niedziela, 7 grudnia 2014

REKLAMUJĘ SIĘ

Hejka, jeśli spodoba się wam mój fanart możecie dać RT czy coś haha, tak to reklama https://twitter.com/Polish_Hooligan/status/541321680665460736

wtorek, 2 grudnia 2014

20 - Kilka centrymetrów nad ziemią

- Coś nie tak? - Emily jakby czytała w moich myślach.
- Nie, długa historia... Kiedyś ci opowiem - odpowiedziałam. Tak jakoś czułam, że zaprzyjaźnię się z tą dziewczyną. - A tak zmieniając temat... Kiedy znów przyjdziesz do studio?
- Za tydzień. A co?
- Nie nic, pytam z ciekawości. Mam nadzieję, że będziesz tam u nas jak najczęstszym gościem. Atmosfera jest super, ludzie też.
-  Tak? Sama nie wiem... Nie udało mi się tam nikogo poznać oprócz ciebie... - westchnęła.
- Zobaczysz za tydzień. Zobaczysz ich wszystkich - uśmiechnęłam się.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakie to idiotyczne uczucie jak jedna z najważniejszych dla ciebie osób nagle przestała się do ciebie odzywać. Uwaga, ogłaszam: Bruno ma mnie w dupie.
Dobrze, że jest za to Emily, z którą spotykałam się dzień w dzień przez cały tydzień. Lepiej się poznałyśmy. Była naprawdę ogromną fanką Bruna, znała każdą jego piosenkę, każdy szczegół jego życia... Zupełnie jak Camila. Teraz będąc w LA, ma nadzieję, że w końcu go zobaczy. Tak, dokładnie - nie widziała go nigdy i nie była na żadnym jego koncercie. Tymczasem jutro pozna go osobiście.

Przyszłam do pracy. Tam czekali na mnie chłopacy i powiedzieli mi jaki jest plan powitania Emily.
- Hej - Emily weszła do studio i usiadła na kanapie koło mnie. - Gdzie Ryan?
- Chyba załatwia coś w biurze, poczekasz tu?
- Jasne.
Przeszłam do innego pokoju i patrzyłam przez szybę jak mają się sprawy. Phil właśnie przeszedł koło niej, spokojny i opanowany.
- Tak, tak, jest w biurze, chodź! - przyszłam z powrotem z trudem powstrzymując śmiech.
- Chyba mam jakieś omamy... - powiedziała.
- Co jest?
- Widziałam tu Philipa Lawrence...
- Kogo?
- Przyjaciela Bruna, mówiłam ci o nim.
- Chyba ci się przewidziało. Chodź do biura!
Tam oczywiście czekali wszyscy. Emily zamarła. Bruno wstał z krzesła i uśmiechnął się do niej. Dziewczyna nie mogła się ruszyć.
- To przecież...
- Hej Emily - Bruno podszedł do niej i przytulił ją.
Do niej chyba jeszcze nic nie docierało.
- To się nie dzieje... To ty? Bruno? Nie, przecież... - i nagle popłakała się.
Bruno jedynie zaśmiał się, spojrzał na nią i cicho wyszeptał:
- Nie płacz...
Jego głos był tak idealny, że aż mnie przeszły ciarki. Ale no tak, dziś nawet się ze mną nie przywitał.
Wyjaśniliśmy Emily wszystko. Ona nie odstępowała Bruna ani innych Hooligans na krok. To było dla niej zbyt idealne. Ja stałam z boku, nie zwracając na siebie uwagi. Może teraz to Emily stanie się zauważalną dziewczyną w naszej grupie?
Wszyscy dali dziś sobie trochę luzu i spędzili dzień na rozmowach. Bruno ciągle siedział koło Emily. Po pewnym momencie wyciągnął ręce na szerokość kanapy, na której siedział. Kiedyś to dla mnie tak robił. Byłam zazdrosna jak nikt.
Hoolignans powoli rozchodzili się do domów, nie wiem czemu tam zostałam, może po prostu moje zauroczenie Brunem nie pozwoliło mi sobie pójść? Tak czy siak po kilku godzinach w studio byłam tylko ja, Phil, Bruno i Emily. Ja jedynie co jakiś czas gadałam z Philem. Bruno i Emily natomiast coraz lepiej czuli się w swoim towarzystwie.
- Chyba będę się zbierać.. - Emily wstała z kanapy.
Wiem, że to super dziewczyna, ale od jakiegoś czasu o niczym innym nie marzyłam. Idź, błagam.
- Odprowadzę cię - Bruno poszedł za nią.
- Nie, trafię - zaśmiała się, a Bruno chwycił ją za rękę.
Miałam dość.
- Wszystko w porządku? - Phil zauważył jak po moim poliku spłynęła łza.
- Tak, tak, muszę iść do łazienki... - odparłam i zamknęłam się w toalecie.

* * *
Ta cała Emily była naprawdę super. No, może ona pozwoli mu jakoś zapomnieć o Amy? Ech, niech Amy wie, że ze spokojem przyjmuje do wiadomości jej związek. Co z tego, że tak nie jest.
Bruno postanowił odprowadzić Emily do domu.
- Ej, Bruno, pozwolisz na chwilę? - Phil zawołał go. - Co ty wyprawiasz? - szepnął.
- No co?
- To ja się pytam. Zlewasz Amy jak tylko możesz... Wytłumaczysz mi o co chodzi?
- Jest z Adamem, więc co, mam ją podrywać?
- Nie, ale przecież nadal się przyjaźnicie... Chyba, że... - Phil uniósł jedną brew. - Ktoś tu jest zazdrosny.
Bruno nie odpowiedział.
- Stary, podoba ci się?
- Przestaniesz mnie w końcu pytać o Amy?
Phil zaśmiał się.
- Bo co? Bo masz sekrety przed swoim najlepszym kumplem?
- Jestem w niej zakochany, pocałowaliśmy się, myślę o niej codziennie, zadowolony?
- Chyba zbyt dużo mnie ominęło - Phil poprawił okulary. - Powiedz jej.
- Po co?
- Racja, lepiej podrywać inne laski.
- No a co mogę zrobić? Jest zakochana w tamtym...
- Nie byłbym tego taki pewien. Wiesz gdzie ona właściwie jest?
- Nie wiem, pewnie poszła do domu...
- A właśnie, że nie. Widziałem jak ciągle udawała, że nic ją nie rusza. Ale nie wytrzymała, popłakała się, Bruno. Teraz siedzi zamknięta w łazience. Chyba wiesz co powinieneś zrobić? Ja odprowadzę Emily... Idź do Amy, Bruno.

* * *
Pobeczałam się. Naprawdę się pobeczałam. Nagle ktoś zapukał w drzwi łazienki.
- Zajęte - odparłam.
- Amy, otwórz - głos Bruna?
Otworzyłam. Wyglądałam co prawda koszmarnie, miałam rozmazany makijaż i załzawione oczy, ale nie bardzo mnie to teraz obchodziło.
Bruno oparł rękę o ścianę, a drugą ręką delikatnie dotknął mojej dłoni. Niezależnie od sytuacji - zawsze były te ciarki na mojej skórze.
- Możemy pogadać?
- O czym? O tym, że masz mnie w dupie? O tym, że byłam jedną z milionów dziewczyn pocałowanych przez ciebie? Teraz już szukasz innej... No tak, gwiazdy przecież mają do tego prawo.
- Słucham? - Bruno skrzywił się.
- Nic dla ciebie nie znaczyło to, co się stało. Zaliczyłeś kolejną dziewczynę, gratulacje, twój plan się powiódł.
- Amy, co ty wygadujesz..
- To co słyszysz. Od początku tak miało być? Nie byliśmy nawet żadnymi przyjaciółmi czy co? Jesteś typową gwiazdeczką, jak już przedtem mówiłam... Rozkochujesz w sobie dziewczyny, a potem je olewasz. Nienawidzę cię!
Chciałam zatrzasnąć drzwi, ale on przytrzymał je nogą.
- Przecież ty nawet nie byłabyś mną zainteresowana. Jesteś z Adamem...
- Słucham?
- Widziałem was, Amy. Jak się przytulacie, całujecie i trzymacie za ręce... A potem sam mi o was powiedział. I wiesz co? - przerwał na chwilę i zaśmiał się. - Jestem cholernie zazdrosny.
- Adam ci to powiedział? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - My nie jesteśmy razem, Bruno... Przysięgam. Wtedy w parku gadaliśmy o nas, o mnie i o tobie, że ciągle się przytulamy, trzymamy za ręce i przez to wyglądamy jak para... Przysięgam, Bruno.
- A ja nie jestem typową gwiazdeczką. Stwierdziłem, że chyba muszę wybić sobie ciebie z głowy - uśmiechnął się.
- Byłam pewna, że gdy tylko się tobą zauroczyłam to szukałeś kolejnej...
- Zauroczyłaś się mną? - spojrzał na mnie i przygryzł wargę.
- A ty chciałeś sobie wybić mnie z głowy? - zaśmiałam się.
Bruno odgarnął moje włosy z twarzy i uśmiechnął się.
- Chciałem, ale już nie chcę. - szepnął. - A wiesz dlaczego? Bo jestem w tobie zakochany.
- Co takiego?
- To co słyszysz. Kocham cię, złotko. - powiedział i delikatnie ucałował moją dłoń.
W tym momencie czułam się, jakbym unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Było najlepiej na świecie.

poniedziałek, 24 listopada 2014

19 - Nie ma teraz Bruna, jest za to Emily.

- O, Adam. Amy nic mi o tobie nie mówiła. Jesteście parą? Od kiedy?
- Od pewnego czasu - zmyślał chłopak. - Spotkaliśmy się parę razy po jej zerwaniu z Louisem i samo jakoś wyszło.
- Pójdę już... - odpowiedział cicho Bruno.
- Tylko się do niej za bardzo nie zbliżaj - krzyknął na koniec Adam.
Bruno nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Życie najwidoczniej nie jest komedią romantyczną.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Zaczął się nowy tydzień, z czym wiązał się mój powrót do pracy. Podzieliliśmy się obowiązkami z Ryanem i stwierdziłam, że bardzo dobrze będzie nam się pracowało. Myślałam, że ogólnie będzie super jak już wrócę do pracy - że może tamten pocałunek rzeczywiście coś znaczył dla Bruna, że może rzeczywiście mu się podobam i będzie mi poświęcał jeszcze więcej czasu niż zwykle. Ale nie robił tego.
- Ja lecę, chłopaki! Pa! - pożegnałam się z nadzieją, że może choć wtedy Bruno sobie o mnie przypomni.
- Do jutra! - odpowiedzieli Hooligans. Wszyscy oprócz Bruna.
Phil od razu to zauważył i lekko go szturchnął.
- Co jest? - zdziwił się i spojrzał w moją stronę. - A tak, do jutra Amy.
O co chodzi? Może ma gorszy dzień.

Pod wieczór zadzwonił do mnie, przez co od razu się uśmiechnęłam. Jednak nie na długo pozostałam uśmiechnięta.
- Amy, zostawiłaś w pracy swoją bluzę - powiedział bez przejęcia. - Mam ją wziąć?
- Jeśli możesz. A może przyszedłbyś do mnie? Obejrzelibyśmy jakiś film, ewentualnie mecz czy co ty tam chcesz i przy okazji przyniósłbyś bluzę?
- Nie, nie mam czasu.
- Yhm.
- Pa, Amy.
Aż dziwne, że przy takiej wymianie zdań ani razu nie padło słowo "złotko".
A potem w nocy dziwnie było zasypiać bez jego "dobranoc".

* * *
Przyszła rano do pracy, a on nie wiedział jak ma się zachować. Może się nie wtrącać w jej życie? Ten cały Adam nie kazał się do niej za bardzo zbliżać. Ale w sumie chyba nadal są Z Amy przyjaciółmi... Choć trudno będzie udawać tego przyjaciela. I jeszcze będzie się spotykała z tym tamtym typem? Co ona w nim widzi? Coś na pewno i to on jest teraz od przytulania jej i trzymania za rękę.
- Ej, stary - wyrwał go z zamyśleń Phil. O, Amy idzie.
- A tak, do jutra Amy - bo co mógł powiedzieć?

* * *
Dni mijały jakoś tak głupio, nudno. Bruno nie był ciągle koło mnie, oddalał się. Może czeka, aż ja sama coś zrobię?
- Hej, Bruno! - przywitałam się pogodnie i usiadłam koło niego.
- Cześć - przeglądał jakieś kartki, nawet na mnie nie spojrzał.
- Pracujecie teraz nad czymś konkretnym? Czy po Superbowl daliście sobie trochę luzu?
- A wiesz, trasa jeszcze trwa i te sprawy. A potem będzie trzeba się wziąć za pisanie trzeciego albumu.
- To super - uśmiechnęłam się i położyłam swoją rękę na jego.
Cofnął ją. Zwyczajnie ją cofnął.
- Muszę przedyskutować coś z chłopakami, przepraszam cię - i wyszedł.
"Jasne" - pomyślałam. Dlaczego wszystko tak bardzo zmieniło się po tym pocałunku? Co było nie tak?
Weszłam do pokoju, gdzie aktualnie siedział Ryan i załatwiał jakieś sprawy. Siedziała koło niego jakaś dziewczyna, mniej więcej w moim wieku.
- To ja nie przeszkadzam - szybko cofnęłam się.
- Nie, Amy, wejdź. - polecił mi Ryan. - To moja kuzynka, Emily.
- Miło mi, Amy - uśmiechnęłam się.
Emily była niziutką blondynką o ślicznych, dużych, niebieskich oczach. Biło od niej pozytywną energią, czułam, że była przepełniona optymizmem. Uśmiechnęła się pogodnie.
- Emily będzie tu do nas przychodzić co jakiś czas, może nawet i pomagać mi w niektórych sprawach. Jeśli to nie sprawia ci kłopotu - rzekł Ryan, a potem zabrał mnie na stronę. - Ona jeszcze nie wie, że pracujemy dla Bruna, Amy. Nie widziała go. A ja? Nigdy nic nie mówiłem jej o mojej pracy. Tak naprawdę rzadko kiedy się widywaliśmy. Teraz przyleciała do Los Angeles zupełnie sama i rozumiesz... Tak czy siak chcę jej zrobić niespodziankę, bo jest wielką fanką Bruna. Ale jeszcze nie teraz. Pewnie zastanawiasz się po co ci o tym mówię. Chcę po prostu, żebyś dopilnowała, żeby chłopacy nie wychodzili z pokoju nagrań, póki Emily nie wyjdzie. Przy następnym spotkaniu wszystkiego się dowie - uśmiechnął się.
Pomyślałam sobie jak bardzo to kochane. Jest fanką Bruna, a kuzyn, z którym nigdy nie miała dobrych relacji, chcę zrobić jej taką niespodziankę. Aż przypomniało mi się jak to ja zaprosiłam swoją siostrę Camilę na mój wywiad z Brunem. Jak bardzo była wtedy ucieszona. Tęsknię za nią.
- Jesteś kochany z tą całą niespodzianką. Jasne, że dopilnuję chłopaków - zaśmiałam się i poszłam do nich.
Hooligans śmiali się, o czymś gadali. A Bruno siedział jakby zmartwiony w kącie. Coś było nie tak. Może po prostu spytam?
- Co się dzieje?
- Nic się nie dzieje - wow, uśmiechnął się do mnie, pierwszy raz od tygodnia. Jednak zbyt sztuczny był ten uśmiech.
- Przecież widzę. - delikatnie go objęłam. Ten chwycił moją rękę i zdjął ją ze swojego ramienia.
- E tak, mam jakieś takie gorsze dni...
- Gorsze dni? - zaśmiałam się z ironią. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale dostałam smsa od Ryana, że Emily już wyszła. Ja także postanowiłam wyjść.
Stwierdziłam, że przejdę się pieszo do domu. Po drodze spotkałam Emily, wyglądała na zagubioną w tym wielkim mieście.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Hej... Nie wiesz przypadkiem gdzie znajdę tę ulicę? Znów się pogubiłam. Mam się tam dziś wprowadzić...
- Ej, ale to moja ulica! Dom zupełnie koło mnie - zdziwiłam się.
- W takim razie chyba zostaniemy sąsiadkami - uśmiechnęła się.
Potem razem postanowiłyśmy się przejść, trochę pogadałyśmy. Ale ja cały czas myślałam o zachowaniu Bruna.
- Coś nie tak? - Emily jakby czytała w moich myślach.
- Nie, długa historia... Kiedyś ci opowiem - odpowiedziałam. Tak jakoś czułam, że zaprzyjaźnię się z tą dziewczyną. - A tak zmieniając temat... Kiedy znów przyjdziesz do studio?
- Za tydzień. A co?
- Nie nic, pytam z ciekawości. Mam nadzieję, że będziesz tam u nas jak najczęstszym gościem. Atmosfera jest super, ludzie też.
-  Tak? Sama nie wiem... Nie udało mi się tam nikogo poznać oprócz ciebie... - westchnęła.
- Zobaczysz za tydzień. Zobaczysz ich wszystkich - uśmiechnęłam się.

sobota, 22 listopada 2014

18 - Komedie romantyczne są idiotyczne.

Miałam dłuższą przerwę, ale ogólnie to powracam! :)) Napiszcie czy w ogóle wam się podoba, od teraz zacznie się naprawdę rozkręcać, bo mam już pomysł! Odcinek z dedykacją dla Klaudii.

I przesiedziałam z nimi cały wieczór, gadając o wszystkim. O Louisie przestaliśmy już po chwili. Chyba rzeczywiście nie było warto. A Bruno? Gdy tylko Phil wychodził albo się odwracał, to chwycił mnie za rękę, to mnie przytulił.
- W sumie masz rację - zaczął nagle. - Faceci to idioci.
A ja uśmiechnęłam się.
- No, może nie wszyscy.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mijały dni. Wszystko niby było po staremu, normalnie. Dopiero pewnego dnia coś się zmieniło. Poszłam do studia, niby dzień jak co dzień. Niespodziewanie ktoś nowy pojawił się tam z chłopakami.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej, Amy - powiedział Bruno. - To jest Ryan. Mój dawny menadżer, miał jednak długą przerwę, wyjazdy i te sprawy. Ale wrócił.
- Ale to znaczy, że...
- Amy, dalej tu pracujesz, złotko - przerwał mi i zaśmiał się. - Po prostu będziesz dzielić swoje obowiązki z Ryanem.
- Hej, miło mi. Bruno opowiadał mi o tobie. W sumie to dużo gadał - uśmiechnął się Ryan i podał mi rękę - Możesz wrócić do domu, jeśli chcesz. Muszę na nowo wkręcić się w pracę.
- Tak, weź sobie wolne, Amy.
W sumie pomyślałam: dlaczego nie? Wróciłam do domu, trochę pospałam, trochę pooglądałam telewizję, zupełny dzień odpoczynku. A potem postanowiłam się przejść. O, znajoma twarz. Zauważyliście, że zawsze spotykam go na spacerach?
- Hej, Amy. - Adam uśmiechnął się,
- Cześć.
- Przejdziemy się?
Ten cały Adam był naprawdę spoko. Pochodziliśmy, pośmialiśmy się. Często zaczynał temat Bruna, mówił, że boi się, że woda sodowa uderzy mu do głowy od tej sławy i że to wszystko, ta nasza przyjaźń, może nie przetrwać. Nie przejmowałam się jednak tym, co mówił.
- Co się stało przy naszym ostatnim spotkaniu? O ile mogę wiedzieć.
- Ech, mój chłopak, znaczy no, były chłopak, nieważne. - nie umiałam się nawet wysłowić.
- Dobra, rozumiem - uśmiechnął się i chwycił mnie za rękę.
- Co robisz?
- Nic. Myślałem, że to nie kłopot.
- Chyba za mało się znamy.
Umilkliśmy. Adam był przystojny, fakt, ale jakoś... Nie wiem. Nie chciałam tego wszystkiego.
Po jakimś czasie wróciłam do domu. Wzięłam do ręki komórkę. Co to? 2 nieodebrane połączenia. Louis. Czy oddzwoniłam? Oczywiście!
- Cześć, słońce. - że nie było mu wstyd.
- No cześć.
- Co u ciebie, dzwoniłaś.
- Parę dni temu, nie zauważyłeś?
- Przepraszam, Mam teraz dużo pracy
- Pracy, mówisz? - zaśmiałam się. - To może ja też popracuję i będę się zajmować zdradzaniem mojej drugiej połówki.
- Słucham?
- Louis, chociaż bądź szczery, bo mam dowody. Zresztą o czym my tu rozmawiamy, do widzenia!
Nie miał chyba wymyślonej historyjki, bo już nie oddzwonił. W sumie dobrze.
Najpierw Adam, potem Louis, z jakim jeszcze chłopakiem zamienię parę zdań?
Dzwonek do drzwi. Bruno.
- Mogę wejść?
- Jasne - uśmiechnęłam się. - Jak w pracy?
- Normalnie, Nudno bez ciebie.
- Wiem to przecież - zaśmiałam się. - Może obejrzymy jakiś film? Zrobię popcorn.
Włączyliśmy jakąś komedię romantyczną, aż dziwne, że Bruno się na to zgodził, w końcu jest facetem.
Nagle dostałam smsa. Adam?
"Cześć, może spotkamy się jutro?"
Nie miałam nic do roboty, bo moje wszystkie obowiązki chciał przejąć Ryan na cały tydzień. Potem miałam wrócić. Odpisałam, że się zgadzam.
- Z kim tak piszesz?
- Z nikim.
- Mam się czuć zazdrosny? - uśmiechnął się.
- Nie, spokojnie.
W filmie właśnie główni bohaterowie wyznali sobie miłość, ja skakałam z radości, a Bruno dziwnie na mnie spojrzał.
- Następnym razem oglądamy jakiś mecz.
- Jak wolisz.
W tym momencie w filmie pocałowali się.
- To bez sensu. Przecież znają się tydzień.
- I co z tego? Zakochali się w sobie!
- Nie, nie, nie. To nie może być jeszcze miłość. To jest jakieś idiotyczne.
- Sam jesteś idiotyczny!
- Ale przedtem nic do siebie nie czuli! Poznali się przed chwilą i już się w sobie kochają? W sumie jakiś obcy facet pocałował ją, choć nie umawiali się ze sobą ani nic. Nigdy nawet nie pomyśleli o sobie jako para! Dobra, facet facetem, ale dlaczego ta dziewczyna nie zareagowała? To tak, jakbym ja cię teraz pocałował!
Na chwilę zapadła cisza. Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Uważasz, że to identyczna sytuacja?
- Prawie, bo my znamy się o wiele dłużej. Czyli wyglądałoby to tak - Bruno wstał z kanapy - że ty położyłabyś się na kanapie...
- O tak? - położyłam się i się zaśmiałam.
- Dokładnie. A ja stanąłbym nad tobą - Bruno wszedł na kanapę, oparł ręce i pochylił się nade mną ze śmiechem. - I byśmy się pocałowali.
Zaczęliśmy się do siebie przybliżać ze śmiechem. Nasze usta były już blisko siebie, gdy nagle Bruno odsunął się.
- Przecież to zupełnie idiotyczne! - zawołał.
- Racja.
Ale poczułam jakiś dziwny niedosyt. Chciałam w tym momencie, żeby mnie pocałował, naprawdę chciałam. To dziwne? Nie wiem. Ale Bruno też chyba nie wiedział co robić. Spojrzał się na mnie, wciąż pochylając się nade mną. Ja jedynie się uśmiechnęłam. Zarzuciłam swoje ręce na jego szyję, a on przybliżył się. A nasze usta rzeczywiście złączyły się w pocałunek, zupełnie jak w tej "idiotycznej" komedii romantycznej. Na chwilę zapomniałam o całym świecie.
- Nie, przepraszam, to było głupie. - Bruno podniósł się. - Pójdę już.
I nie zdążyłam nic powiedzieć, a on wyszedł. Znów miałam te ciarki.

Następnego dnia rzeczywiście spotkałam się z Adamem. Chłopak był niesamowicie miły, uroczy. Czasem zarzucał jakimś podrywem, z którego oboje się śmialiśmy. Ja jednak cały czas myślałam o wczorajszym wieczorze. Czy to coś dla niego znaczyło? A co to dla mnie znaczyło?
- W sumie to czasem z Brunem wyglądacie jak para - akurat zaczął o tym mówić.
- Dlaczego? - zaśmiałam się.
- No nie wiem. - nagle Adam spojrzał w jakieś konkretne miejsce i uśmiechnął się. - Trzymacie się za ręce, o tak - i chwycił moją dłoń - śmiejecie się ze wszystkiego - w tym momencie zaśmiał się i tym śmiechem zaraził i mnie - no i też czasem się obejmujecie - objął mnie. - W tym momencie my też wyglądamy jak para.
- Racja... - zaczęłam się nad tym zastanawiać.
- Jeszcze niedługo zaczniecie się całować - musiał to powiedzieć?
- Nie no, jesteśmy przyjaciółmi... - byłam taka zamyślona, że nawet nie za bardzo zwracałam uwagę na to co robi Adam: że mnie obejmuje, że ciągle na mnie patrzy.
- Ale dla mnie ty nie jesteś żadną przyjaciółką, znajomą. Podobasz mi się Amy. - ucałował mój policzek.
- Adam, ale.. Ja przepraszam, ja chyba muszę już iść - wszystko zaczynało do mnie docierać. Podobam mu się. Bardzo mu się podobam.
- Dobrze, no to pa - przytulił mnie. - Do następnego razu!
Adam zachowywał się jakoś dziwacznie. Podobałam mu się, okej, ale coś mi tu nie pasowało. A tak właściwie to czemu ja się dawałam? Aż tak się zamyśliłam? Nie mogę się już z nim spotykać, nie chcę... Jest ktoś ważniejszy, naprawdę jest ktoś ważniejszy... Bruno.

* * *
Wczoraj rzeczywiście pocałował Amy. Myślał o tym cały dzień. Po wyjściu z pracy postanowił się przejść i zastanowić się nad wszystkim. Ej, zaraz... To chyba ten Adam. Z Amy? Co oni robią?
Adam spojrzał się na niego i patrzył tak przez dłuższy czas. Bruno wciąż ich obserwował. Chwycili się za ręce? Nawet się objęli. Pocałował ją w policzek, przytulił i się rozeszli... Czemu Amy nic nie mówiła o Adamie? Są parą? Tak to wygląda.
Bruno poszedł dalej, a po poliku spłynęła mu jedna mała łza. Był zazdrosny. Chyba cholernie mu na niej zależy. Czuje coś do niej. Naprawdę coś czuje. A ten pocałunek znaczył dla niego wszystko.
- Czemu tak z niedowierzaniem patrzyłeś w naszą stronę? - odezwał się znajomy głos. Za nim stał Adam, z wielki uśmiechem na twarzy.
- O, Adam. Amy nic mi o tobie nie mówiła. Jesteście parą? Od kiedy?
- Od pewnego czasu - zmyślał chłopak. - Spotkaliśmy się parę razy po jej zerwaniu z Louisem i samo jakoś wyszło.
- Pójdę już... - odpowiedział cicho Bruno.
- Tylko się do niej za bardzo nie zbliżaj - krzyknął na koniec Adam.
Bruno nie miał pojęcia co się z nim dzieje. Życie najwidoczniej nie jest komedią romantyczną.

17 - Faceci to idioci. No, może nie wszyscy.

- Było genialnie! - zawołałam i chciałam do niego podbiec, ale... Poślizgnęłam się. Tak, było tak blisko upadku, ale... On mnie złapał. Podbiegł i złapał mnie. Odgarnął włosy z mojej twarzy i zaśmiał się.
- Uważaj na siebie, złotko. - powiedział, po czym poszedł się przebrać.
Przy nim zapominałam o wszystkim. O wszystkich. O Louisie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Znów mijały dni w jego towarzystwie. A Louis się nie odzywał. Dzwoniłam, a ten nie odbierał. Zaczęłam się martwić. Może coś się stało? A może nie chce utrzymywać już ze mną kontaktu? Czemu tu ze mną nie wyjechał? Może zadzwonię jeszcze raz? Nie, wyjdę na głupią.
- Co jest? - przysiadł się Bruno.
- Nic.
- Siedzisz i co chwilę sprawdzasz telefon. No powiedz.
- No bo Louis... Nie odzywa się.
- To sama do niego zadzwoń!
- Już dzwoniłam, nie odbiera.
- Może jest zajęty - Bruno poklepał mnie po ramieniu.
- Może.
- Ej. Nie będziesz tak siedzieć cały dzień w domu. Może się przejdziemy?
Poszliśmy na spacer. Bruno co chwilę się uśmiechał, czasami chwytał mnie za rękę, od tak. Wtedy też się uśmiechałam.
Nagle z daleka ujrzałam znajomą twarz. Adam.
- No proszę, widzę, że wy coś razem... - zaczął.
- Przyjaźnimy się, jeśli o to ci chodzi. - przewróciłam oczami.
Nagle zadzwonił mój telefon. Meg? Jak ja dawno jej nie słyszałam. Tęsknię za nią.
- Hej, Meg! Czemu dopiero teraz? Smutno tu bez ciebie.
- Hej... Wiem, może powinnam była częściej dzwonić. Ale teraz mam konkretny powód. - wyczułam w jej głosie niepokój.
- Coś się stało?
- Tak... Dużo się stało. Nie będę owijać w bawełnę, chodzi o Louisa.
- Coś mu się stało? Miał wypadek? Może dlatego się nie odzywał! Meg, co z nim!?
- Nie, nie. Jest zdrowy. Tylko po prostu durny.
- Co jest, Meg?

* * *
Zadzwoniła do niej Meg. To była ta jej przyjaciółka. A ten Adam? Też chyba jakiś znajomy z dawnej pracy, kojarzył go. Amy wydawała się być zaniepokojona rozmową. Coś się stało, coś nie było okej.
- Amy, jest wszystko w porządku? - spytał, gdy się rozłączyła.
Nie odpowiedziała. Chyba nawet po jej policzku spłynęła łza.
- Amy?
Patrzyła chwilę na ekran telefonu, a potem bez słowa gdzieś pobiegła.
- Amy! - chciał za nią pobiec, ale ten cały Adam go zatrzymał.
- Chyba nic ci teraz nie powie. Ale za to ja ci coś powiem, gwiazdeczko. Udajesz jej przyjaciela, a może chcesz rozkochać w sobie kolejną laskę? Jeśli jakkolwiek chcesz ją wykorzystać...
- Stary, też jestem człowiekiem. Zostaw mnie w spokoju.
Widział tylko jak Adam patrzy na niego ze złością. Co to za koleś? A co go w sumie łączy z Amy? Czy on też uważa, że każda gwiazda to pewna siebie, zarozumiała osoba?
Nieważne. Teraz czas znaleźć Amy.

* * *
Nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Co za dupek. On miał czelność zapraszać mnie do siebie. Byłam w jego domu, a on nic sobie z tego nie robił.
- Amy, jesteś! - znalazł mnie w studio. - Powiesz, co się stało?
- Czemu faceci to idioci?
- Dziękuję bardzo - uśmiechnął się i przysiadł się koło mnie.
- Meg widziała go z inną. - przerwałam na chwilę, żeby zebrać w sobie myśli - W sensie Louisa. Nawet przesłała mi zdjęcie jak się całuje z jakąś dziewczyną. Jest świnią! Jeszcze z nim mieszkałam. - mówiąc to, udawałam, że jestem twarda, że to nic, ale gdy tylko mogłam odwracałam głowę, żeby nie widział moich łez.
Nagle Bruno dotknął swoją ręką mojej głowy i obrócił ją delikatnie w swoją stronę. Przeszły mnie ciarki, jak to zawsze bywało z Brunem, ale teraz jeszcze większe niż kiedykolwiek. Był tak blisko, patrzył się na mnie. Przetarł swoją ręką moje łzy.
- Pewnie myślał, że związek z tak piękną kobietą to tylko sen i że na ciebie nie zasługuje. - Bruno obrócił wszystko w żart. Ale mówił wszystko powoli i ciągle patrzył w moje oczy. Odgarnął moje włosy, które opadły mi na twarz. - Nie płacz.
Przysunął się bliżej.
- Kochasz go?
- Nie wiem. Ja już od dłuższego czasu nie wiem, kim on jest dla mnie. Nie wiem, kim są dla mnie niektórzy ludzie.
- A ja kim jestem?
Nagle do środka wszedł Phil. Nie wiem co by się stało, gdyby wtedy się nie pojawił. Nie wiem co odpowiedziałabym Brunowi. Bo ja nie wiem, kim on dla mnie jest.
- Co wy tu robicie?
- Nic, siedzimy, gadamy. - powiedział Bruno i delikatnie mnie objął.
- Płakałaś? - przykucnął koło mnie Phil
- Bo faceci są idiotami - zaśmiał się Bruno.
- Ach, no i są wszyscy tacy sami!
- I czasem nawet nie wiemy kim oni właściwie są i co robią w naszym życiu - Bruno spojrzał na mnie i przygryzł dolną wargę.
- Ale faceci chyba też tak mają z dziewczynami - uniosłam jedną brew.
- Może niektórzy. - uśmiechnął się.
I przesiedziałam z nimi cały wieczór, gadając o wszystkim. O Louisie przestaliśmy już po chwili. Chyba rzeczywiście nie było warto. A Bruno? Gdy tylko Phil wychodził albo się odwracał, to chwycił mnie za rękę, to mnie przytulił.
- W sumie masz rację - zaczął nagle. - Faceci to idioci.
A ja uśmiechnęłam się.
- No, może nie wszyscy.

piątek, 21 listopada 2014

16 - Superbowl

Po wyjściu Louisa wzięłam do ręki telefon. 10 nieodebranych połączeń, wszystkie od Bruna. A może miał mi coś do powiedzenia? Może coś da się... Nie no. Już nie dzwoni. Może chciał po prostu udawać miłego. To już nieważne, nie mogę o nim myśleć. Bruno Mars znów jest obcą mi gwiazdą.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Wymyśliłeś coś, Phil? - zapytał Bruno, gdy ten wszedł do studio.
- Co miałby wymyślić? - spytał Jamareo.
- Wiesz, Amy i Bruno... Trochę się pokłócili.
- Po prostu Phil wpadł na durny pomysł.
- A teraz mam chyba mniej durny.
- Jaki? - Bruno wstał z fotela.
- Jedź do niej.
- Co?
- Do Polski. Jak najszybciej.
- Proszę cię, jak jej chłopak mnie zobaczy... No a poza tym za dwa tygodnie Superbowl...
- Jak chcesz - uśmiechnął się Phil i razem z resztą Hooligans weszli do pokoju, gdzie były wszystkie instrumenty.
Bruno z powrotem usiadł na fotel. Może warto zadzwonić jeszcze raz? Może odbierze? Musiał jej coś powiedzieć. Musiała wiedzieć, że jest dla niego ważna.

* * *
Wahałam się. Co miał mi do powiedzenia?
- Halo?
- Amy, kobieto, nareszcie odebrałaś! Nie zrozumiałaś mnie. Zastanawiałem się po prostu czy może nie wolisz zostać tam, ze swoim chłopakiem. Może ty nie chcesz tej pracy? Bez względu na odpowiedź, pamiętaj, jesteś dla mnie bardzo ważną osobą i nie chcę, żeby nasz kontakt się urwał.
- Jestem? Jestem ważną osobą? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak, a jeśli mi nie wierzysz, to mogę nawet przylecieć tam do Polski, żeby ci to udowodnić.
- Nie. Nie. Ja... Ja chciałabym wrócić. Bardzo. Bruno. Przecież Superbowl niedługo. O wszystkim zupełnie zapomniałam... Ale nie mam teraz pieniędzy na bilet.
- Spokojnie, złotko. - uśmiechnęłam się do słuchawki po tych słowach. Wszystko czego teraz pragnęłam to przytulić go. - Masz czas. Wykombinujesz coś. A jeśli nie, to może ja jakoś pomogę.
W tym momencie do domu wrócił Louis.
- Muszę iść - rozłączyłam się.
- Hej, kotku.
- Hej... - powiedziałam niepewnie. Znów bardzo zbliżyłam się do Louisa i w sumie to nie chciałam go opuszczać.
- Jednak jestem potrzebna w tej pracy... Tej, co ci mówiłam.
- Co to za zmiana? - Louis zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak.
- To długa historia. Ale ja nie chcę naszej rozłąki.
Może naprawdę powinnam pojechać tam z nim? Przecież nie wkurzyłby się chyba, że moim szefem jest Bruno.
- Ja też nie, kochanie, ale chyba musimy to przeboleć. Będziemy się odwiedzać.
- Ale w sumie... Dlaczego nie wyjedziesz ze mną? Przecież nic cię tu nie trzyma!
Louis wydał mi się wtedy lekko zakłopotany.
- Nie, nie. Ja zostanę tutaj. Nie umiałbym tam funkcjonować i...
- Louis, co się dzieje?
- Dobrze mi tutaj.
Nie zamierzałam kontynuować tej rozmowy. Louis powiedział jedynie, że może pożyczyć mi pieniądze na bilet. Jakby zupełnie się tym nie przejął. Nie rozumiałam tego.
Tydzień później znów leciałam do tego USA, które tak odmieniło moje życie. Z Louisem nie pożegnałam się tak czule, jak poprzednio. Czasem był dla mnie wszystkim, czasem zwykłą osobą. Zmieniało się to z dnia na dzień.
A po przylocie znów zobaczyłam tą pogodną twarz Bruna. Objął mnie na powitanie. Na chwilę oparłam głowę o jego ramię. Bruno spojrzał mi w oczy i splótł nasze ręce.
- Jak było? - zapytał.
- Nie wiem. Momentami dziwnie.
- Wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi?
- Wiem.

Znów było świetnie. Dzień w dzień z tymi chłopakami. Aż tu nagle zbliżało się Superbowl. Nie byłam na żadnych próbach, ponieważ Bruno mi zabraniał. Mówił, że zobaczę wszystko tego dnia.
No i nadszedł ten dzień.
Mecz się już zaczął, pierwsza połowa. Bruno przygotowywał się do występu. Stanął przed lustrem i próbował zawiązać swój krawat.
- Daj, widzę, że sobie nie radzisz - zaśmiałam się, po czym założyłam mu krawat i poprawiłam jego koszulę.
On niespodziewanie chwycił moje ręce. Od mojego powrotu stał się jakiś... Jeszcze bardziej przejmujący się mną. Był po prostu uroczy. Uśmiechnął się i na jego twarzy pojawiły się dołeczki.
- Będzie świetnie, nie stresuj się! - chciałam pocałować jego policzek, ale ten nagle, słysząc gdzieś swoje imię, obrócił głowę, przez co mój buziak wylądował częściowo na ustach.
Bruno zaśmiał się.
- Nie rozpędzaj się tak, masz chyba chłopaka - po czym puścił do mnie oczko i poszedł.
Przeszły mnie ciarki. To było... To było takie dziwne. On przyjął to z taką łatwością i jeszcze śmiał się z tego. Był taki, taki... Nie umiałam tego opisać. Po prostu się uśmiechnęłam.

Występ się zaczął. Było genialnie, nie umiem tego opisać. Tak świetnie się go słuchało. Szczególnie, gdy zaczął śpiewać Just The Way You Are. Wszystko inne się zatrzymało. Był on, tylko on, co chwilę spoglądający na mnie.

Zaczęła się druga połowa meczu. Widzowie na stadionie i miliony innych przed telewizorami. I jedna ja - Amy Evans, na którą Bruno ciągle spoglądał.
- Było genialnie! - zawołałam i chciałam do niego podbiec, ale... Poślizgnęłam się. Tak, było tak blisko upadku, ale... On mnie złapał. Podbiegł i złapał mnie. Odgarnął włosy z mojej twarzy i zaśmiał się.
- Uważaj na siebie, złotko. - powiedział, po czym poszedł się przebrać.
Przy nim zapominałam o wszystkim. O wszystkich. O Louisie.

czwartek, 30 października 2014

15 - Zakłamany czy chcący jak najlepiej?

- Pędzę już - uśmiechnęłam się.
- Trzymaj się - ucałował mój policzek. - Do niedługo, możesz przyjechać z Louisem - zaśmiał się na pożegnanie.
Wsiadłam do taksówki, potem do samolotu... I zaczęłam sobie myśleć ile się wydarzyło. Kiedyś ten Bruno był mi taki obojętny, kiedyś go nienawidziłam, a teraz?
Tak naprawdę to był dopiero początek wszystkiego.

------------------------------------------------------------------------------------------
Znów te drzwi, które kiedyś z dumą nazywałam swoimi drzwiami. Teraz siedział tam smutny, samotny chłopak. Zadzwoniłam dzwonkiem, cały czas wydawał ten sam dźwięk, jak ja dawno tu nie byłam. Otworzył. Louis. Miał jeszcze łzy w oczach. Delikatnie go objęłam.
- Cześć - szepnęłam.
- Cześć.
Po godzinach przegadanych na temat Louisa i babci postanowiliśmy zmienić temat.
- A co ty w sumie robiłaś tam w Stanach? Przecież już nie masz tego swojego programu.
- Zatrudniłam się jako menadżerka.
- Serio? Kogo?
- A, nie znasz. - nie chciałam, żeby pomyślał sobie nie wiadomo co. Lepiej w ogóle o tym nie mówić. - Ale po jakimś czasie muszę tam wrócić, Lou. Do tej pracy.
- Co? Ale czemu nie zatrudnisz się gdzieś tutaj?
- Potrzebują mnie tam, nie mogę tak po prostu odejść.
Kłamstwo? Może małe. Ale zależy mi na tej pracy. I na tych ludziach. I na Brunie.
Louis nie zaproponował wspólnego wyjazdu, więc ja też go nie proponowałam. Może to lepiej, że nie wie.
Nagle dźwięk smsa. Bruno.
"Hej, mam nadzieję, że szczęśliwie tam doleciałaś, złotko. Odezwij się potem".
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Kto to?
- Co? Nikt. Jakaś głupia reklama.
- Amy, wiesz, że za tobą tęskniłem? Mimo tego wszystkiego co się działo...
- Ale właściwie co się działo? Do niczego nie doszło.
- Wiem właśnie. Przepraszam.
Louis popatrzył mi w oczy i delikatnie ucałował moje usta.
Po tym wszystkim powinnam chyba wykrzyczeć jak bardzo mi tego brakowało. Ale niczego szczególnego nie poczułam... To dziwne. Może to przez ten stres. Przecież go kocham.

Mijały dni spędzone w towarzystwie Louis'a, znów się do siebie zbliżyliśmy.
Mijały dni spędzone bez towarzystwa Bruna, a mimo tego też się do siebie zbliżaliśmy. Przez smsy i rozmowy, może to głupie, ale nie wiem co bym zrobiła bez niego. Zwykle bardziej doceniamy kogoś, gdy nie jest koło nas i tak właśnie było. On zawsze mnie pocieszał, jeju. To wspaniały człowiek.
- Wiesz, że niedługo muszę wrócić z powrotem, prawda?
- Wiem - jakby się tym nie przejął. Ten wyjazd, a mój pierwszy wyjazd i nasze odczucia... To nie było już to samo. Nie byliśmy załamani aż tak rozłąką. Ale przecież go kocham.

* * *
- Stary, ciągle z nią piszesz. - Phil usiadł na kanapie koło Bruna.
- Nie przesadzaj, jedynie tylko wieczorem. Poza tym musi wiedzieć co się dzieje wokół mnie skoro jest moją menadżerką, prawda?
- Już to widzę jak piszecie tylko i wyłącznie o pracy - zaśmiał się. - Amy wróci na Superbowl?
- Jasne, że tak.
- Ale wiesz, że to już za dwa tygodnie? Bruno, oni są w sobie zakochani i boję się, że ona jednak tam zostanie...
- Nie zostanie, wie, że to ważne.
- Jesteś jej szefem, a tam jest jej chłopak. Przemyśl to. Może nie powinieneś kazać jej wracać. Może lepsze byłoby poszukanie innej menadżerki? Ona ma tam swoje życie.
- Ale przecież... - Bruno zaczął pewnie. - My się przyjaźnimy. Tak? Przyjaźnimy się? - i zaczął się wahać.
Phil wstał z kanapy i zostawił Bruna z tymi dziwnymi myślami.

* * *
- Halo? - uśmiechnęłam się do słuchawki. Louis był w łazience, a ja gadałam lekko ściszonym głosem.
- Hej, Amy. Jest sprawa.
- Sprawa? Jaka?
- Może ty powinnaś tam zostać. Masz swoje życie i ogólnie to nie wiem czy to dobry pomysł, żebyś pracowała tu z nami i...
- Co? Zwalniasz mnie?
- Nie, Amy. To nie tak. Ja wiem, że ty nie chcesz tu wracać. Zostań tam.
- Przecież tu nie chodzi tylko o pracę. Przecież my się... Przyjaźnimy? Tak? Tak mi się zdawało.
- Przemyśl to.
- Czekaj. Rozumiem. Gwiazda się mną znudziła i znalazła kogoś lepszego?
- Słucham?
- Spokojnie, nie muszę tam wracać - w tym momencie z łazienki wyszedł Louis. - Do widzenia, szefie!
Schowałam komórkę do kieszeni i popatrzyłam na Louisa.
- O czym rozmawialiście?
- A wiesz, szef, on... On znalazł kogoś na moje miejsce i stwierdził, że...
- Zostałaś zwolniona? - uniósł jedną brew.
- Tak. Tak właśnie.
- Znajdziemy ci tu coś lepszego, nie martw się, kochanie. - delikatnie mnie objął.
A ja pocałowałam go i wtedy znów poczułam jak ważną osobą jest dla mnie Louis. Zakłamany świat gwiazd to jednak nie moja bajka. Louis był szczery.

* * *
- Jesteś idiotą - wrzasnął na Phila. - Zrozumiała przez to, że ją zwalniam. Że jestem zakłamany i że mam ją w dupie. Jesteś.. Jesteś idiotą, Phil!
- Bruno, spokojnie. Nie chciałem tego. Nie wiem co jej nagadałeś...
- Przyjaźniliśmy się! Dobrze o tym wiedziałeś!
- Ale ona ma swoje życie.
- Sugerujesz, że nie byłem jej częścią?
- Skąd mam to wiedzieć jak od pewnego czasu nic mi nie mówisz? Nie wiem jak jest między wami, Bruno. Też myślałem, że się przyjaźnimy.
- Ej no, stary, bo się przyjaźnimy. Nie, ja już nie wiem co robić. Nie odbiera już ode mnie. Proszę, pomóż mi jakoś.
- Dobra, może mój plan był głupi. Jutro coś wymyślę. Idź spać, Bruno.

* * *
Była 7 rano. Ja smacznie spałam, gdy poczułam dotyk Louisa.
- Złotko - zaczął, a ja od razu skojarzyłam to słowo z Brunem. - Wstajesz?
- Tak, tak, już.
Weszłam do kuchni, gdzie czekało pyszne śniadanie. Louis włączył radio. Oczywiście. Leciało "Treasure".
- Mógłbyś ściszyć? - poprosiłam.
- A faktycznie. Nie lubisz tej piosenki - zaśmiał się Lou. - Wychodzę dziś wcześniej do pracy. Będziesz na mnie czekać?
- Tak, jak zawsze, kochanie. - uśmiechnęłam się. - Miłego dnia.
Po wyjściu Louisa wzięłam do ręki telefon. 10 nieodebranych połączeń, wszystkie od Bruna. A może miał mi coś do powiedzenia? Może coś da się... Nie no. Już nie dzwoni. Może chciał po prostu udawać miłego. To już nieważne, nie mogę o nim myśleć. Bruno Mars znów jest obcą mi gwiazdą.