Chłopak przybliżył się do mnie, wziął moją rękę, chcąc ją pocałować. Szybko wyrwałam dłoń.
- Daruj sobie - mruknęłam, wzięłam torbę i kierowałam się do wyjścia.
Usłyszałam tylko śmiech Bruna.
-
Do zobaczenia, bo zobaczymy się jeszcze nieraz. I następnym razem
pewnie już będziesz moją fanką - krzyknął i zachichotał. - Pamiętaj, na
luzie i będzie dobrze!
To były ostatnie jego słowa, które usłyszałam. Odnalazłam Cam i razem z nią wróciłam do domu.
.
- Amy!!! Bruno Mars pocałował mnie w rękę! Właśnie tu, patrz! - Cam wskazała mi miejsce na dłoni.
- Ehe, nieźle co? - uśmiechnęłam się, nie patrząc na siostrę, ponieważ właśnie prowadziłam samochód.
Wiedziałam, że dopiero potem się zacznie. Zaparkowałam pod naszym wynajętym mieszkaniem, po czym weszłyśmy z Cam do środka.
- I wiesz? Szepnął mi do ucha, że mnie kocha i że mi dziękuję, że jestem, rozumiesz to, Amy? - Camila mówiła to prawie że przez płacz. Widać było po niej, że była masakrycznie wzruszona.
- Cieszysz się, że był w studiu? - uśmiechnęłam się, obejmując siostrę ramieniem.
- Czy się cieszę? Spełniły się moje marzenia, idiotko! Mogę już umierać! - zaśmiała się dziewczyna.
Byłam pewna, że to koniec przygody z Brunem, może jeszcze kiedyś wywiad. Nie zastanawiałam się nad tym w sumie, myślałam bardziej o tym jakie gwiazdy jeszcze spotkam. Może kogoś kogo ja sama uwielbiam?
- Cam, idziemy na spacer? - zapytałam następnego dnia rano.
- Jasne, możemy. Po Los Angeles mogę chodzić ile tylko zapragniesz! - zachichotała.
Och, właśnie, czy wspominałam w ogóle, że jesteśmy w Los Angeles? Mieście gwiazd? Chyba nie, ale powiem wam jedynie, że jest tu przepięknie. Nie da się tego opisać, więc sama tego nie zrobię.
Nawet zwykły park cieszył. Po prawej stronie zajęcia z jogi, obok plac zabaw - nie był on zwykły, w sumie jego wielkość można byłoby przyrównać do wielkości sporego domu w Polsce. Obok jakaś ścieżka zdrowia, tu fontanna... No i masa ludzi, nie mogłoby być inaczej w to śliczne sobotnie popołudnie.
- Usiądziemy? - zapytała Cam, której nogi, po przebiegnięciu ścieżki zdrowia, odmawiały posłuszeństwa.
- Jasne - powiedziałam, gdy nagle dostałam czymś w głowę. To chyba frisbee czy coś w tym stylu. - Au!
To serio bolało. Złapałam się za głowę i zobaczyłam tam mały ślad krwi. Moja głowa chyba nie była zbyt mocna.
- Strasznie panią przepraszam! - usłyszałam niby znajomy głos.
- Bruno? - odwróciłam głowę w jego kierunku. Był nieźle przebrany, kapelusz, okulary, jakiś płaszcz... Jednak wcale nie był nie do poznania.
- Bruno! - moja siostra w ostatnim momencie opanowała się, żeby nie krzyknąć tego na cały głos.
- Proszę, proszę, siostry Evans tutaj? - Bruno uniósł jedną brew. - Nie uważacie, że to przeznaczenie? Osobiście wierzę w takie rzeczy...
- Tak, to z pewnością przeznaczenie, panie Mars - po części trochę z niego kpiłam. Jeśli myślał, że mu w jakiś sposób ulegnę jak każda laska to się mylił.
- Może pójdziemy w takim razie na kawę? Ciastko? Cokolwiek - zaśmiał się uroczo.
- Nie, dzięki - odpowiedziałam. - Wolę wrócić do domu, opatrzyć tę ranę.
Chwyciłam się za głowę - krew nadal leciała.
- Może pójdziemy do szpitala? Jest niedaleko, szybko to załatwią - nalegał Bruno, który pewnie miał poczucie winy, że trafił mnie tym głupim frisbee. Naprawdę, powinien sobie darować i zająć się swoim gwiazdorskim życiem.
- Sama pójdę, a szanowny Bruno Mars może już wrócić z powrotem i o mnie zapomnieć - powiedziałam bez większego przejęcia i chwyciłam Cam za rękę - Chodź siostra, idziemy!
- Czy ktoś powiedział Bruno Mars? - krzyknęła jakaś dziewczyna i momentalnie zlecieli się do niego ludzie. Wciąż szłam z siostrą przed siebie, odwracając się co jakiś czas, widząc przy tym Bruna ciągle patrzącego w naszą stronę... Co mu zależało? Ach, byłam taka nieuległa, że pan Mars, czy jak się wczoraj nazwał 'pan Ideał' miał ochotę zrobić mnie swoją faneczką? Ok, niech próbuje dalej albo po prostu niech zajmie się czymś innym. To nie dla mnie.
* * *
Razem z siostrą wróciłyśmy ze szpitala. Cam była na mnie zła, widziałam to po niej, zresztą co się dziwić, z mojego egoistycznego podejścia wynikło to, że nie mogła sobie na spokojnie z nim pogadać.
- Przepraszam, Cam... Zachowałam się niedojrzale - wycisnęłam to jakoś z siebie.
- Czemu tak bardzo go nie lubisz? Chciał być miły, chciał pogadać... Uwierz, że nie każda gwiazda tak robi...
- Próbuje mnie zrobić swoją fanką, niech wie, że niektórzy są mu obojętni - prychnęłam.
- Może po prostu robi sobie żarty? Uwielbia udawać zarozumiałą gwiazdkę, tak właśnie, udawać... - Cam podkreśliła ostatnie słowo.
Camila to taka inteligentna dziewczyna... Czułam się, jakbym gadała z kimś w moim wieku, naprawdę.
- Pójdę się przejść... Jeszcze raz przepraszam
Wyszłam na dwór. Było już ciemno, a ja, Amy Evans, postanowiłam pospacerować po okolicy. Oczywiście ten spacer nie mógł być zwyczajny, jak nic w tym mieście...
- Amy! Amy, poczekaj!
Już było to chyba oczywiste, że tym głupim zbiegiem okoliczności znów trafiłam na niego. Bruno Mars w całej okazałości.
- Hm?
- Nie lubisz mnie, co? - zaśmiał się Bruno, choć ten śmiech nie był już tak szczery jak reszta.
- Nie przepadam, nie mój klimat muzyczny - odparłam. - Aczkolwiek jesteś dobry.
- Jestem dobry - westchnął. - Zapytam jeszcze raz... Nie lubisz mnie? - wywarł taki nacisk na ostatnie słowo, że nie dało się nie zrozumieć o co mu chodzi.
- Nie znam cię, Bruno.
- Możemy się poznać. Jestem Ideał, a ty? - podał mi rękę na powitanie przedstawiając się tak jak podczas wywiadu.
Nie mogłam wytrzymać, zaśmiałam się. Nie chciałam mu dawać tej satysfakcji, ale nie udało mi się powstrzymać.
- Pójdziemy do jakiejś kawiarni? Całkiem zimno się zrobiło... - zmieniłam temat.
Weszliśmy do jakiegoś baru. Na szczęście mało zaludnionego, bo przecież Bruno Mars w lokalnych pubach pokazywać się nie może.
- Na co masz ochotę? - Bruno złożył ręce i uśmiechnął się.
- Nie wiem, nie jestem głodna - mruknęłam obojętnie.
Bruno zaśmiał się, jego chyba poczucie humoru nie opuszczało.
- Daj na luz. - ile razy on jeszcze powtórzy te słowa? Przecież jestem całkiem wyluzowana.
- Hm.. No dobra. W takim razie z chęcią zjadłabym jakieś wykwintne danie, zaproponowane przez szanownego Bruno Marsa. - zachichotałam.
Pogadaliśmy, pośmialiśmy się... Nawet fajny z niego koleś. Wcinałam jakieś żarcie, nie mając pojęcia co jem. Było naprawdę fajnie. Nieoczekiwanie zadzwonił Louis.
- Halo? - odezwałam się.
- Amy... Twój głos, tęskniłem za nim jak za niczym innym.
- Oooo. Przyjedziesz tu do Los Angeles niedługo, prawda?
- Pytanie brzmi, kiedy ty wrócisz do Polski, ślicznotko.
- Wrócę, wrócę niedługo, zobaczysz. - uśmiechnęłam się, choć dobrze wiedziałam, że Louis tego nie widzi.
- Kto to był? - zapytał ciekawski Bruno.
- Mój chłopak, Louis.
- Masz chłopaka? - Mars wydawał się nieco zaskoczony.
- Ta, a ty masz dziewczynę.
- Tak, Jessicę. - uśmiechnął się mimo woli. - Jest taka piękna...
- Dobra, panie Mars - przerwałam mu rozmyślenia nad ukochaną - Po co właściwie tu jesteśmy? Czemu za mną łazisz i próbujesz zagadać?
- Popełniłem jakąś zbrodnie, jak rozumiem? - skrzywił się.
- Nie, ale... Czemu tu jesteś? Jest tyle twoich fanek, które marzą o tym, żeby się z tobą zobaczyć, a ty przekonujesz do siebie obojętną Amy Evans.
- Tak, tak to właśnie wygląda. - zaśmiał się. - I jeszcze cię do siebie przekonam, złotko. - Bruno wstał od stołu usiłując pocałować mój polik.
- Bruno, daj spokój - odsunęłam się. - I nie mów do mnie 'złotko'.
Wyszłam z baru, Bruno za mną.
- Poczekaj, co zrobiłem nie tak? - zdziwił się.
- Nie musisz mnie do siebie przekonywać, serio. - odparłam, kierując się w stronę mieszkania. Bruno cały czas podążał za mną.
Byłam już pod moją wynajętą chatką, zatrzymałam się.
- Zadowolony? Tak, tutaj mieszkam!
- Więc dobranoc, przyszła fanko Bruno Marsa!
- Jesteś serio głupi, wiesz? - zaśmiałam się.
- Może i jestem, ale - Bruno przerwał. Blask fleszy... Paparazzi.
- Bruno, kim jest ta dziewczyna? Co cię z nią łączy? - zaczęły padać pytania, które sprawiły hałas w całej okolicy.
- Idź do środka Amy! - zawołał tylko Bruno, a ja pospiesznie wykonałam polecenie. Jeszcze tego mi brakowało...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz