czwartek, 14 sierpnia 2014

10 - Witaj, praco menadżerki!

Od Amy:
"Za moim ideałem nawet na koniec świata! Będę w Los Angeles za dwa tygodnie, oczekuj mnie złotko".
Uśmiechnął się mimo woli, oboje sobie z tego żartowali, ale jednak to całe stwierdzenie "złotko" i gdy ta druga osoba go używała sprawiało takie ciepło w środku.
Do Amy
"Złotko jest moje i tylko moje, złotko. Jak będziemy używać tego oboje to pomyślą, że coś nas łączy!!!"
Znów się uśmiechnął, ona pewnie też. Amy przyjeżdża.

.
Meg uśmiechnęła się, widząc jak zadowolona odczytuję sms od Bruna.
- Złotko - parsknęła śmiechem.
- Przestań, co? - zaśmiałam się.
- To co? Przyjeżdżasz tam?
- Na to wygląda. - zamyśliłam się. - Meg...
- Hm?
- Poleć tam ze mną.
- Amy, wiesz, że nie mogę.
- Ale nie będę tam miała zupełnie nikogo, Meg - przytuliłam się do niej.
- Masz Bruna.
- Bruna? My się nawet dobrze nie znamy.
- Ale dogadujecie się, jakbyście się znali kilka lat. - stwierdziła. - Amy, obiecuję ci, że będzie dobrze - uśmiechnęła się, a ja zastanawiałam się jak to wszystko będzie.
Louis nadal nie odbiera, zresztą czemu ja się nadal staram? Ma mnie dość, muszę to jakoś zaakceptować, choć nadal kocham go jak nikogo innego. Parę razy udało mi się dodzwonić do rodziców, ale Cam zawsze unikała rozmowy ze mną. Miałam już dosyć wszystkiego, czułam jak wszyscy oprócz Meg odwracają się ode mnie. Dwa tygodnie później i z nią musiałam się pożegnać zostawiając ją na nie wiadomo jak długo.
Znów wylądowałam w Los Angeles, czasem zastanawiałam się jak wiele razy wrócę do Polski i jak wiele razy jeszcze ją opuszczę. Wychodząc zauważyłam Bruna, który szczerzył się w moim kierunku. Dziwne, że jeszcze nie został zaatakowany przez tabun fanek.
- Dzień dobry, panie Mars! - zaczęłam z nim rozmowę, wcielając się w rolę przyszłej menadżerki, po czym wyciągnęłam do niego rękę.
- Dzień dobry, panno Evans! - powiedział z jak największą powagą, wziął moją rękę i pocałował jak najprawdziwszy dżentelmen. Po chwili jednak zaśmiał się. - Dziwne.
- Co jest dziwne? - spojrzałam na niego.
- Że jeszcze jakiś czas temu tej ręki byś sobie nie dała za nic pocałować, bo jako Bruno Mars miałbym sobie darować - zachichotał, a ja zrobiłam to samo. - Przejdziemy się?
- Jasne.
I choć zabrzmi to najdziwniej na świecie to spacerowałam sobie z Bruno Marsem po Los Angeles. Znów zachowując się jak dżentelmen, wziął moją walizkę i niósł ją całą drogę.
- Zauważyłeś, że choć tyle się ze sobą widzimy, gadamy codziennie to tak naprawdę się nie znamy? - mruknęłam. - I coraz częściej zastanawiam się czy to nie lepiej. Jesteś Bruno Mars, kiedy znalazłbyś czas dla takiej Amy? Czy my w ogóle powinniśmy się poznawać?
Bruno zatrzymał się i włożył ręce w kieszenie. Popatrzył na mnie, a ja poczułam się jakoś dziwnie.
- Czemu uważasz każdą gwiazdę za osobę szlachecką, która nie powinna się zadawać z ludźmi? - powiedział po chwili głosem naprawdę poważnym. - Na serio chcę cię poznać, co jest w tym złego?
- Nie wiem, to wydaje się takie niemożliwe.
- Jestem człowiekiem, Amy. I chcę cię poznać.
- Ale jak? Ty jesteś Bruno Mars, prędzej czy później będziesz miał trasy i...
- Nie - przerwał mi. - Przy tobie jestem Peter Hernandez. - podał mi rękę. - Peter.
- Ale Peter do ciebie nie pasuje - zaśmiałam się, a on zrobił to samo.
- No dobra, więc Bruno. Ale Bruno Hernandez, okej?
- Okej - uścisnęłam jego rękę.
Przez chwilę czułam się jakbym gadała z męską wersją Meg. Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy, co mnie zaskoczyło. Nagle Bruno skręcił w jakąś uliczkę i wyszliśmy obok mojego starego mieszkania. Spojrzałam na to miejsce, przypominając sobie jak byłam tu z Cam. Tak bardzo brakowało mi siostry. Całe szczęście, że mieszkanie nadal było wolne i mogłam je na nowo wynająć na czas bliżej nieokreślony.
- Dziękuję - odebrałam od niego walizkę.
- Nic takiego - pokazał szereg swoich bielutkich zębów. - Masz tu adres naszego studia, wpadnij jutro. - wręczył mi kartkę. - Do zobaczenia Amy.
- Pa Bruno.
Po wejściu do mieszkania uśmiechnęłam się mimo woli. To jest naprawdę fajny gość...

Następnego dnia. Przyszłam do tego studia, bojąc się tego pierwszego dnia w pracy. Jak w ogóle wygląda praca menadżerki?
Weszłam do środka, tam pełno nieznajomych twarzy. Nigdzie nie mogłam dostrzec Bruna.
- Cześć, jestem Amy i będę... - zaczęłam nieco speszona.
- Amy! - przerwał mi nieco łysawy, ciemniejszej karnacji mężczyzna. - Jestem Phil Lawrence, dobry kumpel Bruna. Nawet nie wiesz, ile on czasem o tobie nawija - zaśmiał się szczerze, a ja już wiedziałam, że na ogół panuje tu luźna atmosfera.
Nagle ktoś zakrył moje oczy rękoma i miałam zgadnąć kto to niby jest. Nie zastanawiałam się długo.
- Bruno - zachichotałam.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - wziął ręce z powrotem, a ja odwróciłam się i zobaczyłam jego promienną twarz.
- Bo chyba nikt nie ma takich małych rąk jak ty - żartowałam z niego. - Poza tym znam tu tylko ciebie.
- Tu są moi kumple, Hooligans - przedstawił nas sobie nawzajem. Ci jego kumple wydają się naprawdę spoko, on sam też. Żałuję, że na początku miałam o nim aż tak kiepskie zdanie.
Poszłam do swojego biura, tak, mojego osobistego biura, gdzie miałam odbierać różne telefony dotyczące wywiadów, sesji oraz innych takich. Bruno nie był chętny na żadne wywiady, nie dziwiłam mu się zresztą. Musiałam więc wszystko odwoływać. Nagle zadzwonił telefon w sprawie jakiejś sesji zdjęciowej. Weszłam do pomieszczenia, gdzie Bruno zamknął się z Hooliganami, by ich o tym poinformować.
- Zatwierdziłam właśnie sesję zdjęciową do magazy... - ucichłam. To wyglądało tak pięknie jak wszyscy siedzieli, grali na instrumentach, śmiali się. Pokój był zapełniony plakatami, biletami, wejściówkami, złotymi, platynowymi płytami oraz innymi wspaniałymi rzeczami. Było tam też pełno zdjęć.
- Jasne, spoko - Bruno odłożył gitarę. - Co tak się zdziwiłaś? - zaśmiał się.
- Ten pokój jest niesamowity - podeszłam do jakiejś półki, gdzie mogło być ze sto egzemplarzy obu płyt Bruna.
- Zostawiliśmy część dla siebie. Tak na wszelki wypadek.
- Mogłabym od was je kupić? - zapytałam.
Bruno uśmiechnął się kpiąco.
- A ja myślałem, że moja muzyka to zupełnie nie twoja bajka.
- Nie wiem, dlatego chciałabym tego przesłuchać.
- Przyznaj, Amy - podszedł do mnie bardzo blisko. - Po prostu nie umiałabyś zasnąć bez mojego głosu. Znasz pewnie z dwie piosenki, które ci się niezbyt spodobały, a tak naprawdę - stanął ze mną twarzą w twarz - nic o mnie nie wiesz.
- To może się dowiem - odsunęłam się i wzięłam dwie płyty do rąk. - A więc jak? Mogę?
- Jasne - zaśmiał się.
- Ile płacę?
- Żartujesz sobie? Weź je po prostu.
Nieco zdziwiła mnie reakcja Bruna. No dobra, z chęcią wezmę je za darmo. Bruno mnie przejrzał, nie znałam jego piosenek, a już oceniałam. Naprawdę miałam ochotę tego przesłuchać.
Wracałam zadowolona do mieszkania, gdy nagle ujrzałam znajomą twarz.
- Amy? - Adam podbiegł do mnie, nieco zdziwiony.
- Adam, jak tam? - uśmiechnęłam się. Był z niego naprawdę spoko gość, żałuję, że przez moje działanie pod presją nasz kontakt zupełnie się urwał i musiałam zostać zwolniona z pracy.
- W porządku. Co ty tu robisz?
- Pracuję.
- Nowe show?
- Nie, praca menadżera.
- Czyjego menadżera?
- Bruno Marsa.
Ten zaśmiał się.
- No tak, jak mogłoby być inaczej.
- O co ci chodzi? - zdziwiłam się.
- Tak miałaś dosyć tego Bruna, a teraz nagle jego menadżerka. Może ktoś więcej?
- Adam, proszę cię, nie zaczynajmy tego tematu.
- Więc nie jesteś z nim? - uniósł brwi do góry.
- Nie.
- W takim razie chętnie zaproszę cię na kolację.
- Kolację? - nie wierzyłam jego słowom. Nie myślałam, że Adam może coś do mnie czuć, że w ogóle miałby ochotę się ze mną umówić. Byliśmy takimi zwykłymi kumplami, nie za bliskimi.
- Czy jest jakiś problem, Amy Evans? Po prostu chciałbym się z tobą umówić.
- Czy ja wiem... - Co mogłoby nas połączyć? Ja nadal kocham Louis'a. I tęsknię za nim, myśląc o nim każdego dnia. - Nie jestem gotowa na randki, niedawno zerwałam z chłopakiem.
- Przepraszam - speszył się. - To do kiedyś - zawołał uśmiechnięty, a ja wróciłam do domu.
Dziwna sytuacja. Położyłam się na łóżko i zaczęłam słuchać pierwszej płyty Bruna. Co mamy pierwsze? "Grenade". Gdzieś o tym słyszałam, całkiem niezły utwór... I w ten oto sposób każda piosenka wydawała mi się coraz lepsza i lepsza. Naprawdę. Nie wiem co się stało, ale od tego momentu zaczęłam go słuchać. Nałogowo każdego dnia. Bruno, wytłumacz mi jak ty to zrobiłeś? Zaczynałam właśnie słuchać jego drugiej płyty, gdy nagle dostałam smsa.
"Dobranoc, złotko".
Nie muszę chyba tłumaczyć od kogo. Zdziwiona, że już napisał mi 'dobranoc' spojrzałam na zegarek. Już po północy? Przy jego piosenkach zupełnie straciłam poczucie czasu. Zadzwoniłam do niego.
- Nie powinnaś już spać? - powiedział zaspanym głosem. - Zaraz, zaraz. Czy u ciebie leci "Locked out of Heaven"? - zdziwił się.
- Bruno, nie mogę się uwolnić od twoich piosenek - ten zaśmiał się szczerze.
- W takim razie jutro zaśpiewam jakiś utwór specjalnie dla ciebie. Teraz już to wyłącz i idź spać, złotko. - rozłączył się.
Bruno działał na mnie w jakiś dziwny sposób. Profesjonalny piosenkarz, a zachowywał się jak mój najlepszy przyjaciel. Przyjaciel? Czy mnie i Bruno Marsa serio może połączyć coś takiego jak najprawdziwsza przyjaźń? Czy może on pragnie mnie sobie zwyczajnie owinąć wokół palca? To był temat moich wieczornych rozmyśleń, którym towarzyszyła muzyka z płyty "Unorthodox Jukebox".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz