niedziela, 3 sierpnia 2014

2 - Życie dziennikarki

Za dnia Cam siedziała sama w domu, z niecierpliwością czekając aż wrócę. To raczej smutek przeważał na jej twarzy w pierwszych dniach pobytu w Polsce. Nic dziwnego - nie miała tu nikogo, oprócz mnie i Louisa. Jednego dnia zaczęłam się o nią jednak poważnie martwić.
- Cam, chodź na obiad! - krzyknęłam z kuchni. Zero reakcji. - Caaam?
Po cichu weszłam do jej pokoju. Siedziała zapłakana na łóżku, w uszach słuchawki. Na mój widok szybko odwróciła głowę.
- Camila, coś się stało? - objęłam siostrę ramieniem.
- Powiedz mi czemu ja mam takiego pecha? - ocierała łzy, co skutkowało rozmazaniem się pomalowanych rzęs. Zupełnie zapomniałam, że Cam jest teraz w okresie dojrzewania, częstych załamań i pierwszych prób stania się makijażystką.
Wiedziałam, że teraz będzie czas, w którym postara mi się ze wszystkiego wyżalić, w tym momencie musiałam zachowywać się jak nasza kochana mamusia. Bycie rodzicem to jednak nieco trudny zawód.
- Bruno miał już koncerty w Anglii, zanim stałam się jego fanką, wiesz? Czemu na nie nie jechałam, czemu wcześniej nie mogłam go pokochać, Amy?
- Wiesz, że będzie jeszcze dużo okazji... - dla mnie temat zakochania się w wokalistach, aktorach czy w innych celebrytach był już zamknięty i odrobinę mnie bawił. Lubię wielu artystów, ale nie mam tak widocznej obsesji na punkcie jednego jak moja siostra... Starałam się to jednak zrozumieć, bo to 'ten wiek'.
- Tak, właśnie jest kolejna okazja. Bruno występuje w Anglii za 2 tygodnie. A mnie tam nie ma, Amy. - łza spłynęła po jej policzku.
- Bruno na pewno przyjedzie też do Polski - starałam się 'szczerze' uśmiechnąć. W sumie nie znałam go za bardzo i niekoniecznie obchodziło mnie co robi. Był mi w stu procentach obojętny, ale próbowałam nie ukazywać tego Camili.
- Do Polski? Kogo chcesz oszukać, Amy... Polećmy do Anglii, proszę!
- Zwariowałaś? Nie mam pieniędzy. A i wyprzedzając kolejne pytanie: Nie, nie poproszę rodziców o kasę. Kiedyś go zobaczysz, a teraz nie marudź i chodź jeść.
Nie, zdecydowanie nie sprawdzałam się w roli matki.

***
Mijały dni, tygodnie, a Cam próbowała się tu jakoś zaklimatyzować. Nie chodziła już smętnie po domu, często wychodziła gdzieś ze mną... Tym bardziej, gdy skończyły się studia. Codziennie gdzieś wychodziłyśmy. Ja jednak nie zaprzestawałam starań o wymarzoną pracę dziennikarki. Nieskromnie powiem, że byłam jedną z najlepszych na uczelni. Większość drzwi szeroko stało otworem, a więc warto spróbować!
- Dzień dobry! - przywitałam się z wyglądającą na sympatyczną, młodą kobietą.
- Cześć. Jestem Meg. Przychodzisz do nas w sprawie pracy dziennikarki, o ile się nie mylę?
- Tak, tak. W sumie najbardziej interesuje mnie udzielanie wywiadów...
- Na pewno coś znajdziemy - kobieta uśmiechnęła się. - Amy Evans? Studiowałaś na tej uczelni dziennikarskiej, tak? Dało się słyszeć o twoich sukcesach.
- Naprawdę? Bardzo się cieszę - czułam jak spełniają się moje marzenia.
- Zadzwonimy, z pewnością.
- Dziękuję! Szczerze dziękuję, do widzenia! - uradowana wybiegłam z budynku.
Przed wejściem czekał Louis razem z Cam. Widząc moją uśmiechniętą buzię chyba sami domyślali się co się święci.
- Zadzwonią - wtuliłam się w Louisa, a ten pocałował moje czoło.
- Będziesz dziennikarką, będziesz udzielać wywiadów? - Cam była bardzo podekscytowana. W sumie istnieje coś takiego jak geny, więc może niektóre moje zainteresowania przeszły również na nią?
- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się szeroko.

Moja praca zaczęła się w wakacje. To odrobinę dziwnie brzmi. Zatrudniłam się u Meg, która stała się moją szefową, a przy okazji bliską przyjaciółką. Spełniały się moje marzenia, z dnia na dzień czułam się lepiej w tej pracy! Rozmawiałam na wizji z najsławniejszymi polskimi gwiazdami, a także niektórymi zagranicznymi. Nigdy nie zapomnę tych wspaniałych chwil w programie "View with you".
- Kolejny świetny wywiad, Amy - pochwaliła mnie Meg. Zauważyłam jak wiele ludzi docenia moją pracę, moją zawziętość w wywiadach oraz pomysły na kreatywne pytania... Byłam ponoć 'niezła'.
- Dzięki!
Czasami czułam się jak jakaś gwiazda na planie naszego programu. Gdziekolwiek poszłam ludzie patrzyli się na mnie i dorzucali jakieś miłe komentarze. To naprawdę było coś niezwykłego. Właśnie miałam zamiar iść do naszego osobistego bufetu.
- Ej, Am - bo taki skrót wymyśliła sobie Meg - Poczekaj!
- Co jest? - zdziwiłam się.
- Marnujesz się tu, dziewczyno... - wyszeptała przyjaciółka.
- Co ty gadasz.. To program z wywiadami, a nie słaba uczelnia - zaśmiałam się szczerze.
- Ja mówię serio, Am. Powinnaś wyjechać, podbić świat.. Być sławna czy co - w tym momencie również Meg zachichotała. - Mieć własne show.
- Niby jak, Meggy... - zastanawiałam się nad jej słowami. Własne show? To musi być coś, no ale gdzie mam niby wyjechać, jak zacząć?
- Ja wszystko załatwiłam. Adam, pozwolisz? - dziewczyna zawołała młodego, przystojnego chłopaka.
- Cześć Amy, miło mi. Jestem Adam Johnson, przyjechałem tu z USA.
Nie wiedziałam co się dzieje. Wszystko działo się tak szybko jak tu opisuje. Przepraszam, że nie zagłębiam was w żadne szczegóły, bo ich po prostu nie było.
Adam opowiedział mi o pracy w USA, o tym, że mogę założyć własny program, początkowo z jego pomocą. Miał być moim prywatnym menadżerem czy kimś w tym stylu. Ale USA? Cam i kolejna podróż? Czy to aby na pewno dobry pomysł?
- USA!? To genialny pomysł! - krzyknęła uradowana jak nigdy Cam, słysząc o ofercie nowej pracy. - Za ile jedziemy?
- Za... Za tydzień, ale Cam... To odpowiedzialna decyzja..
- Wiem to.
- Ale co z Louisem?
I wtedy nawet Cam nie miała dobrego wytłumaczenia. Louis na pewno zostanie z babcią. Była to jego najbliższa rodzina, po tym, gdy pokłócił się z ojcem, a jego mama wyjechała. Postanowił się usamodzielnić i przyjechał do staruszki, do Polski, by być z nią już do końca. Nie byłabym w stanie ich rozdzielić.
Tak też się stało, że następnego dnia przyjechałam do Louisa i opowiedziałam mu o wszystkim. Ten, oszołomiony, nie wiedział początkowo co powiedzieć. Jakoś wykrztusił z siebie jedno bardzo znaczące słowo.
- Jedź...
I miał się zacząć nasz związek na odległość, przedzielony tysiącami kilometrów. Wiedziałam, że przyjadę do niego jeszcze nieraz, on do mnie też... To było najtrudniejsze ze wszystkiego... Rozstać się z nim... Jak to będzie? Kocham go...
Louis odwiózł nas na lotnisko, gdzie rzuciłam mu się na szyję.
- Przepraszam... - wymamrotałam w płaczu.
Podjęłam tą decyzję, bo wiedziałam, że to jedyna okazja, by spełnić moje marzenia. Moje własne show "Evans's show"... Tak, już niedługo miało się zacząć... Nie wiedziałam jak to będzie.
- Ok, więc długo zastanawiałem się kogo zaprosić do nas pierwszego - mówił Adam, gdy siedzieliśmy nad stosem kartek, jakichś zapisków, dokumentów. Takie własne show to sporo pracy. - I stwierdziłem, że musi być to ktoś popularny, ale.. Nie aż tak bardzo. Nie zaprosimy tu Biebera na sam początek, choć to pewnie marzenie wielu nastolatek - zaśmiał się chłopak - To musi być ktoś, kto wprowadził jakiś charakter w to show... Ktoś kto uwielbia wywiady... Wiesz kto to?
- Kto? - serio nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Bruno Mars.
Zakrztusiłam się kanapką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz