poniedziałek, 11 sierpnia 2014

9 - Coś nas łączy

- Nie zrozum mnie źle, ale przez to, że jestem kojarzona z tobą nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - spoważniałam. - Nie wiem co teraz, ale zastanawiałam się czy po prostu raz na zawsze nie urwać kontaktu, Bruno.
Ten się nie odzywał, dla mnie też byłoby to masakrycznie trudne i miałam nadzieję, że w głowie świta mu jakiś pomysł, przez który nie będzie tak musiało być.
- Ale ludzie nie wiedzą, że się kontaktujemy ze sobą...
- Ale się dowiedzą, wiesz jakie jest to całe paparazzi i te media...
- Mówi dziewczyna, która sama w nich pracowała - zachichotał. - Ale dobra, jak wolisz. Do kiedyś, Amy - po czym rozłączył się.
Nie powiedział już 'złotko', powiedział 'Amy'... Głupi detal, a mi już było gorzej. Do tego nie spałam całą noc bez zwykłego 'dobranoc' od Ideała.

.
Nie gadaliśmy ze sobą tydzień i powoli zaczęłam się do tego przyzwyczajać. To przecież Bruno Mars, wątpię, żeby znalazł do końca swej kariery tak dużo czasu dla zwykłej Amy Evans. Zresztą nawet go nie znam, widzieliśmy się tylko kilka razy. Choć w sumie nawet trochę za nim tęsknię... Nie, co ja gadam!? Amy, ogarnij się!
Z pracą szło bardzo kiepsko, nieraz naszła mnie myśl, by jednak do Bruna zadzwonić, poprosić o tą pracę, no ale jakby to wyglądało? Dałam sobie spokój. Zaczęłam pracować w jakimś butiku, praca mało ambitna z niewielką wypłatą, ale lepsze to niż nic. Byłam właśnie w pracy, gdy nagle weszła dobrze znana mi osoba.
- Amy? Ty tu pracujesz? - Meg była serio bardzo zdziwiona.
- Nie mogę znaleźć żadnej dobrej pracy - posmutniałam.
- Dobrze, że cię widzę... Słuchaj, powinnam cię przeprosić.
- Pewnie dostaliście za to dużo kasy.
- Może i coś tam dostałam, ale też coś straciłam - Meg zrobiła skwaszoną minę. - Przyjaciółkę.
Na chwilę zapadła cisza, zaczęłam składać jakieś porozrzucane ciuchy.
- Amy, proszę, wybaczysz mi?
Podbiegłam do niej i ją przytuliłam. Nie mogłam zrobić inaczej. Zależało jej na mnie, a mi zależało na niej, nie miałam teraz nikogo i tak bardzo potrzebowałam kogoś w pobliżu.
Po skończonej pracy razem z Meg poszłyśmy na spacer, ta postanowiła się jeszcze tłumaczyć, przepraszać, ale ja powiedziałam, że to niepotrzebne. Brakowało mi jej i brakowało mi tego wspólnie spędzanego czasu.
- Swoją drogą ten cały Bruno to niezłe ciacho - zagadnęła przyjaciółka, a ja oplułam się zakupionym wcześniej sokiem pomarańczowym.
- Meg, czy coś cię z nim łączy? - zaczęłam się z niej nabijać, udając jej głos podczas wywiadu.
- Bardzo śmieszne - zachichotała. - No ale nie powiesz, że nie.
- To będzie artykuł do jakiegoś czasopisma?
- Amy...
- Dobra, dobra - zaśmiałam się. - Prawda, jest przystojny.
- I do tego nie ma dziewczyny - Meg dalej w to brnęła, oczywiście z dystansem, ale mi nie było wtedy już do śmiechu.
- Współczuję mu. Zerwali na wizji, teraz wszędzie o nim piszą... Życie gwiazdy jest jednak porąbane. - mruknęłam i dopiłam resztkę soku.
- W sumie racja. A jak z tobą i Louisem?
- Nijak, nie odzywa się. Kocham go, ale nie będę wchodzić na siłę w jego życie - chciało mi się płakać. Głupia sytuacja, pierwszy raz w mediach i już psuje się moje życie. A więc tak wygląda codzienność gwiazd? Coś potwornego.
Razem z Meg poszłyśmy na jakiś obiad, zjadłyśmy deser. Na chwilę odreagowałam od tych wszystkich złych rzeczy.
- Pewnie już słyszałaś, że podczas wywiadu wstawiliśmy ukrytą kamerę - zaczęła Meg.
- Musimy znów o tym gadać?
- Tak, to ważne. Słuchaj, Bruno proponował ci tam pracę menadżerki. Może to?
- Nie, Meg. Nie mogę, wtedy jeszcze bardziej byłabym kojarzona z Brunem, nie chcę pogarszać sytuacji.
- Idiotko, czy ty nie widzisz, że mu na tobie w jakiś tam dziwny sposób zależy? I nie mów, że tobie na nim nie - przejrzała mnie, menda.
- O co ci chodzi?
- Tęsknisz za nim?
Dobre pytanie. Czy ja naprawdę mogłam za nim tęsknić?
- Nie wiem, to takie dziwne uczucie. Osoba, która pojawiła się w moim życiu tak nagle, trochę w nim nabroiła, zmieniła je, ale w sumie to się cieszę, że go poznałam...
- Amy, błagam cię, zadzwoń do niego - nalegała Meg.
- Zwariowałaś? Nie! - a przyjaciółka wzięła mój telefon.
- Więc ja zadzwonię.

* * *
Trzymał telefon w ręku, jakby czekając, może jeszcze napisze.
- Stary, leżysz na tej kanapie kilka dni, weź przejdź się czy coś - Phil jak zwykle służył pomocą.
- Wiesz co? Chyba za nią tęsknię.
- Za Jess? - Phil trafił w tak dziwny czuły punkt Bruna.
- Za nią też. Ale w inny sposób niż zwykle. Po tej kłótni czuję się dziwacznie, już sam nie wiem co do niej czuję. Ale w tym momencie chodziło mi o Amy.
- O Amy? Może ty się serio zakochałeś? Coś was łączy - powiedział głosem pełnym ekscytacji.
- Zabawne. Serio, to w sumie jak mogę za nią tęsknić? Nie znam jej. Ale... Polubiłem ją. Wciąż chcę ją lepiej poznać, to wszystko.
- Do czasu, mój mały przyjacielu - zaśmiał się Lawrence czochrając włosy Bruna.
- To może ja się lepiej serio przejdę.
Bruno szedł przez niezaludnioną uliczkę Los Angeles, nagle natykając się na niby to znajomą twarz.
- Proszę, proszę, szanowny Bruno Mars - zaśmiał się mężczyzna.
- Znamy się?
- Adam Johnson - wyciągnął rękę - można powiedzieć, że były menadżer Amy Evans. W sumie przejąłem po niej to show, takie coś nie mogło się zmarnować. Z chęcią zaprosiłbym cię to "Johnson's show", zmieniłem nazwę.
- Sorry, stary, nie przyjmuję wywiadów. - mruknął.
- A to dlaczego?
- Po prostu nie i tyle.
- A Amy? Zgodziłaby się na wywiad?
- Wątpię.
- Tak myślałem - Adam zaśmiał się. - Ze względu na ciebie.. Na was, cokolwiek was łączy.
- Nic nas nie łączy - powiedział to monotonnym głosem.
- Dobra, jakbyście ze sobą kiedyś gadali to powiedz jej, że tęsknię.
- Ale my ze sobą nie gadamy. - w tym momencie zadzwonił telefon, Adam wyrwał go Brunowi.
- Rzeczywiście - uśmiechnął się i poszedł. Bruno z zaskoczeniem zobaczył wyświetlający się napis "Amy dzwoni".
- Proszę, proszę, witam cię, złotko - sam nie wie czemu to powiedział.
- Słuchaj, Bruno, nie wiem jak wy tam do siebie gadacie, ale z tej strony Meg - Mars lekko się speszył. - Proponowałeś jej pracę menadżerki, co nie?
- No tak...
- Nadal aktualne?
- Jak najbardziej. - zaśmiał się i usłyszał szumy i wyrywaną komuś słuchawkę.
- Bruno, nie wiem co ona ci nagadała, no i chyba nawet nie chcę wiedzieć - zaśmiała się Amy. Brakowało mu tego głosu.
- Złotko - uśmiechnął się na samą myśl i czuł, że ona też się uśmiecha. - To przyjeżdżasz do mnie?
- Co?
- Praca menadżera czeka, zadzwoń jak już będziesz na lotnisku, pa! - rozłączył się z satysfakcją.
Nagle dostał sms'a.
Od Amy:
"Za moim ideałem nawet na koniec świata! Będę w Los Angeles za dwa tygodnie, oczekuj mnie złotko".
Uśmiechnął się mimo woli, oboje sobie z tego żartowali, ale jednak to całe stwierdzenie "złotko" i gdy ta druga osoba go używała sprawiało takie ciepło w środku.
Do Amy
"Złotko jest moje i tylko moje, złotko. Jak będziemy używać tego oboje to pomyślą, że coś nas łączy!!!"
Znów się uśmiechnął, ona pewnie też. Amy przyjeżdża.

1 komentarz: