go nienawidziłam, a teraz?
Tak naprawdę to był dopiero początek wszystkiego.

------------------------------------------------------------------------------------------
Znów te drzwi, które kiedyś z dumą nazywałam swoimi drzwiami. Teraz siedział tam smutny, samotny chłopak. Zadzwoniłam dzwonkiem, cały czas wydawał ten sam dźwięk, jak ja dawno tu nie byłam. Otworzył. Louis. Miał jeszcze łzy w oczach. Delikatnie go objęłam.
- Cześć - szepnęłam.
- Cześć.
Po godzinach przegadanych na temat Louisa i babci postanowiliśmy zmienić temat.
- A co ty w sumie robiłaś tam w Stanach? Przecież już nie masz tego swojego programu.
- Zatrudniłam się jako menadżerka.
- Serio? Kogo?
- A, nie znasz. - nie chciałam, żeby pomyślał sobie nie wiadomo co. Lepiej w ogóle o tym nie mówić. - Ale po jakimś czasie muszę tam wrócić, Lou. Do tej pracy.
- Co? Ale czemu nie zatrudnisz się gdzieś tutaj?
- Potrzebują mnie tam, nie mogę tak po prostu odejść.
Kłamstwo? Może małe. Ale zależy mi na tej pracy. I na tych ludziach. I na Brunie.
Louis nie zaproponował wspólnego wyjazdu, więc ja też go nie proponowałam. Może to lepiej, że nie wie.
Nagle dźwięk smsa. Bruno.
"Hej, mam nadzieję, że szczęśliwie tam doleciałaś, złotko. Odezwij się potem".
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Kto to?
- Co? Nikt. Jakaś głupia reklama.
- Amy, wiesz, że za tobą tęskniłem? Mimo tego wszystkiego co się działo...
- Ale właściwie co się działo? Do niczego nie doszło.
- Wiem właśnie. Przepraszam.
Louis popatrzył mi w oczy i delikatnie ucałował moje usta.
Po tym wszystkim powinnam chyba wykrzyczeć jak bardzo mi tego brakowało. Ale niczego szczególnego nie poczułam... To dziwne. Może to przez ten stres. Przecież go kocham.

Mijały dni spędzone w towarzystwie Louis'a, znów się do siebie zbliżyliśmy.
Mijały dni spędzone bez towarzystwa Bruna, a mimo tego też się do siebie zbliżaliśmy. Przez smsy i rozmowy, może to głupie, ale nie wiem co bym zrobiła bez niego. Zwykle bardziej doceniamy kogoś, gdy nie jest koło nas i tak właśnie było. On zawsze mnie pocieszał, jeju. To wspaniały człowiek.
- Wiesz, że niedługo muszę wrócić z powrotem, prawda?
- Wiem - jakby się tym nie przejął. Ten wyjazd, a mój pierwszy wyjazd i nasze odczucia... To nie było już to samo. Nie byliśmy załamani aż tak rozłąką. Ale przecież go kocham.

* * *
- Stary, ciągle z nią piszesz. - Phil usiadł na kanapie koło Bruna.
- Nie przesadzaj, jedynie tylko wieczorem. Poza tym musi wiedzieć co się dzieje wokół mnie skoro jest moją menadżerką, prawda?
- Już to widzę jak piszecie tylko i wyłącznie o pracy - zaśmiał się. - Amy wróci na Superbowl?
- Jasne, że tak.
- Ale wiesz, że to już za dwa tygodnie? Bruno, oni są w sobie zakochani i boję się, że ona jednak tam zostanie...
- Nie zostanie, wie, że to ważne.
- Jesteś jej szefem, a tam jest jej chłopak. Przemyśl to. Może nie powinieneś kazać jej wracać. Może lepsze byłoby poszukanie innej menadżerki? Ona ma tam swoje życie.
- Ale przecież... - Bruno zaczął pewnie. - My się przyjaźnimy. Tak? Przyjaźnimy się? - i zaczął się wahać.
Phil wstał z kanapy i zostawił Bruna z tymi dziwnymi myślami.

* * *
- Halo? - uśmiechnęłam się do słuchawki. Louis był w łazience, a ja gadałam lekko ściszonym głosem.
- Hej, Amy. Jest sprawa.
- Sprawa? Jaka?
- Może ty powinnaś tam zostać. Masz swoje życie i ogólnie to nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś pracowała tu z nami i...
- Co? Zwalniasz mnie?
- Nie, Amy. To nie tak. Ja wiem, że ty nie chcesz tu wracać. Zostań tam.
- Przecież tu nie chodzi tylko o pracę. Przecież my się... Przyjaźnimy? Tak? Tak mi się zdawało.
- Przemyśl to.
- Czekaj. Rozumiem. Gwiazda się mną znudziła i znalazła kogoś lepszego?
- Słucham?
- Spokojnie, nie muszę tam wracać - w tym momencie z łazienki wyszedł Louis. - Do widzenia, szefie!
Schowałam komórkę do kieszeni i popatrzyłam na Louisa.
- O czym rozmawialiście?
- A wiesz, szef, on... On znalazł kogoś na moje miejsce i stwierdził, że...
- Zostałaś zwolniona? - uniósł jedną brew.
- Tak. Tak właśnie.
- Znajdziemy ci tu coś lepszego, nie martw się, kochanie. - delikatnie mnie objął.
A ja pocałowałam go i wtedy znów poczułam jak ważną osobą jest dla mnie Louis. Zakłamany świat gwiazd to jednak nie moja bajka. Louis był szczery.

* * *
- Jesteś idiotą - wrzasnął na Phila. - Zrozumiała przez to, że ją zwalniam. Że jestem zakłamany i że mam ją w dupie. Jesteś.. Jesteś idiotą, Phil!
- Bruno, spokojnie. Nie chciałem tego. Nie wiem co jej nagadałeś...
- Przyjaźniliśmy się! Dobrze o tym wiedziałeś!
- Ale ona ma swoje życie.
- Sugerujesz, że nie byłem jej częścią?
- Skąd mam to wiedzieć jak od pewnego czasu nic mi nie mówisz? Nie wiem jak jest między wami, Bruno. Też myślałem, że się przyjaźnimy.
- Ej no, stary, bo się przyjaźnimy. Nie, ja już nie wiem co robić. Nie odbiera już ode mnie. Proszę, pomóż mi jakoś.
- Dobra, może mój plan był głupi. Jutro coś wymyślę. Idź spać, Bruno.

* * *
Była 7 rano. Ja smacznie spałam, gdy poczułam dotyk Louisa.
- Złotko - zaczął, a ja od razu skojarzyłam to słowo z Brunem. - Wstajesz?
- Tak, tak, już.
Weszłam do kuchni, gdzie czekało pyszne śniadanie. Louis włączył radio. Oczywiście. Leciało "Treasure".
- Mógłbyś ściszyć? - poprosiłam.
- A faktycznie. Nie lubisz tej piosenki - zaśmiał się Lou. - Wychodzę dziś wcześniej do pracy. Będziesz na mnie czekać?
- Tak, jak zawsze, kochanie. - uśmiechnęłam się. - Miłego dnia.
Po wyjściu Louisa wzięłam do ręki telefon. 10 nieodebranych połączeń, wszystkie od Bruna. A może miał mi coś do powiedzenia? Może coś da się... Nie no. Już nie dzwoni. Może chciał po prostu udawać miłego. To już nieważne, nie mogę o nim myśleć. Bruno Mars znów jest obcą mi gwiazdą.

poniedziałek, 15 września 2014

14 - Zmiany, wyjazd, o co chodzi?

- Amy, przyjedź tu, proszę. Wiem, że nie dałem ci nic wyjaśnić, przepraszam. Teraz cię potrzebuję. Błagam, przyjedź.
- Ale co się dzieje, Louis, co z babcią?
- Ona... Ona nie żyje.
W tym momencie KOMÓRKA wypadła mi z rąk. Rozpłakałam się na środku korytarza. Moje życie na nowo stało się wielką ruiną, jakąś wielką zapadnią nieszczęść.

.
- Amy? - głos zaniepokojonego Bruna. - Amy, co się stało? - przykucnął koło mnie i objął delikatnie ramieniem. To było takie dziwne uczucie. Przyjaźnimy się, ale on nigdy mnie nie objął. Nie wiem czemu przeszły mnie ciarki. Jednak w tej sytuacji nie zastanawiałam się nad tym. Myślałam tylko o Louis'ie i o babci.
- Wyjeżdżam.
- Amy, powiesz mi co się dzieje!? - wrzasnął.
- Idę spać, nie, nie powiem, nie teraz.
- Kurna, Amy - chwycił mnie za rękę i jakby nie chciał puścić.
- Przepraszam - był to mój najcichszy szept ze wszystkich szeptów.

Zamknęłam się w pokoju hotelowym i choć Bruno próbował do mnie wejść to ja nie reagowałam. Może postąpiłam głupio, ale nie chciałam mieszać w to wszystko innych. Zadzwoniłam do Louisa.
- Lou? Lou, słyszysz mnie? Będzie dobrze, kochanie, rozumiesz?
- Przyjedziesz? - płakał, nadal.
- Przyjadę... Jutro albo pojutrze... Albo na moim najbliższym locie. Obiecuję.

A jak się rano okazało - lot miałam za 2 dni.

* * *
- Co jej było? - Phil podszedł do Bruna.
- Nie wiem.
- A nadal jest taka?
- Nie wiem.
- Wstała już?
- Nie wiem. Phil, rozumiesz? Nic nie wiem! - prawie że krzyknął.
- Może to prywatna sprawa, zrozummy ją.
Phil tylko widział jak Bruno ciągle odwracał głowę w bok albo patrzył w sufit. Przez chwilę jakby ujrzał nawet maleńką łzę na poliku.
- Zależy ci na niej.
- No tak.
- Ale jako...
- Phil, idioto, jako na przyjaciółce, nikim więcej.
- Więc skup się. Co się wczoraj wydarzyło?
- Odebrała telefon, płakała...
- I?
- I nie wiem.
Phil zrozumiał wtedy, że ta rozmowa nie ma sensu.

* * *
Po obudzeniu się było już trochę lepiej. Zwykle z problemami trzeba się przespać i to chyba rzeczywiście działa. Chciałam otworzyć drzwi od pokoju hotelowego, ale coś je jakby... Blokowało.
- Auć - usłyszałam.
Bruno Mars siedział pod moimi drzwiami.
- Co jest? Czemu tu siedzisz?
A Bruno jak gdyby nigdy nic popchnął mnie z powrotem w stronę mojego pokoju, po czym sam wszedł do środka. Jakby tego było mało to jeszcze zakluczył drzwi. Usiadł na moim łóżku i patrzył tymi swoimi brązowymi oczkami ze sztucznym przyklejonym uśmiechem do twarzy.
- Wyjeżdżam. - zaczęłam rozmowę od tej fascynującej nowiny.
A Bruno próbował się roześmiać co wyszło mu jeszcze gorzej niż sam sztuczny uśmiech.
- Super. Coś jeszcze co ma mnie dobić?
Zamilkłam.
- O, wiem! Może powiesz co się wczoraj stało.
- Nie, ja nie chcę o tym gadać...
- Super.
- Bruno... - zaczęłam, ale nie dokończyłam. A ten się na mnie gapił jak jakiś idiota. - Wyjeżdżam do Polski, ale wrócę. - Bruno wstał z mojego łóżka. - Kiedyś pewnie wrócę. - Zaczął się do mnie przybliżać. - Ale nie bądź zły. - Stanął ze mną twarzą w twarz i chwycił delikatnie moją dłoń. Znów przeszły mnie te dziwne ciarki.
- Wiem, że masz swoje sprawy i nie powinienem się w niektóre wtrącać - zaczął. - Ale powiedz chociaż kto wczoraj dzwonił.
Znów zamilkłam, nie chciałam tego mówić. Ale kurcze, los chyba chciał, żeby on znał prawdę. Zadzwonił mój telefon. Chciałam podbiec, wyłączyć, bo byłam pewna, że to Louis, ale Bruno chwycił mnie w pasie, żebym nie mogła się wyrwać.
- Puść.
- Czekaj, zastanowię się... Nie.
- Puść no - zaczęłam się śmiać, pierwszy raz od wczoraj.
- Nie - on też się śmiał. Nagle potknęłam się o jego nogę i oboje wylądowaliśmy na ziemi. Znaczy ja leżałam tam dłużej, bo Bruno od razu wstał i chwycił mój telefon.
- Louis? Louis! - uśmiechnął się. - Amy, to Louis!
- Wiem.
- Nie cieszysz się? Czekaj...
- Babcia Louis'a nie żyje, zadowolony? - już się nie śmiałam, byłam na niego wkurzona, wygoniłam go z pokoju i znów się tam zamknęłam.
- Amy... Amy, ja nie wiedziałem.
Nie odpowiadałam, znów przyszła ta chwila, gdy totalnie się załamałam. Cały dzień przesiedziałam w domu. Bruno jak głupi nawet pisał smsy, dzwonił... Ale ja nie mogłam teraz o tym gadać.
Rano musiałam się pospieszyć,  bo miałam lot na 9.00.  W sumie tylko w pośpiechu pożegnałam się z Brunem, obiecując mu, że wrócę. Ale on nie chciał tego pośpiechu. Gdy ja już biegłam w stronę taksówki on chwycił moją dłoń.
- Będziemy w kontakcie?
- Jasne.
- Przepraszam za wczoraj.
- Nic się nie stało - westchnęłam. - Macie jakąś menadżerkę zastępczą?
- Taaa, ale na pewno nie będzie się sprawować tak dobrze jak ty - puścił oczko i zaśmiał się.
I wtedy jakbym wróciła do tej chwili sprzed paru miesięcy, jak siedzieliśmy razem w studio i zagapiliśmy się w siebie. Znowu tak było. Patrzylibyśmy pewnie tak bez końca, ale według tradycji coś to powinno przerwać. Dźwięk klaksonu taksówki.
- Pędzę już - uśmiechnęłam się.
- Trzymaj się - ucałował mój policzek. - Do niedługo, możesz przyjechać z Louisem - zaśmiał się na pożegnanie.
Wsiadłam do taksówki, potem do samolotu... I zaczęłam sobie myśleć ile się wydarzyło. Kiedyś ten Bruno był mi taki obojętny, kiedyś go nienawidziłam, a teraz?
Tak naprawdę to był dopiero początek wszystkiego.

-----------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, wiem, nie ma akcji, ale dopiero co się ogarnęłam w szkole, także przepraszam :) odcinki postaram się dodawać częściej, dobranoc :*

czwartek, 28 sierpnia 2014

13 - Wielka ruina

- Och, Amy, Amy, przyznaj, że po prostu nie mogłaś wytrzymać tego pięknego widoku.
- Chciałbyś - rzuciłam w niego spinaczem.
- Nie, szczerze nie chciałbym. Cieszę się, że poznałem taką Amy jaką poznałem. Nieuległą, nie lecącą na kasę... Hm... Nienawidzącą mnie? Teraz już nie czuję potrzeby przekonywania cię do mnie, bo nie potrzebuję, żebyś była moją fanką. Choć fajnie by było, nie zaprzeczę. Ale dobrze, że jesteś tu z nami... Jako ta Amy, która nie wiem czy mnie lubi, czy nie, ale ja ją uwielbiam i mam nadzieję, że będzie taką damską wersją Phila. - uśmiechnął się.
Czy on to powiedział szczerze? To nie jest Bruno Mars, to Peter Hernandez. Szczerzy Peter Hernandez, któremu na mnie zależy.
- O ile ty będziesz moją męską wersją Meg.
- Dobrze, złotko.

.
Późno wróciłam do domu, bo mieliśmy bardzo dużo pracy w biurze. Zmęczona padłam na łóżko. Na czym ja właściwie stoję? Pokłóciłam się z siostrą, mój były chłopak nie chce mi w nic uwierzyć i ma mnie dość, a ja zaprzyjaźniłam się z cenionym celebrytą. Nikt nie zaprzeczy, że moje życie jest lekko
pokręcone.
Jak ja tęsknię za Louisem. Mówiłam już to? Czemu on musi być taki uparty i w nic nie chce mi uwierzyć? Przecież do niczego z Brunem nie doszło. A może on po prostu znalazł inną dziewczynę, chce się mnie pozbyć pod pretekstem, że to ja wszystko zepsułam? Nie no, nie jest chyba aż tak tragicznie, za dużo myślę. Gdybym tylko się do niego dodzwoniła, gdyby wysłuchał i mnie, i Bruna... Przecież nasza sprawa w mediach już dawno ucichła. Nikt nie wie, że jestem menadżerką Bruna i oby tak zostało, bo znów ludzie pomyślą niestworzone rzeczy.
Dość, pójdę się przejść.
Szłam przez te zatłoczone uliczki Los Angeles, które tak pięknie wyglądały nocą. W tym całym mroku nagle ujrzałam kogoś znajomego. Adam.
- Amy! Jak u ciebie?
- W porządku.
- Nadal menadżerka Bruno Marsa?
Coś do mnie dotarło. Powiedziałam mu przecież o mojej pracy. Przecież on ma swoje show. Co jeśli powie wszystko na wizji, a nasza sprawa znowu się rozpocznie? Jak mogłam być taka głupia?
- Eee, no okej. Ale obiecaj, że to zostanie między nami.
- Spoko, rozumiem, że chcesz mieć trochę spokoju, gdybym to wydał to przecież znowu uznaliby was za parę. Jest okej.
Dziękuję, jak dobrze, że Adam jest normalnym człowiekiem.
- Ale może w zamian za dochowanie tego sekretu... Pójdziemy razem na spacer? - zaśmiał się.
- Jasne, czemu nie. - to przecież tylko zwykły spacer.
- Wiesz, Amy.. Tęskniłem - mówił po drodze.
- Ta, fajnie nam się pracowało
- Ale nie za pracą - Adam zatrzymał się. - Tylko za tobą.
- Adam...
- Podobasz mi się, Amy, co poradzę.
- Mówiłam ci przecież, że ja i Louis...
- Tak, wiem. To było głupie. Zapomnijmy o tym.
- Kumple?
- Kumple. - przytaknął.
Zrobiło mi się strasznie głupio. Adam? Podobałam mu się? To naprawdę dziwne.
- Może będziemy się częściej widywać - zaproponował.
- Jako kumple, tak?
- Jasne, zero randek, kolacji czy czegoś. Może na przykład takie spacery.
Zapadła głupia cisza, nie wiedziałam o czym mam z nim gadać, jak się przy nim zachowywać.
- Widziałem cię jakiś czas temu z Brunem. Tylko menadżerka?
Już chciałam powiedzieć "Adam, przestań, skończ już to", ale w sumie po co?
- Przyjaźnię się z nim.
Wybuchł śmiechem, nie zrozumiałam jego reakcji.
- Nie zrozum mnie źle, ale myślisz, że taki Bruno Mars serio będzie miał dla ciebie czas?
- Peter Hernandez.
- Co?
- Naprawdę nazywa się Peter Hernandez, przy mnie to nie jest ten znany Bruno Mars. Choć i tak mówię do niego Bruno, bo Peter nie pasuje.
- Amy, martwię się o ciebie, nie chcę, żeby cię zranił.
- Adam, to moje życie, zaufałam mu i myślę, że on zaufał mi. Dużo gadałam z nim na tego typu tematy, naprawdę już nie myślę, że jest zapatrzoną w siebie gwiazdeczką.
- Jak uważasz - mruknął. - Ale lepiej zapamiętaj sobie moje słowa.
- Dobra, wracam już do domu - zdenerwowałam się.
- Odprowadzę cię - chwycił mnie za rękę.
- Nie, Adam. - szybko się wyrwałam i poszłam do domu.
Co on sobie myślał? Okej, kiedyś sama uważałam podobnie, no ale to wszystko to nie jego sprawa.

Mijały dni, tygodnie, a ja i Bruno stawaliśmy się coraz lepszymi przyjaciółmi. Zaprzyjaźniłam się też z większością Hooligans, zwłaszcza z Philem. Nastał już rok 2014, Bruno był już w trasie po Ameryce, a ja jeździłam razem z nim. Chłopacy dawali z siebie wszystko, cieszę się, że ich poznałam. Teraz dręczyła mnie myśl jak kiedyś mogłam nie lubić muzyki Bruna? Przecież jego piosenki są naprawdę świetne. Cam ucieszyłaby się na wieść, że go lubię... Ech. Nie wiadomo kiedy my ze sobą pogadamy.
Trwał właśnie ostatni koncert Bruna, po którym na jakiś czas wracamy do domu. Stałam za sceną patrząc jak Mars wczuwa się w całe show. Czasami mnie korciło, żeby wyjść na tą scenę i powiedzieć coś pod koniec... Że Bruno jest wspaniały, że wkłada całe serce w to co robi... Ale przecież nie mogłam. Ludzie nie mogą się o wszystkim dowiedzieć.
- Super ci poszło, Bruno - uśmiechnęłam się jak skończył.
- Jak zawsze - poprawił kołnierzyk swojej koszuli i zrobił minę cenionej gwiazdy.
- Ta, jasne.
- Co mówiłaś?
- Nic, kompletnie.
Uwielbiałam się tak z nim droczyć.
Jak zwykle po koncercie poszliśmy razem z Hooligans do hotelu i razem w jednym pokoju gadaliśmy o wszystkim i niczym. Siedziałam koło Bruna. Jak zawsze zresztą.
Nagle niespodziewanie zadzwonił mój telefon. Nie uwierzycie... Sama początkowo nie uwierzyłam. Nie, to niemożliwe...
- Wszystko okej? - zapytał Bruno.
- Tak, ale ja... Ja muszę odebrać - wydobyłam z siebie i szybko opuściłam pokój hotelowy. - Halo?
- Cześć - głos Louis'a, którego nie słyszałam tak długo. Czułam tak wielkie podekscytowanie, jeju, kocham go. Kocham go najmocniej na świecie. - Nie jest dobrze - jego głos posmutniał, nigdy nie słyszałam go w takim stanie. Wystraszyłam się jak nigdy.
- Co się stało? - szepnęłam.
- Babcia, ona... - słyszałam tylko jak Louis się rozpłakał. Nigdy nie słyszałam, żeby płakał. NIGDY. Zawsze był silny.
- Co się stało? - powtórzyłam bardziej przerażona.
- Amy, przyjedź tu, proszę. Wiem, że nie dałem ci nic wyjaśnić, przepraszam. Teraz cię potrzebuję. Błagam, przyjedź.
- Ale co się dzieje, Louis, co z babcią?
- Ona... Ona nie żyje.
W tym momencie komórka wypadła mi z rąk. Rozpłakałam się na środku korytarza. Moje życie na nowo stało się wielką ruiną, jakąś wielką zapadnią nieszczęść.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

12 - Wyznanie prawdy.

Popołudnie przeszło w wieczór, a my oglądaliśmy razem jakąś durną komedie w Tv. Bruno co chwile się z czegoś śmiał, co rozbawiało mnie bardziej niż sam film. Po jakimś czasie poszłam do łazienki, umyć włosy. Gdy wróciłam Bruno drzemał na sofie. I co miałam zrobić? Przecież go nie obudzę. Znalazłam jakiś koc i przykryłam go. Potem najzwyczajniej w świecie poszłam do sypialni, nie robiąc wielkiego halo z tego, że sam Bruno Mars śpi w moim domu.

.
Nazajutrz wstałam bardzo wcześnie. Bruno jeszcze spał, jak najciszej postanowiłam zrobić śniadanie. Ta, jak najciszej... Czy ja się spodziewałam, że w jakiś magiczny sposób woda na herbatę będzie wrzeć bezgłośnie? Bruno momentalnie zerwał się z kanapy, rozejrzał się, przy czym jego mina była po prostu przekomiczna.
- Amy! Co ja tutaj robię?
- Zasnąłeś.
- Czemu mnie nie obudziłaś?
- Bo tak słodko spałeś - odparłam po chwili namysłu.
- Bardzo śmieszne. Która godzina!?
- Spokojnie, spokojnie. Dopiero 7.
- Uf... Pamiętaj, że dziś ta sesja dla Billboardu, jakbyśmy się spóźnili...
- Nie spóźnimy się - przerwałam mu. - A teraz choć na śniadanie.
Przez te dwie godziny zanim poszliśmy do studia Bruno zdążył mnie przeprosić za swoje zaśnięcie jakieś 50 razy. Przy śniadaniu gadałam z nim znów zupełnie na luzie, jakbyśmy byli przyjaciółmi. Zauważyłam, że w sumie bardzo chciałabym być jego przyjaciółką. Dobra, Amy, nie rozmarz się, to Bruno Mars, a ty jesteś jego menadżerką. Tylko menadżerką.
Przyjechaliśmy do studia pierwsi, nikogo jeszcze nie było. Poszłam do biura, gdy tymczasem Bruno szykował się na sesję dla Billboardu. Słyszałam tylko jak nuci sobie "Locked out of Heaven".
- Siema Amy! - do biura wpadł Phil. Nigdy nie opuszczało go poczucie humoru, zawsze podchodził do wszystkiego ze swoim luzackim nastawieniem. Wydawał się naprawdę fajnym gościem.
- Hej - uśmiechnęłam się.
- Billboard niedługo będzie dzwonić.
- Jestem pod telefonem.
Phil uśmiechnął się, po czym wyszedł z pokoju.
Zaczęłam się zastanawiać kim ja w ogóle dla nich jestem? Zwykłą pracownicą czy choć trochę ich obchodzę? Nie chcę być dziewczyną, która jest na każde ich zawołanie. Nie wiem co o tym myśleć, chcę się z nimi zaprzyjaźnić, a może oni mają mnie totalnie w dupie. To wszystko jest bez sensu.
Przyjechali ludzie z Billboardu, porobili jakieś zdjęcia Marsowi, nakręcili jakiś krótki filmik. Przypatrywałam się wszystkiemu. Obok mnie stał Phil razem z Jamareo. Nagle poprosili Bruna o zmienienie stroju, ten szybko zdjął czerwoną koszulę, dzięki czemu przez chwilę mogłam pierwszy raz zobaczyć jego klatę... Wytrzeszczyłam oczy, miałam lekko otwarte usta. Wyglądałam zapewne jak podekscytowana nastolatka, co uświadomił mi Phil, który zaśmiał się na mój widok.
- Każda go pragnie, ach, och, to Bruno Mars - wrzasnął w śmiechu, a ja lekko uderzyłam go w ramię. Jednak patrzyłam się na niego dalej, bo nie mogli znaleźć tej koszulki, którą Bruno miał założyć. No tak, oczywiście Mars spojrzał się na mnie, więc i on zauważył moją bezcenną minę.
- No co? - zaśmiał się.
- Nic. - prawie szepnęłam. Odwróciłam wzrok i poszłam do biura, udając, że ktoś dzwoni.
Bruno wszedł do pokoju, w którym byłam. Już ubrany.
- Kto dzwonił?
- A nie, wydawało mi się.
Ten zaśmiał się.
- Och, Amy, Amy, przyznaj, że po prostu nie mogłaś wytrzymać tego pięknego widoku.
- Chciałbyś - rzuciłam w niego spinaczem.
- Nie, szczerze nie chciałbym. Cieszę się, że poznałem taką Amy jaką poznałem. Nieuległą, nie lecącą na kasę... Hm... Nienawidzącą mnie? Teraz już nie czuję potrzeby przekonywania cię do mnie, bo nie potrzebuję, żebyś była moją fanką. Choć fajnie by było, nie zaprzeczę. Ale dobrze, że jesteś tu z nami... Jako ta Amy, która nie wiem czy mnie lubi, czy nie, ale ja ją uwielbiam i mam nadzieję, że będzie taką damską wersją Phila. - uśmiechnął się.
Czy on to powiedział szczerze? To nie jest Bruno Mars, to Peter Hernandez. Szczerzy Peter Hernandez, któremu na mnie zależy.
- O ile ty będziesz moją męską wersją Meg.
- Dobrze, złotko.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Bardzo krótki odcinek, bo chciałam o sobie przypomnieć. Tak, wróciłam :)

czwartek, 14 sierpnia 2014

11 - Słodko czy sztucznie?

- Nie powinnaś już spać? - powiedział zaspanym głosem. - Zaraz, zaraz. Czy u ciebie leci "Locked out of Heaven"? - zdziwił się.
- Bruno, nie mogę się uwolnić od twoich piosenek - ten zaśmiał się szczerze.
- W takim razie jutro zaśpiewam jakiś utwór specjalnie dla ciebie. Teraz już to wyłącz i idź spać, złotko. - rozłączył się.
Bruno działał na mnie w jakiś dziwny sposób. Profesjonalny piosenkarz, a zachowywał się jak mój najlepszy przyjaciel. Przyjaciel? Czy mnie i Bruno Marsa serio może połączyć coś takiego jak najprawdziwsza przyjaźń? Czy może on pragnie mnie sobie zwyczajnie owinąć wokół palca? To był temat moich wieczornych rozmyśleń, którym towarzyszyła muzyka z płyty "Unorthodox Jukebox".

.
Następnego dnia znów poszłam do studia. Nie zastałam tam nikogo oprócz Bruna.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
Ten jak głupi zaczął się śmiać.
- Do której godziny słuchałaś sobie wczoraj mojej płyty? - wstał z miejsca.
- Wyłączyłam od razu jak mnie prosiłeś - skłamałam, żeby nie wyjść na jego fankę. Może jednak o to od początku mu chodziło?
- Jasne - zbliżył się do mnie. - A teraz czekasz tylko, aż zaśpiewam ci coś na żywo, prawda? - puścił oczko.
- Tak, to moje marzenie, Bruno - powiedziałam z ironią w głosie.
Ten jakby wziął to na poważnie, usiadł z gitarą w ręku. Usiadłam naprzeciwko niego.
- Serio będziesz dla mnie śpiewał? - zaśmiałam się.
- Jasne.
Oh, her eyes, her eyes
Make the stars look like they're not shining.
Her hair, her hair..
- Śpiewasz to każdej? - zapytałam nagle.
- Przerywasz każdemu? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Chcesz coś innego rozumiem? - popatrzył na mnie i przez chwilę nasze spojrzenia się zetknęły. Oboje tak na siebie patrzyliśmy w ciszy, sama nie wiem po co, sama nie wiem jak długo, dopiero sygnał telefonu to przerwał.
- Odbiorę, to pewnie ktoś o ciebie już pyta - odwróciłam w końcu wzrok. - Halo?
- Dzień dobry, menadżerka Bruno Marsa?
- Przy telefonie.
- Świetnie. Czy Bruno zgodziłby się na wywiad w...
- Przepraszamy, Bruno nie bierze teraz udziału w wywiadach.
- A to dlaczego?
- Jest zajęty - skłamałam.
- Dobrze, rozumiem.. Ma pani bardzo podobny głos do niejakiej Amy Evans.
- Amy Evans?
- Tak, prowadziła kiedyś show, potem zaistniały jakieś sytuacje pomiędzy nią a Bruno Marsem... Właśnie chcieliśmy porozmawiać z nim na ten temat.
- Do widzenia - rozłączyłam się.
Weszłam z powrotem do pokoju, gdzie był Bruno, tym razem w towarzystwie innych Hooligans.
- Amy! Siadaj!- zawołał Phil.
Chłopacy ustalali coś na temat trasy, która już niedługo miała zacząć się na nowo, na szczęście tylko w rejonach Ameryki. Bycie menadżerem łączy się też z wieloma podróżami, wszędzie będę jeździć z tymi chłopakami. Ciekawe jak to będzie.
- Bruno, pamiętaj, że w sobotę sesja zdjęciowa dla Billboardu - wtrąciłam nagle.
Mogę się pochwalić, iż mój klient został mianowany przez Billboard "Artystą 2013 roku".
- Jasne, przecież takich rzeczy się nie zapomina. Artysta roku - westchnął. - Niesamowite uczucie.
Popołudniu wszyscy zaczęli się rozchodzić do domu, ja odpisywałam na ostatnie maile i odbierałam ostatnie telefony.
- Zostaw już tą pracę - ktoś wszedł do środka. Bruno.
- Już, już - mówiłam, a ten chwycił mnie za rękę.
- Miałem ci zaśpiewać piosenkę, prawda? - uśmiechnął się.
- Prawda - zaśmiałam się, a Bruno pociągnął mnie za sobą do pokoju, w którym były wszystkie instrumenty.
Skończyło się na tym, że prześpiewaliśmy sobie całe "Unorthodox Jukebox".
- Masz śliczny głos - wyjawił nagle.
- Co ty gadasz, nie - skrzywiłam się.
- Serio. Może to ty powinnaś mi coś śpiewać? - usiadł na kanapie i skinieniem głowy chciał pokazać, że obok niego jest miejsce dla mnie. Przysiadłam więc na sofie, a Bruno w tym czasie rozłożył ręce na szerokość kanapy. Czułam się... Co najmniej dziwnie. Tym bardziej, gdy nasze spojrzenia znów się zetknęły. Nagle ktoś wszedł do pokoju.
- Amy? Bruno?
- Co ty tu robisz, Phil? - Bruno położył ręce z powrotem wzdłuż ciała.
- Zapomniałem kurtki. A wy co tu robicie?
- Pokazywałem Amy jak... - próbował się tłumaczyć, jakbyśmy robili coś złego.
- No, no. Dobra, do jutra - Phil szybko wyszedł.
- Też będę się już zbierać - nieco się speszyłam. Czemu nasze spojrzenia się znów zetknęły? Boję się, że Bruno po prostu chce, żebym mu w jakiś sposób uległa, chce mnie mieć wokół palca... Znów zaczynałam myśleć, że gwiazdy to nie do końca normalni ludzie. Może to głupie, ale może prawdziwe.
- Odprowadzę cię - Bruno założył na siebie płaszcz.
Szliśmy w milczeniu. Na dworze było dziś wyjątkowo zimno, a ja głupia nie wzięłam nawet żadnego swetra. Bruno bez krępacji zdjął swój płaszcz i założył go na mnie.
- Co ty robisz? Nie, weź ten płaszcz z powrotem, zmarzniesz. - zaprzeczałam.
- Jest mi całkiem ciepło - kłamał, czułam to. Ale nie mogłam w żaden sposób przekonać szanownego Marsa, więc poszłam w tym płaszczu do domu. To co zrobił było serio słodkie.
- Dzięki - oddałam mu płaszcz, gdy byliśmy przy moim mieszkaniu. - Może wejdziesz do środka?
- Skoro nalegasz - zaśmiał się.
Bruno przemarznięty usiadł na mojej kanapie, zrobiłam nam herbatę.
- Jesteś tu sama?
- No tak, a z kim?
- Nie wiem, może pogodziliście się z...
- Nie zaczynajmy jego tematu - poprosiłam. Wiedziałam, że mogłabym się rozbeczeć.
Popołudnie przeszło w wieczór, a my oglądaliśmy razem jakąś durną komedie w Tv. Bruno co chwile się z czegoś śmiał, co rozbawiało mnie bardziej niż sam film. Po jakimś czasie poszłam do łazienki, umyć włosy. Gdy wróciłam Bruno drzemał na sofie. I co miałam zrobić? Przecież go nie obudzę. Znalazłam jakiś koc i przykryłam go. Potem najzwyczajniej w świecie poszłam do sypialni, nie robiąc wielkiego halo z tego, że sam Bruno Mars śpi w moim domu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć, jeśli jest tu ktoś kto mnie czyta to bardzo się cieszę. Jutro wyjeżdżam, a więc nie będzie żadnych nowych odcinków przez co najmniej tydzień. Jeśli czytasz zostaw po sobie komentarz z opinią: byłoby mi bardzo miło.

10 - Witaj, praco menadżerki!

Od Amy:
"Za moim ideałem nawet na koniec świata! Będę w Los Angeles za dwa tygodnie, oczekuj mnie złotko".
Uśmiechnął się mimo woli, oboje sobie z tego żartowali, ale jednak to całe stwierdzenie "złotko" i gdy ta druga osoba go używała sprawiało takie ciepło w środku.
Do Amy
"Złotko jest moje i tylko moje, złotko. Jak będziemy używać tego oboje to pomyślą, że coś nas łączy!!!"
Znów się uśmiechnął, ona pewnie też. Amy przyjeżdża.

.
Meg uśmiechnęła się, widząc jak zadowolona odczytuję sms od Bruna.
- Złotko - parsknęła śmiechem.
- Przestań, co? - zaśmiałam się.
- To co? Przyjeżdżasz tam?
- Na to wygląda. - zamyśliłam się. - Meg...
- Hm?
- Poleć tam ze mną.
- Amy, wiesz, że nie mogę.
- Ale nie będę tam miała zupełnie nikogo, Meg - przytuliłam się do niej.
- Masz Bruna.
- Bruna? My się nawet dobrze nie znamy.
- Ale dogadujecie się, jakbyście się znali kilka lat. - stwierdziła. - Amy, obiecuję ci, że będzie dobrze - uśmiechnęła się, a ja zastanawiałam się jak to wszystko będzie.
Louis nadal nie odbiera, zresztą czemu ja się nadal staram? Ma mnie dość, muszę to jakoś zaakceptować, choć nadal kocham go jak nikogo innego. Parę razy udało mi się dodzwonić do rodziców, ale Cam zawsze unikała rozmowy ze mną. Miałam już dosyć wszystkiego, czułam jak wszyscy oprócz Meg odwracają się ode mnie. Dwa tygodnie później i z nią musiałam się pożegnać zostawiając ją na nie wiadomo jak długo.
Znów wylądowałam w Los Angeles, czasem zastanawiałam się jak wiele razy wrócę do Polski i jak wiele razy jeszcze ją opuszczę. Wychodząc zauważyłam Bruna, który szczerzył się w moim kierunku. Dziwne, że jeszcze nie został zaatakowany przez tabun fanek.
- Dzień dobry, panie Mars! - zaczęłam z nim rozmowę, wcielając się w rolę przyszłej menadżerki, po czym wyciągnęłam do niego rękę.
- Dzień dobry, panno Evans! - powiedział z jak największą powagą, wziął moją rękę i pocałował jak najprawdziwszy dżentelmen. Po chwili jednak zaśmiał się. - Dziwne.
- Co jest dziwne? - spojrzałam na niego.
- Że jeszcze jakiś czas temu tej ręki byś sobie nie dała za nic pocałować, bo jako Bruno Mars miałbym sobie darować - zachichotał, a ja zrobiłam to samo. - Przejdziemy się?
- Jasne.
I choć zabrzmi to najdziwniej na świecie to spacerowałam sobie z Bruno Marsem po Los Angeles. Znów zachowując się jak dżentelmen, wziął moją walizkę i niósł ją całą drogę.
- Zauważyłeś, że choć tyle się ze sobą widzimy, gadamy codziennie to tak naprawdę się nie znamy? - mruknęłam. - I coraz częściej zastanawiam się czy to nie lepiej. Jesteś Bruno Mars, kiedy znalazłbyś czas dla takiej Amy? Czy my w ogóle powinniśmy się poznawać?
Bruno zatrzymał się i włożył ręce w kieszenie. Popatrzył na mnie, a ja poczułam się jakoś dziwnie.
- Czemu uważasz każdą gwiazdę za osobę szlachecką, która nie powinna się zadawać z ludźmi? - powiedział po chwili głosem naprawdę poważnym. - Na serio chcę cię poznać, co jest w tym złego?
- Nie wiem, to wydaje się takie niemożliwe.
- Jestem człowiekiem, Amy. I chcę cię poznać.
- Ale jak? Ty jesteś Bruno Mars, prędzej czy później będziesz miał trasy i...
- Nie - przerwał mi. - Przy tobie jestem Peter Hernandez. - podał mi rękę. - Peter.
- Ale Peter do ciebie nie pasuje - zaśmiałam się, a on zrobił to samo.
- No dobra, więc Bruno. Ale Bruno Hernandez, okej?
- Okej - uścisnęłam jego rękę.
Przez chwilę czułam się jakbym gadała z męską wersją Meg. Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy, co mnie zaskoczyło. Nagle Bruno skręcił w jakąś uliczkę i wyszliśmy obok mojego starego mieszkania. Spojrzałam na to miejsce, przypominając sobie jak byłam tu z Cam. Tak bardzo brakowało mi siostry. Całe szczęście, że mieszkanie nadal było wolne i mogłam je na nowo wynająć na czas bliżej nieokreślony.
- Dziękuję - odebrałam od niego walizkę.
- Nic takiego - pokazał szereg swoich bielutkich zębów. - Masz tu adres naszego studia, wpadnij jutro. - wręczył mi kartkę. - Do zobaczenia Amy.
- Pa Bruno.
Po wejściu do mieszkania uśmiechnęłam się mimo woli. To jest naprawdę fajny gość...

Następnego dnia. Przyszłam do tego studia, bojąc się tego pierwszego dnia w pracy. Jak w ogóle wygląda praca menadżerki?
Weszłam do środka, tam pełno nieznajomych twarzy. Nigdzie nie mogłam dostrzec Bruna.
- Cześć, jestem Amy i będę... - zaczęłam nieco speszona.
- Amy! - przerwał mi nieco łysawy, ciemniejszej karnacji mężczyzna. - Jestem Phil Lawrence, dobry kumpel Bruna. Nawet nie wiesz, ile on czasem o tobie nawija - zaśmiał się szczerze, a ja już wiedziałam, że na ogół panuje tu luźna atmosfera.
Nagle ktoś zakrył moje oczy rękoma i miałam zgadnąć kto to niby jest. Nie zastanawiałam się długo.
- Bruno - zachichotałam.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - wziął ręce z powrotem, a ja odwróciłam się i zobaczyłam jego promienną twarz.
- Bo chyba nikt nie ma takich małych rąk jak ty - żartowałam z niego. - Poza tym znam tu tylko ciebie.
- Tu są moi kumple, Hooligans - przedstawił nas sobie nawzajem. Ci jego kumple wydają się naprawdę spoko, on sam też. Żałuję, że na początku miałam o nim aż tak kiepskie zdanie.
Poszłam do swojego biura, tak, mojego osobistego biura, gdzie miałam odbierać różne telefony dotyczące wywiadów, sesji oraz innych takich. Bruno nie był chętny na żadne wywiady, nie dziwiłam mu się zresztą. Musiałam więc wszystko odwoływać. Nagle zadzwonił telefon w sprawie jakiejś sesji zdjęciowej. Weszłam do pomieszczenia, gdzie Bruno zamknął się z Hooliganami, by ich o tym poinformować.
- Zatwierdziłam właśnie sesję zdjęciową do magazy... - ucichłam. To wyglądało tak pięknie jak wszyscy siedzieli, grali na instrumentach, śmiali się. Pokój był zapełniony plakatami, biletami, wejściówkami, złotymi, platynowymi płytami oraz innymi wspaniałymi rzeczami. Było tam też pełno zdjęć.
- Jasne, spoko - Bruno odłożył gitarę. - Co tak się zdziwiłaś? - zaśmiał się.
- Ten pokój jest niesamowity - podeszłam do jakiejś półki, gdzie mogło być ze sto egzemplarzy obu płyt Bruna.
- Zostawiliśmy część dla siebie. Tak na wszelki wypadek.
- Mogłabym od was je kupić? - zapytałam.
Bruno uśmiechnął się kpiąco.
- A ja myślałem, że moja muzyka to zupełnie nie twoja bajka.
- Nie wiem, dlatego chciałabym tego przesłuchać.
- Przyznaj, Amy - podszedł do mnie bardzo blisko. - Po prostu nie umiałabyś zasnąć bez mojego głosu. Znasz pewnie z dwie piosenki, które ci się niezbyt spodobały, a tak naprawdę - stanął ze mną twarzą w twarz - nic o mnie nie wiesz.
- To może się dowiem - odsunęłam się i wzięłam dwie płyty do rąk. - A więc jak? Mogę?
- Jasne - zaśmiał się.
- Ile płacę?
- Żartujesz sobie? Weź je po prostu.
Nieco zdziwiła mnie reakcja Bruna. No dobra, z chęcią wezmę je za darmo. Bruno mnie przejrzał, nie znałam jego piosenek, a już oceniałam. Naprawdę miałam ochotę tego przesłuchać.
Wracałam zadowolona do mieszkania, gdy nagle ujrzałam znajomą twarz.
- Amy? - Adam podbiegł do mnie, nieco zdziwiony.
- Adam, jak tam? - uśmiechnęłam się. Był z niego naprawdę spoko gość, żałuję, że przez moje działanie pod presją nasz kontakt zupełnie się urwał i musiałam zostać zwolniona z pracy.
- W porządku. Co ty tu robisz?
- Pracuję.
- Nowe show?
- Nie, praca menadżera.
- Czyjego menadżera?
- Bruno Marsa.
Ten zaśmiał się.
- No tak, jak mogłoby być inaczej.
- O co ci chodzi? - zdziwiłam się.
- Tak miałaś dosyć tego Bruna, a teraz nagle jego menadżerka. Może ktoś więcej?
- Adam, proszę cię, nie zaczynajmy tego tematu.
- Więc nie jesteś z nim? - uniósł brwi do góry.
- Nie.
- W takim razie chętnie zaproszę cię na kolację.
- Kolację? - nie wierzyłam jego słowom. Nie myślałam, że Adam może coś do mnie czuć, że w ogóle miałby ochotę się ze mną umówić. Byliśmy takimi zwykłymi kumplami, nie za bliskimi.
- Czy jest jakiś problem, Amy Evans? Po prostu chciałbym się z tobą umówić.
- Czy ja wiem... - Co mogłoby nas połączyć? Ja nadal kocham Louis'a. I tęsknię za nim, myśląc o nim każdego dnia. - Nie jestem gotowa na randki, niedawno zerwałam z chłopakiem.
- Przepraszam - speszył się. - To do kiedyś - zawołał uśmiechnięty, a ja wróciłam do domu.
Dziwna sytuacja. Położyłam się na łóżko i zaczęłam słuchać pierwszej płyty Bruna. Co mamy pierwsze? "Grenade". Gdzieś o tym słyszałam, całkiem niezły utwór... I w ten oto sposób każda piosenka wydawała mi się coraz lepsza i lepsza. Naprawdę. Nie wiem co się stało, ale od tego momentu zaczęłam go słuchać. Nałogowo każdego dnia. Bruno, wytłumacz mi jak ty to zrobiłeś? Zaczynałam właśnie słuchać jego drugiej płyty, gdy nagle dostałam smsa.
"Dobranoc, złotko".
Nie muszę chyba tłumaczyć od kogo. Zdziwiona, że już napisał mi 'dobranoc' spojrzałam na zegarek. Już po północy? Przy jego piosenkach zupełnie straciłam poczucie czasu. Zadzwoniłam do niego.
- Nie powinnaś już spać? - powiedział zaspanym głosem. - Zaraz, zaraz. Czy u ciebie leci "Locked out of Heaven"? - zdziwił się.
- Bruno, nie mogę się uwolnić od twoich piosenek - ten zaśmiał się szczerze.
- W takim razie jutro zaśpiewam jakiś utwór specjalnie dla ciebie. Teraz już to wyłącz i idź spać, złotko. - rozłączył się.
Bruno działał na mnie w jakiś dziwny sposób. Profesjonalny piosenkarz, a zachowywał się jak mój najlepszy przyjaciel. Przyjaciel? Czy mnie i Bruno Marsa serio może połączyć coś takiego jak najprawdziwsza przyjaźń? Czy może on pragnie mnie sobie zwyczajnie owinąć wokół palca? To był temat moich wieczornych rozmyśleń, którym towarzyszyła muzyka z płyty "Unorthodox Jukebox".

wtorek, 12 sierpnia 2014

A może te głosy będą spełnieniem naszych marzeń? :)

http://www.gloswielkopolski.pl/plebiscyt/karta/833,bruno-mars,24273,id,t,kid.html głosujemy, mamy naprawdę bardzo dobry start, zobaczcie jak jesteśmy wysoko! można głosować codziennie na każdego kandydata! postarajmy się!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

9 - Coś nas łączy

- Nie zrozum mnie źle, ale przez to, że jestem kojarzona z tobą nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - spoważniałam. - Nie wiem co teraz, ale zastanawiałam się czy po prostu raz na zawsze nie urwać kontaktu, Bruno.
Ten się nie odzywał, dla mnie też byłoby to masakrycznie trudne i miałam nadzieję, że w głowie świta mu jakiś pomysł, przez który nie będzie tak musiało być.
- Ale ludzie nie wiedzą, że się kontaktujemy ze sobą...
- Ale się dowiedzą, wiesz jakie jest to całe paparazzi i te media...
- Mówi dziewczyna, która sama w nich pracowała - zachichotał. - Ale dobra, jak wolisz. Do kiedyś, Amy - po czym rozłączył się.
Nie powiedział już 'złotko', powiedział 'Amy'... Głupi detal, a mi już było gorzej. Do tego nie spałam całą noc bez zwykłego 'dobranoc' od Ideała.

.
Nie gadaliśmy ze sobą tydzień i powoli zaczęłam się do tego przyzwyczajać. To przecież Bruno Mars, wątpię, żeby znalazł do końca swej kariery tak dużo czasu dla zwykłej Amy Evans. Zresztą nawet go nie znam, widzieliśmy się tylko kilka razy. Choć w sumie nawet trochę za nim tęsknię... Nie, co ja gadam!? Amy, ogarnij się!
Z pracą szło bardzo kiepsko, nieraz naszła mnie myśl, by jednak do Bruna zadzwonić, poprosić o tą pracę, no ale jakby to wyglądało? Dałam sobie spokój. Zaczęłam pracować w jakimś butiku, praca mało ambitna z niewielką wypłatą, ale lepsze to niż nic. Byłam właśnie w pracy, gdy nagle weszła dobrze znana mi osoba.
- Amy? Ty tu pracujesz? - Meg była serio bardzo zdziwiona.
- Nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - posmutniałam.
- Dobrze, że cię widzę... Słuchaj, powinnam cię przeprosić.
- Pewnie dostaliście za to dużo kasy.
- Może i coś tam dostałam, ale też coś straciłam - Meg zrobiła skwaszoną minę. - Przyjaciółkę.
Na chwilę zapadła cisza, zaczęłam składać jakieś porozrzucane ciuchy.
- Amy, proszę, wybaczysz mi?
Podbiegłam do niej i ją przytuliłam. Nie mogłam zrobić inaczej. Zależało jej na mnie, a mi zależało na niej, nie miałam teraz nikogo i tak bardzo potrzebowałam kogoś w pobliżu.
Po skończonej pracy razem z Meg poszłyśmy na spacer, ta postanowiła się jeszcze tłumaczyć, przepraszać, ale ja powiedziałam, że to niepotrzebne. Brakowało mi jej i brakowało mi tego wspólnie spędzanego czasu.
- Swoją drogą ten cały Bruno to niezłe ciacho - zagadnęła przyjaciółka, a ja oplułam się zakupionym wcześniej sokiem pomarańczowym.
- Meg, czy coś cię z nim łączy? - zaczęłam się z niej nabijać, udając jej głos podczas wywiadu.
- Bardzo śmieszne - zachichotała. - No ale nie powiesz, że nie.
- To będzie artykuł do jakiegoś czasopisma?
- Amy...
- Dobra, dobra - zaśmiałam się. - Prawda, jest przystojny.
- I do tego nie ma dziewczyny - Meg dalej w to brnęła, oczywiście z dystansem, ale mi nie było wtedy już do śmiechu.
- Współczuję mu. Zerwali na wizji, teraz wszędzie o nim piszą... Życie gwiazdy jest jednak porąbane. - mruknęłam i dopiłam resztkę soku.
- W sumie racja. A jak z tobą i Louisem?
- Nijak, nie odzywa się. Kocham go, ale nie będę wchodzić na siłę w jego życie - chciało mi się płakać. Głupia sytuacja, pierwszy raz w mediach i już psuje się moje życie. A więc tak wygląda codzienność gwiazd? Coś potwornego.
Razem z Meg poszłyśmy na jakiś obiad, zjadłyśmy deser. Na chwilę odreagowałam od tych wszystkich złych rzeczy.
- Pewnie już słyszałaś, że podczas wywiadu wstawiliśmy ukrytą kamerę - zaczęła Meg.
- Musimy znów o tym gadać?
- Tak, to ważne. Słuchaj, Bruno proponował ci tam pracę menadżerki. Może to?
- Nie, Meg. Nie mogę, wtedy jeszcze bardziej byłabym kojarzona z Brunem, nie chcę pogarszać sytuacji.
- Idiotko, czy ty nie widzisz, że mu na tobie w jakiś tam dziwny sposób zależy? I nie mów, że tobie na nim nie - przejrzała mnie, menda.
- O co ci chodzi?
- Tęsknisz za nim?
Dobre pytanie. Czy ja naprawdę mogłam za nim tęsknić?
- Nie wiem, to takie dziwne uczucie. Osoba, która pojawiła się w moim życiu tak nagle, trochę w nim nabroiła, zmieniła je, ale w sumie to się cieszę, że go poznałam...
- Amy, błagam cię, zadzwoń do niego - nalegała Meg.
- Zwariowałaś? Nie! - a przyjaciółka wzięła mój telefon.
- Więc ja zadzwonię.

* * *
Trzymał telefon w ręku, jakby czekając, może jeszcze napisze.
- Stary, leżysz na tej kanapie kilka dni, weź przejdź się czy coś - Phil jak zwykle służył pomocą.
- Wiesz co? Chyba za nią tęsknię.
- Za Jess? - Phil trafił w tak dziwny czuły punkt Bruna.
- Za nią też. Ale w inny sposób niż zwykle. Po tej kłótni czuję się dziwacznie, już sam nie wiem co do niej czuję. Ale w tym momencie chodziło mi o Amy.
- O Amy? Może ty się serio zakochałeś? Coś was łączy - powiedział głosem pełnym ekscytacji.
- Zabawne. Serio, to w sumie jak mogę za nią tęsknić? Nie znam jej. Ale... Polubiłem ją. Wciąż chcę ją lepiej poznać, to wszystko.
- Do czasu, mój mały przyjacielu - zaśmiał się Lawrence czochrając włosy Bruna.
- To może ja się lepiej serio przejdę.
Bruno szedł przez niezaludnioną uliczkę Los Angeles, nagle natykając się na niby to znajomą twarz.
- Proszę, proszę, szanowny Bruno Mars - zaśmiał się mężczyzna.
- Znamy się?
- Adam Johnson - wyciągnął rękę - można powiedzieć, że były menadżer Amy Evans. W sumie przejąłem po niej to show, takie coś nie mogło się zmarnować. Z chęcią zaprosiłbym cię to "Johnson's show", zmieniłem nazwę.
- Sorry, stary, nie przyjmuję wywiadów. - mruknął.
- A to dlaczego?
- Po prostu nie i tyle.
- A Amy? Zgodziłaby się na wywiad?
- Wątpię.
- Tak myślałem - Adam zaśmiał się. - Ze względu na ciebie.. Na was, cokolwiek was łączy.
- Nic nas nie łączy - powiedział to monotonnym głosem.
- Dobra, jakbyście ze sobą kiedyś gadali to powiedz jej, że tęsknię.
- Ale my ze sobą nie gadamy. - w tym momencie zadzwonił telefon, Adam wyrwał go Brunowi.
- Rzeczywiście - uśmiechnął się i poszedł. Bruno z zaskoczeniem zobaczył wyświetlający się napis "Amy dzwoni".
- Proszę, proszę, witam cię, złotko - sam nie wie czemu to powiedział.
- Słuchaj, Bruno, nie wiem jak wy tam do siebie gadacie, ale z tej strony Meg - Mars lekko się speszył. - Proponowałeś jej pracę menadżerki, co nie?
- No tak...
- Nadal aktualne?
- Jak najbardziej. - zaśmiał się i usłyszał szumy i wyrywaną komuś słuchawkę.
- Bruno, nie wiem co ona ci nagadała, no i chyba nawet nie chcę wiedzieć - zaśmiała się Amy. Brakowało mu tego głosu.
- Złotko - uśmiechnął się na samą myśl i czuł, że ona też się uśmiecha. - To przyjeżdżasz do mnie?
- Co?
- Praca menadżera czeka, zadzwoń jak już będziesz na lotnisku, pa! - rozłączył się z satysfakcją.
Nagle dostał sms'a.
Od Amy:
"Za moim ideałem nawet na koniec świata! Będę w Los Angeles za dwa tygodnie, oczekuj mnie złotko".
Uśmiechnął się mimo woli, oboje sobie z tego żartowali, ale jednak to całe stwierdzenie "złotko" i gdy ta druga osoba go używała sprawiało takie ciepło w środku.
Do Amy
"Złotko jest moje i tylko moje, złotko. Jak będziemy używać tego oboje to pomyślą, że coś nas łączy!!!"
Znów się uśmiechnął, ona pewnie też. Amy przyjeżdża.

niedziela, 10 sierpnia 2014

8 - Bramy, Bruno + Amy

- A teraz powitajcie tą dwójkę gorąco... Bruno Mars razem z Amy Evans! - krzyknęła dziewczyna. Spojrzałam w zakłopotaniu na przyjaciółkę.
- Jak mogłaś to zrobić!? - wrzasnęłam. - To ustawione, tak? Specjalnie będę siedzieć obok niego, a ty co? Będziesz nam zadawać pytania!?
- Amy, wychodź tam, proszę, inaczej cię zwolnię...
- Ale Meg - nie wierzyłam w jej słowa.
- Wychodź tam, słyszysz?

.
Widziałam jego zakłopotanie, ja nie czułam się lepiej.
- Usiądźcie, proszę - powiedziała Meg najzwyczajniej w świecie.
- Co ty tu robisz? - szepnął Bruno.
- A co ty tu robisz?
- Czemu zgodziłaś się na ten wywiad?
- Nie musicie już szeptać, gołąbeczki - zaśmiała się Meg, a my już wiedzieliśmy, że to nie skończy się dobrze.
- Meg, czemu mnie tu przyprowadziłaś? - zapytałam.
- Przecież przyprowadziłam was tu obu!
- A to nie ja miałam prowadzić ten wywiad?
- Ty tu pracujesz? - Bruno nic nie rozumiał, ale ja powoli ogarniałam sprawę. Pewnie każde show chciałoby, żeby do ich programu przyszły takie osoby jak my, które są razem w gazetach, a w świecie show-biznesu jest wokół nich niezłe zamieszanie. Mówiąc krótko Meg zaprosiła nas tu potajemnie, by zarobić sporo kasy.
- Wiem, że to głupie pytanie, ale czy coś was łączy?
- Meg, daj spokój, to pytanie było zadawane już tyle razy, a odpowiedź na nie wciąż brzmi 'nie' - odparłam.
Meg zadawała coraz dziwniejsze pytania, ale my zwykle je zbywaliśmy. Z pewnością oboje odliczaliśmy czas do zakończenia show. Ludzie nigdy nie robili takiego zamieszania przez coś tak głupiego, dlaczego teraz jest inaczej? Byłam już u kresu mojej wytrzymałości psychicznej i coś ten kres musiało przekroczyć.
- W sumie bylibyście naprawdę świetną parą - zaczęła Meg. - Więc może tak 'symbolicznie' pocałujecie się w policzek?
- Jesteście wszyscy żałośni, Meg, odchodzę z tej pracy raz na zawsze - wstałam z miejsca.
- Jesteście naprawdę śmieszni. Dziękuję, że przez takie newsy straciłem dziewczynę, a Amy chłopaka.
Oboje wyszliśmy.
- Nigdy więcej, co to miało być - powiedziałam.
- Po co zgodziłaś się na ten wywiad? - Bruno nie rozumiał.
- Bo Meg powiedziała, że mam poprowadzić jakiś ważny wywiad, słowa mi nawet o tobie nie powiedziała. Ale co ty tu robisz?
- Złotko, ja jestem Bruno Mars, muszę się zgadzać na te wywiady. Ja nawet nie wiedziałem, że tu pracujesz - westchnął.
- Pracowałam, już nigdy tu nie wrócę. Ale gdzie ja mam teraz niby iść?
- Słuchaj, wiem, że propozycja będzie głupia, może pogorszy nawet sytuację, ale straciłem ostatnio menadżera i...
- Nie, Bruno, co to to nie. - przerwałam mu.
- Dobra, jak coś to dzwoń, mam nadzieję, że nadal masz mnie zapisanego jako "Ideał" - zaśmiał się. Tak bardzo brakowało mi tego jego poczucia humoru. Gość już od pewnego czasu nie był mi obojętny, był spoko i był ostatnio jedyną osobą, która potrafiła mnie pocieszyć. W sumie gdyby nie ta sytuacja, że niby jesteśmy parą to pewnie bym się zgodziła na pracę jako jego menadżerka.
- Dobra, to może 'symbolicznie' na pożegnanie pocałujemy się w policzek? - Bruno zaczął przedrzeźniać Meg.
Bez wahania podeszłam do niego i zrobiłam co prosił, a ten lekko się zdziwił.
- Do kiedyś, panie Mars - uśmiechnęłam się.
- Do kiedyś, złotko - podkreślił ostatnie słowo.

* * *
The Hooligans właśnie lecieli samolotem do Los Angeles. Phil cały czas zachowywał się dziwacznie, jakby coś mu leżało na sercu, jednocześnie wiedząc, że nie powinien z siebie tego wyrzucać.
- Phil, mów co jest grane - Bruno od razu wszystko wyczuł.
- Ale nie zabij mnie ani nikogo w swoim otoczeniu, zrozumiano? - oboje się zaśmiali, choć Marsa jednocześnie ogarnął strach. - Po tym wywiadzie w "View with you" ty poszedłeś gdzieś z Amy, co nie?
- No można tak powiedzieć, po prostu nie chcieliśmy już tam być, a potem czekałem na was na zapleczu...
- Ty wiesz, bo tam były... - Phil przełknął ślinę.
- Co tam było, no mów.
- Tam gdzie byliście były ukryte kamery. Można powiedzieć, że wywiad trwał dalej, bo było puszczane nagranie z zaplecza, Bruno.
Mars spuścił głowę i wziął głęboki wdech.
- Słyszeli wszystko?
- I widzieli - Philowi chodziło pewnie o to buzi w policzek.
- Super.
- Stary, czujesz coś do niej?
- No nie mów, że ty też zaczynasz. Z tym całym ideałem, złotko... My sobie żartujemy, nabijając się z tej całej mojej sławy.
- Ale było buzi - zaśmiał się.
- Wielkie mi halo - mówił, choć sam nieźle się przy tym zdziwił. - Czyli co teraz będzie? Nie dadzą nam spokoju, tak? Phil, słuchaj, musimy odwołać wszystkie wywiady w ciągu najbliższych miesięcy, ja się tam nie pojawię, słyszysz?
- Jasne, stary, zrobię co mogę.
- Dzięki wielkie.

* * *
Tak się złożyło, że po tym wywiadzie pisaliśmy i dzwoniliśmy do siebie codziennie, sama nie wiem czemu. Teraz pewnie nie umiałabym zasnąć bez jego 'dobranoc'. Zwykle nasze rozmowy prędzej czy później obracały się w żart, śmialiśmy się z tego, co nas ponoć "łączy", a łączyło nas jedynie to samo poczucie humoru. Co z Louisem? Nie odzywa się, nie daje znaków życia, chyba po prostu ma mnie dość. A praca? Do dziś nie mogę jej znaleźć, przychodziłam do różnych innych programów, ale gdy byłam kojarzona jako 'ta laska co była w gazecie/TV z Bruno Marsem' od razu się wycofywałam. Nie umiałam znaleźć niczego do czego bym się nadawała zakańczając te studia dziennikarskie. Już w zupełności nie wiedziałam co robić.
"Ideał dzwoni".
- Halo?
- Amy, jest bardzo źle, jest wręcz tragicznie.
- Też się cieszę, że cię słyszę Bruno - zaśmiałam się.
- Amy, mówię serio, po tej ukrytej kamerze co ci opowiadałem ludzie zaczęli sobie myśleć nie wiadomo co, zaczęli tworzyć jakieś fanpage z nami, to jest chore.
- Fanpage?
- Ta, Bramy, Bruno + Amy - zaczął się śmiać na cały głos, z nadzieją, że zrobię to samo, jednak tego nie zrobiłam.
- Nie zrozum mnie źle, ale przez to, że jestem kojarzona z tobą nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - spoważniałam. - Nie wiem co teraz, ale zastanawiałam się czy po prostu raz na zawsze nie urwać kontaktu, Bruno.
Ten się nie odzywał, dla mnie też byłoby to masakrycznie trudne i miałam nadzieję, że w głowie świta mu jakiś pomysł, przez który nie będzie tak musiało być.
- Ale ludzie nie wiedzą, że się kontaktujemy ze sobą...
- Ale się dowiedzą, wiesz jakie jest to całe paparazzi i te media...
- Mówi dziewczyna, która sama w nich pracowała - zachichotał. - Ale dobra, jak wolisz. Do kiedyś, Amy - po czym rozłączył się.
Nie powiedział już 'złotko', powiedział 'Amy'... Głupi detal, a mi już było gorzej. Do tego nie spałam całą noc bez zwykłego 'dobranoc' od Ideała.

sobota, 9 sierpnia 2014

7 - Gdzie żyją normalni ludzie?

Chwilę z nim tam zostałam, a potem wróciłam do domu. Dziwnie się czułam, znów gadaliśmy na luzie, miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągnęło pierwszy raz, nie chciałam iść z jego domu. Nie zastanawiałam się nad tym jednak zbyt długo, niedługo później wróciłam do Polski, do Meg. Próbowałam na nowo ułożyć sobie życie.

.
Długi lot samolotem na szczęście zakończył się szczęśliwie. Wróciłam do swojego starego jak świat mieszkania, znów byłam tam sama. Jeszcze jedna próba dodzwonienia się do Louisa - no tak, jak zwykle na marne. Bez namysłu poszłam pod jego domu.
- Ty tutaj? - i już nie było tego "kochanie"...
- Lou, pogadajmy.
Ten jak głupi zaczął się rozglądać dookoła.
- Co ty robisz? - spytałam.
- Szukam Bruno Marsa, schował się gdzieś czy coś?
- Bardzo śmieszne, słuchaj, mogę wejść?
- Wchodź, wchodź - odparł po chwili. - Więc jak mi to wyjaśnisz?
- Po prostu się zobaczyliśmy, prowadziłam z nim wywiad, chciał mnie poznać, pogadaliśmy, koniec.
- A całus w policzek daje każdej?
- Pewnie tak, mi nie dał, odsunęłam się - wspominałam. Osobiście teraz bym już chyba dała sobie pocałować ten policzek, rękę też... Dobra, nie pogarszajmy sytuacji.
- Nie wierzę ci jakoś. Ale hm... Zobaczmy co myśli o tym druga strona, zaraz wywiad z Brunem na jakimś tam programie - Louis pospiesznie włączył TV.
- Bruno, czy coś łączy cię z Amy Evans? - zapytała kobieta siedząca naprzeciwko niego.
Ten zaśmiał się szczerze, tak jak to zawsze robił w wywiadach.
- Powiem, że przez jakiś czas łączyła nas nienawiść - zaśmiał się.
- Nienawidziłeś jej?
- To ona nienawidziła mnie!
Louis spojrzał dziwnie w moją stronę. Ja byłam pełna satysfakcji.
- A co z tobą, Bruno? Ty jakim uczuciem ją darzyłeś, a może nadal darzysz?
- Uczuciem? Proszę was, chciałem ją poznać, robicie z tego wielkie zamieszanie.
- Wielkie zamieszanie? Tu wyraźnie widać jak całujesz ją w policzek - wyświetliło się to zdjęcie z kafejki.
- Próbowałem pocałować. Nie dała się.
- Ach, czyli próbowałeś... Dlaczego?
Bruno zamilkł. Wtedy jakaś dziewczyna wstała z widowni. Domyślałam się, że była to Jessica - dziewczyna Bruna.
- Nie wiesz czemu chciałeś ją pocałować!? Może powinieneś od razu w usta, co?
- Jessica, robisz problem z niczego - Bruno wstał z miejsca.
- Ja robię problem z niczego!?
- Nie no, to już jest śmieszne, darujcie sobie - Bruno kierował się do wyjścia.
- No nieźle - powiedziałam cicho.
- A on nie wyjaśnił czemu chciał cię pocałować - Lou od razu szukał tylko negatywów.
- Przypomnę, że to był durny policzek i wiesz? Jeśli taka sytuacja się powtórzy to się opierać nie będę, mój drogi - czemu ja to powiedziałam?
- Fantastycznie! Wyjdź, Amy! - krzyknął Louis i wyprosił mnie ze swojego mieszkania.

* * *
- Stary, niezła kłótnia - Phil podrapał się po głowie.
- Szukają tylko jakichś newsów - westchnął Bruno.
- Co to miało być? - przyszła wkurzona Jess.
- A co miało być?
- Podoba ci się ta laska, tak!?
- Zostawię was samych... - oprzytomniał Phil.
- Nie, po prostu miałem ochotę pocałować ją w policzek, ale i tak nic z tego...
- Przyznaj, że po prostu chciałeś ją pocałować - Jess przewróciła oczami.
- Jesteś śmieszna. - włożył ręce w kieszenie.
- Ciekawe komu będzie bardziej do śmiechu jak z tobą zerwę, kochany! Buziaki! - Jessica szybko opuściła studio.
Bruno w złości kopnął stojące krzesło.
- Gdzie żyją normalni ludzie... - powiedział sam do siebie, po czym wyciągnął telefon.

* * *
"Ideał dzwoni". Zaśmiałam się sama do siebie.
- Witaj, ideale!
- Mógłbym teraz powiedzieć, że to ty zrujnowałaś moje życie i się na ciebie obrazić, powiedzieć coś w stylu, że cię nienawidzę, ale nie zrobię tego, złotko.
- Kłopoty z Jess? - zapytałam.
- Skąd wiesz?
- Oglądałam wywiad.
- Ta, super...
- Jeśli cię to pocieszy Louis właśnie wywalił mnie z mieszkania.
- Przykro mi, Amy.
- Dobra, może jakoś to wszystko naprawimy... - westchnęłam. - Muszę kończyć.
- Jasne, do kiedyś.
- A i jeszcze jedno, nie mów do mnie 'złotko'. - zaśmiałam się.
- Kiedy będę, złotko - podkreślił ostatnie słowo.
- Dobra, pa - zachichotałam i rozłączyłam się. Teraz już przestałam się śmiać, wróciłam do domu i nie zamierzałam nic robić do końca dnia. Co to za życiowa tragedia.
Mijały dni, naprawdę wiele dni, ja wróciłam do "View with you" prowadząc poszczególne wywiady. Jeden dzień był jednak dziwny, Meg zachowywała się najsłodziej jak umie, robiła dla mnie wszystko co chciałam.
- O co chodzi, Meg?
- O co ma chodzić, przyjaciółko? - przytuliła mnie.
- Dobra, dobra, mów - zaśmiałam się.
- Yyy... No... Poprowadzisz taki jeden ważny wywiad, ok?
- Jasne, kiedy?
- Za tydzień.
- Spoko, a co to za ważny wywiad?
- Ym, no... Dowiesz się później, idź już do domu, zmęczona jesteś pewnie.
Nie wiedziałam o co chodzi Meg i osobiście się bałam. Ona jest naprawdę nieprzewidywalna. Jednak to? To było jakieś okropieństwo, ustawiona sprawa, akurat JA musiałam wziąć udział w tym wywiadzie... Gdybym wiedziała jak to się potoczy nigdy bym się na to nie zgodziła.
Tydzień później.
- No dobra, z kim ten wywiad? - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Z takim jednym, wiesz, idź już na scenę.
- Czemu są 3 krzesła? - zdziwiłam się.
- Bo będę tam ja, wiesz w sumie to... - przerwałam jej. Usłyszałam tylko jak nasza pomocnica, Lily, zapowiada gwiazdę.
- A teraz powitajcie tą dwójkę gorąco... Bruno Mars razem z Amy Evans! - krzyknęła dziewczyna. Spojrzałam w zakłopotaniu na przyjaciółkę.
- Jak mogłaś to zrobić!? - wrzasnęłam. - To ustawione, tak? Specjalnie będę siedzieć obok niego, a ty co? Będziesz nam zadawać pytania!?
- Amy, wychodź tam, proszę, inaczej cię zwolnię...
- Ale Meg - nie wierzyłam w jej słowa.
- Wychodź tam, słyszysz?

piątek, 8 sierpnia 2014

6 - Układając życie na nowo

Brak komentarzy jest naprawdę dla mnie niezadowalający :/ Macie tutaj jeszcze jeden odcinek, ale nowych nie będzie, jeśli ktoś tu się nie pojawi i nie skomentuje, zrozumiano? :D
__________________________________________________________________________
- Co się stało, Amy? - skrzywił się widząc mój stan.
- Co się stało pytasz? Zrujnowałeś całe moje życie idioto!
- O co ci chodzi?
- Od rana nie gadam z Cam, właśnie zerwałam z chłopakiem i zwolnili mnie z pracy, wiesz czemu? Bo wszyscy widzieli tą zasraną gazetę z nami na okładce!
- Słońce... - zaczął Bruno.
- Nie mów do mnie słońce, nienawidzę cię! - krzyknęłam w płaczu i szybko wróciłam do domu.

.
Wściekła wróciłam do domu i padłam na łóżko. Cam nawet nie raczyła wyjść ze swojego pokoju, była wkurzona, nie dziwię jej się. Nie nadaję się do roli matki... Znów próbowałam skontaktować się z Louisem, ale nic z tego. Postanowiłam, że jak najszybciej muszę wrócić z powrotem do Polski, pogadać z moim chłopakiem, prawdopodobnie byłym chłopakiem, pozbierać się do kupy i znów zacząć pracować w "View with you". Ale czy stać mnie na powrót dla nas dwóch? Teraz nie miałam jednak siły nad tym myśleć, po prostu położyłam się spać i wstałam rano następnego dnia.
Cam miała uchylone drzwi do pokoju, widziałam tylko jak pakowała rzeczy do walizki.
- Co ty robisz? - mruknęłam zaspana.
- Takie podróże po świecie chyba będą moją codziennością... Jeszcze niedawno Anglia, potem Polska, USA, a teraz... Hiszpania.
- Co? Nie lecimy przecież do Hiszpanii...
- Ja lecę - odparła. - Już dzwoniłam do rodziców. Skoro nie potrafisz mnie zrozumieć i nasz kontakt będzie taki, a nie inny to już wolę uczyć się nowego języka i zacząć wszystko na nowo.
- Camila, no co ty... A co z Brunem? - próbowałam być teraz miła. Znienawidziłam go za to wszystko, ale wiedziałam, że Cam ma prawo go poznać.
- Z Brunem? W sensie ty i Bruno? Ja już nie wiem co jest pomiędzy wami - musiała to powiedzieć!
- Chodzi mi o ciebie i Bruna... Nie chcesz go poznać?
- I tak ciągle byś mnie od niego odsuwała. Muszę dojrzeć, Amy, sama mówiłaś! - krzyknęła i pojechała z walizką przed dom. Widziałam tylko jak wsiada do taksówki. - Rodzice już na mnie pewnie czekają na lotnisku, pa siostra! - zawołała na pożegnanie i odjechała.
Schowałam twarz w dłonie, nie zdążyłam z nią nawet na spokojnie pogadać. Kazałam jej dojrzeć, a w tym momencie zachowywała się dojrzalej ode mnie... Załatwiła wszystko sama, najzwyczajniej w świecie nie chciała ze mną mieszkać...
Czym prędzej pojechałam na lotnisko, ale nigdzie nie znalazłam Cam... Zresztą co miałabym powiedzieć jej i rodzicom? Sama nie wiem. Przy okazji chciałam zobaczyć, kiedy odlatuje jakiś samolot do Polski... Za tydzień? Mam nadzieję, że wyrobię z kasą przez ten czas, bo aktualnie jestem bez pracy... Kupiłam bilet i wróciłam do domu.

Za 3 dni wylot. Bałam się wychodzić na ulicę, bałam się go spotkać, bałam się spotkać kogokolwiek kto widział tą gazetę... Przechodziłam jakieś załamanie nerwowe. W międzyczasie udało mi się dodzwonić do Meg, której opowiedziałam o wszystkim. Też widziała tą gazetę... Niestety. Mimo wszystko przyjęła mnie z powrotem do "View with you".
Nieoczekiwanie ktoś zadzwonił do drzwi. Musiał tam stać, nie mógł mi dać spokoju.
- Amy... - zaczął Mars, a ja zamknęłam mu drzwi przed nosem. - Pogadajmy!
- Przepraszam, nie znam pana - udawałam.
Ten jak jakiś głupi wlazł do środka przez otwarte okno.
- Zwariowałeś? Dzwonię na policję! - wzięłam telefon do ręki.
- Pogadajmy! - wyrwał mi komórkę.
- O czym chcesz gadać? Wszystko się popsuło! Chcesz jeszcze bardziej zrujnować moje życie, na tym ci zależy?
- Skąd mogłem wiedzieć, że pojawi się paparazzi, że będziemy w gazecie? Nie jestem święty, fakt, ale nie możesz mnie obwiniać za to wszystko.
- Mogę, mogłeś za mną nie łazić! - burknęłam.
- Chciałem cię poznać, nadal chcę.
- Ale dlaczego, wytłumacz mi czemu mnie? Cały ten czas byłeś mi obojętny, a ty na siłę próbowałeś to zmienić!
- Zaraz, zaraz... Byłem? W czasie przeszłym, tak? - uśmiechnął się.
- Tak, teraz cię nienawidzę.
Bruno spuścił głowę.
- Wyjdź, proszę - a ten najzwyczajniej w świecie wyszedł.
Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam go już nigdy więcej widzieć. Choć jakby się tak bardziej zastanowić to może rzeczywiście... Skąd mógł wiedzieć, że wszystko się tak ułoży? Dopiero teraz zaczęłam myśleć, ale słowo się rzekło. Moje życie to totalna ruina. Postanowiłam jeszcze raz zadzwonić do Louisa, ale... Gdzie mój telefon? Przeszukałam wszystko, każdy zakamarek, a tej głupiej komórki nigdzie nie było! Chwila, przecież...
- Mars, zabiję cię! - krzyknęłam na cały głos. Kiedy zagroziłam policją, ten wyrwał mi komórkę! Nie oddał jej, idiota. Zadzwoniłam na swój numer z telefonu stacjonarnego.
- Halo? - usłyszałam jego rozbawiony głos.
- Oddawaj ten telefon! Wróć, słyszysz?
- Znów chcesz mnie w swoim domu? - próbował wszystko obrócić w żart i wtedy dziwnie przestałam się na niego złościć. - Może tym razem to ty zawitasz u mnie? Czekaj, podam ci adres.
Od razu wybiegłam z domu. Wariat, który nie wiadomo czemu chciał mnie poznać, może wariat, ale zabawny wariat. Byłam już pod jego domem, jeśli tak można to nazwać. Raczej była to ogromna villa.
- O, Amy! W jakim celu do mnie przychodzisz? - otworzył mi drzwi.
- Bardzo śmieszne, mogę mój telefon?
- Najpierw pogadamy, usiądź - polecił mi.
Jego dom był cudny! W większości pomalowany na biało, z ogromnym ogrodem! Szczęściarz.
- Przepraszam, jeśli nadal sądzisz, że wszystko przeze mnie... Po co miałbym psuć życie bardzo fajnej kobiecie?
- Nie wiem, myślałam nad wszystkim, w sumie to... Może to nie twoja wina, Bruno.
- Nadal jestem znienawidzony przez Amy Evans? - uniósł jedną brew.
- Nie, to było pod presją... Ostatnio wszystko robię pod presją. Pokłóciłam się z Cam i wyjechała do rodziców, straciłam pracę, bo gdy tylko zaczął się twój temat to wybuchłam... Czy oni naprawdę nie mogą zrozumieć, że nic nas nie łączy?
- A co z twoim chłopakiem?
- Louis, on... Nie odbiera moich telefonów. Jeszcze jego babcia zachorowała, naprawdę wszystko się wali, Bruno - zaczęłam płakać.
- Nie płacz co - objął mnie delikatnie ramieniem.
- Nie obejmuj mnie, bo jeszcze przyjdzie paparazzi - powiedziałam pół żartem, pół serio. Ten cofnął rękę.
- Czuję się głupio, wiesz? Nie chciałem jakkolwiek przysłużyć się temu co się stało...
- Dobra, Bruno, rozumiem. I tak wylatuje za 3 dni, zapomnimy o sobie i może się wszystko ułoży.
- Przepraszam bardzo, ale gdzie wylatujesz?
- Do domu, do Polski...
- Nie jesteś stąd? - zdziwił się.
- Nie, Bruno... Pracowałam w "View with you" w Polsce, teraz tam wracam.
- Rozumiem, ale nadal mam ochotę cię poznać - zaśmiał się.
- To chyba nie będzie możliwe.
- Już zapisałem w twoim telefonie mój numer, nie martw się. - teraz i ja zaczęłam się śmiać. - Szukaj pod 'I' jak 'Ideał'.
Chwilę z nim tam zostałam, a potem wróciłam do domu. Dziwnie się czułam, znów gadaliśmy na luzie, miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągnęło pierwszy raz, nie chciałam iść z jego domu. Nie zastanawiałam się nad tym jednak zbyt długo, niedługo później wróciłam do Polski, do Meg. Próbowałam na nowo ułożyć sobie życie.